Nie jesteś sumą swoich sukcesów i porażek. Jesteś niepowtarzalną osobą
Nie jesteś sumą swoich sukcesów i porażek. Jesteś tym, co Bóg złożył w twoim sercu. Jesteś niepowtarzalną osobą stworzoną przez Mistrza w swoim fachu - pisze Maja Komasińska-Moller.
Jestem tym, co udało mi się osiągnąć
Założę się, że pomyślałaś o sobie w ten sposób co najmniej raz. Ja myślę tak zbyt często. Zbyt często. Wpadam w tę pułapkę i skupiam się nie na tym, kim jestem, ale na tym, co muszę zrobić, by stać się... no właśnie, jaka? Bardziej podziwiana? Lepsza? Piękniejsza?
Nie jesteś sumą swoich sukcesów i porażek. Jesteś tym, co Bóg złożył w twoim sercu. Jesteś niepowtarzalną osobą stworzoną przez Mistrza w swoim fachu.
Pomyśl, jaki twój sukces lub jaka twoja porażka cię definiuje. Przez pryzmat jakiej życiowej roli określasz samą siebie? Kim jesteś? Kobietą, żoną, mamą, studentką, przyjaciółką? Dziewczyną najbardziej lubianą na Facebooku czy beznadziejną w tworzeniu relacji? Kiepską kucharką czy przyszłą zdobywczynią gwiazdki Michelin? Te określenia nie są niczym złym – są bardzo naturalne. I myślę, że Bóg, dobry Ojciec, świętuje z nami każdą naszą radość, również sukcesy odniesione w pracy czy w świecie mediów społecznościowych. Nie chodzi o to, by to przekreślać. Chodzi o to, by przynajmniej raz na jakiś czas zadać sobie pytanie, w jaki sposób definiujemy same siebie. Szczególnie że życiowe zmiany zabierają czasem to, przez co nauczyłyśmy się siebie postrzegać.
Znowu posłużę się przykładem dotyczącym macierzyństwa: kiedyś określałam siebie słowami „mama w ciąży”. Potem byłam mamą niemowlaka, mamą małych dzieci, teraz jestem mamą nastolatki. Jeśli zbyt mocno zrosnę się z tym, co mnie określa, nie będę w stanie przyjmować zmian, jakie w naturalny sposób przynosi życie. Nie pozwolę dzieciom dorastać i usamodzielniać się, nie pozwolę sobie na przeprowadzkę, a ludziom na bycie ze mną w takiej relacji, jaka im służy. Stracę wolność, bo będę obawiać się utraty etykietki, z którą zrosłam się tak bardzo, że nie umiem bez niej żyć. Chyba że przede wszystkim będę patrzeć na siebie przez pryzmat miłości Tego, który mnie powołał do życia – jeśli w tym wszystkim, co dzieje się we mnie i wokół mnie, będę trzymać się przekonania, że jestem Jego ukochanym dzieckiem, mam szansę na życie w wolności.
Jak dalece w tym wszystkim, czym na co dzień żyję, określają mnie te proste słowa: że jestem ukochana przez Boga? Czy te słowa są dla mnie ważne? I czy mają jeszcze w moim życiu moc przemiany? Czy przywołują radość, nawet wtedy, gdy wydaje mi się, że w oczach świata poniosłam porażkę? Jak dalece czuję się ukochana przez Boga? I czy w związku z tym mogę pozwolić sobie po prostu być? Nie próbować wciąż udowadniać sobie i światu, że osiągnęłam coś niesamowitego – bo wystarczy, że jestem?
Nie napiszę dzisiaj: „Odkryj swoje piękno”. Nie powiem: „Uwierz w siebie”. Zamiast tego proponuję: Bądź. Bądź sama ze sobą, w obecności Boga. Pytaj Go, kim jesteś w Jego oczach. Pytaj siebie, jakie skarby w sobie odkrywasz i jakie słabości nie dają ci spokoju. Jedno i drugie można złożyć w Jego rękach, ufając, że to miejsce najlepsze z możliwych.
Skomentuj artykuł