Róbmy dobro, nie dzielmy

Róbmy dobro, nie dzielmy
(fot. PAP/Maciej Kulczyński)

Podczas konferencji, na której ogłoszono współpracę "Pomocy Kościołowi w Potrzebie" (PKWP) z polskim rządem, dziennikarz zadał ks. Cisło pytanie o inicjatywę znaną jako "korytarze humanitarne".

"Chce pan chore dzieci, w ciężkim stanie, przewozić pontonami przez morze?" - tak odpowiedział ks. Cisło (w 33 min. 45 sek. tego nagrania), dyrektor polskiej sekcji organizacji pomagającej prześladowanym chrześcijanom. Tym samym zasugerował, że promowany przez polski episkopat, abpa Gądeckiego i papieża Franciszka program pomocy dla Syryjczyków może doprowadzić do narażenia na niebezpieczeństwo niewinne dzieci.

Co więcej, jak czytamy w notce z konferencji, ks. Cisło miał również powiedzieć, że tak naprawdę "nie ma takich potrzeb", by sprowadzać ofiary na leczenie do Polski. "Ponieważ jeśli my nie jesteśmy w stanie tego dokonać w szpitalach w Damaszku bądź w Aleppo, mamy szpitale w Libanie, które są dobrze wyposażone" - tłumaczył ks. Cisło.

DEON.PL POLECA

Trzeba wreszcie dodać, że dyrektor PKWP w Polsce podkreślił, żeby nie robić polityki wokół "nieszczęścia ludzi". "Natomiast jeśli chcemy pomagać normalnie i efektywnie, to róbmy to tam [tj. w Syrii - przyp. KW]" - dodał ks. Cisło.

Dzielenie nie pomaga

Muszę przyznać, że wypowiedzi ks. Cisły są dla mnie niezrozumiałe. Z jednej strony nawołuje on do nierobienia polityki wokół nieszczęścia ludzi, a z drugiej otwarcie krytykuje bardzo skuteczny program wsparcia dla ofiar wojny w Syrii. Program, podkreślę jeszcze raz, który wspierają liderzy Kościoła w Polsce i na świecie.

Trudno mi uwierzyć, że ks. Cisło nie słyszał o idei "korytarzy humanitarnych" i rzeczywiście uważał, że polegają one na przerzucaniu ludzi (w tym dzieci) pontonami przez Morze Śródziemne. Nawet jeśli, to jego słowa o nierobieniu polityki przy jednoczesnym wskazaniu, że pomoc uchodźcom w Europie jest czymś nieefektywnym i nienormalnym ("jeśli chcemy pomagać normalnie i efektywnie, to róbmy to tam"), rozgrzewa właśnie niepotrzebny i bardzo krzywdzący spór polityczny.

Należy też powiedzieć wprost: przeciwstawianie dwóch sposobów pomocy, szczególnie w przypadku osoby mającej głosić Dobrą Nowinę, jest nieetyczne. Ksiądz Cisło tymi słowami nikomu nie pomaga.

Dlatego proszę, by zamiast ciągle dzielić (w przypadku tak względnie niewielkiej pomocy Polski na rzecz ofiar wojny w Syrii), zewrzyjmy szeregi tych, którzy są wrażliwi na tragedię Syryjczyków i pomagajmy wspólnie.

Czym są korytarze humanitarne?

Warto zatem przypomnieć, że korytarze humanitarne to skuteczny program pomocy realizowany we Włoszech przez wspólnotę Sant'Egidio i rząd włoski. Z jednej strony państwo oferuje wizy humanitarne uchodźcom - ofiarom wojen i katastrof wybranym przez członków wspólnoty Sant'Egidio.

"Nasz projekt zakłada udzielenie pomocy osobom, które są znane w swojej wspólnocie, które można zidentyfikować, brane są ich odciski palców - tłumaczy Paolo Ciani, jeden z koordynatorów korytarzy humanitarnych we Włoszech. - Dopiero po tych kontrolach mogą otrzymać wizę. Z korytarzy humanitarnych korzystają ludzie w najtrudniejszym położeniu: rodziny z dziećmi, osoby starsze, chore, samotne matki. Innymi słowy ci, których losy w tej i tak trudnej dla każdego sytuacji ucieczki przed wojną są najgorsze".

Co ważne, rola Kościoła się na tym nie kończy. Osoby przybywające do Włoch dzięki korytarzom humanitarnym trafiają bowiem do parafii, stowarzyszeń i konkretnych rodzin. Dzięki temu uratowano już prawie siedemset osób. Abp Gądecki w październiku 2016 roku podczas prezentacji programu Caritas "Rodzina rodzinie" stwierdził wprost, że Kościół w Polsce jest gotowy na uruchomienie tego rozwiązania w naszym kraju. Przyznał jednak, że na razie - ze względu na "opór" ministerstw spraw zagranicznych oraz wewnętrznych - "podjęcie idei korytarzy humanitarnych nie jest możliwe".

Do otwarcia korytarzy wezwał również w liście na tegoroczny Wielki Post kard. Kazimierz Nycz. Jego inicjatywa została jednak skrytykowana przez ojca Ferasa Lofti, który posługuje w Aleppo. Franciszkanin stwierdził, że idea korytarzy humanitarnych jest nieaktualna oraz że "potrzebujemy zostać i pomagać ludziom na miejscu, i jest taka możliwość. W momencie, gdy szpital na miejscu nie jest w stanie wyleczyć jakiegoś przypadku - są szpitale w Libanie. Natomiast jechać do Europy, zapłacić za bilet i pobyt - za te pieniądze moglibyśmy wyleczyć setkę dzieci". Dlaczego jednak nie zawsze "jest taka możliwość"?

Syria i Liban wołają o pomoc

Sytuacja w Syrii jest katastrofalna. Szpitale nie są w stanie leczyć wszystkich, nawet najprostszych ran i schorzeń. Osobiście spotkałem dwie "rodziny" składające się z samych dzieci, których rodzice zaginęli lub nie żyją. Przepełnione sierocińce i szpitale w Aleppo, pozbawionym rządowego wsparcia na poziomie administracyjnym i społecznym, nie będą w stanie pomóc dziesiątkom tysięcy sierot pozostawionych na terenach wyzwolonych z rąk ISIS.

Oto jedna z "rodzin", które spotkaliśmy podczas pobytu we wschodnim Aleppo:

Jeśli chodzi o Liban, to oficjalne dane mówią o ok. 1,2 mln Syryjczyków zarejestrowanych w tym kraju. Nieoficjalnie mówi się, że mieszka ich tam co najmniej dwa miliony, czyli około 30 procent ogółu populacji. To tak, jakby w Polsce mieszkało obecnie ponad 11,5 miliona przybyszów.

Korytarze humanitarne są wciąż aktualne

Są co najmniej trzy powody, dla których jedynym ratunkiem dla Syryjczyków w Libanie byłyby korytarze humanitarne.

Po pierwsze, podobnie jak inne kraje sąsiadujące z Syrią, Liban nie podpisał konwencji o uchodźcach, więc Syryjczycy nie mają tam praktycznie żadnych praw. Są skazani na wykluczenie. Stąd też większość uchodźców z Syrii nie stać nawet na jedzenie (koszty życia są porównywalne do tych, jakie panują np. w Niemczech), nie mówiąc o kosztach wynajmu mieszkania czy edukacji.

Po drugie, część z nich nie ma możliwości powrotu do Aleppo czy innych części Syrii kontrolowanych przez al-Asada - czego z pewnością świadom jest ojciec Lofti - ze względów politycznych.

Po trzecie zaś, kryzys w samym Libanie jest na tyle poważny, że organizacje humanitarne nie są w stanie objąć pomocą medyczną - której koszty są wyższe niż np. we Włoszech, a tym bardziej w Polsce - wszystkich osób, szczególnie najbardziej schorowanych czy niepełnosprawnych.

Nie szukajmy wymówek: idea korytarzy nie jest "nieaktualna", co nie oznacza oczywiście, że nie warto racjonalnie zastanawiać się, w jaki sposób mogłaby być najskuteczniejsza.

Naszym obowiązkiem - jako Polaków, katolików, ale też po prostu jako ludzi - jest pomoc ofiarom tej najbardziej krwawej od 1945 roku wojny. Sądzę, że ks. Cisło myśli podobnie. Dlatego proszę, nie twórzmy już podziałów między tymi, którzy chcą pomagać.

Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Miłośnik kultury bliskowschodniej. Pisze doktorat z filozofii arabskiej. Wraz z żoną prowadzi bloga islamistablog.pl.
 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Róbmy dobro, nie dzielmy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.