4 podstawy wiary według kard. Ratzingera

4 podstawy wiary według kard. Ratzingera
(fot. Manfredo Ferrari / CC BY-SA 4.0 / aj)
kard. Joseph Ratzinger

Stosując te zasady do naszego życia, musimy na nowo nauczyć się, że nie wszystko możemy wykonać sami, musimy ponownie uwierzyć, że Pan rzeczywiście jest obecny i działa w naszym świecie.

Każde kolejne pokolenie ludzkości jest nowe. Z jednej strony czerpiemy z przeszłości, z drugiej jednak w najbardziej fundamentalnych sprawach musimy stale zaczynać od początku. Nie jest rzeczą oczywistą, że następne pokolenie również będzie tworzyło Kościół. Musi on zostać na nowo rozbudzony w duszach, musi się w nich budować od nowa. Dlatego pytanie, w jaki sposób to się dzieje, jest w najwyższym stopniu naglące, zwłaszcza że najnowsze statystyki pokazują, do jakiego stopnia Kościołowi grozi wykrwawienie, jak realne jest niebezpieczeństwo, że nie będzie on już przestrzenią spotkania różnych pokoleń i wspólnego uczenia się tego co najważniejsze.

Jak zatem rodzi się Kościół - kiedyś i dzisiaj?

1) Po pierwsze, uczniowie udają się do "sali na górze" -jak pisze św. Łukasz - czyli gromadzą się tam, gdzie Pan świętował Ostatnią Wieczerzę.

DEON.PL POLECA

Można by się spodziewać czegoś innego - oczekiwać, że zapytają: "Co mamy robić?" Pan odszedł, nie po­zostawił po sobie nic konkretnego poza obietnicą, że przyjdzie Duch Święty, a oni będą Jego świad­kami. Mogliby na przykład powiedzieć: "Przecież nie widać, żeby cokolwiek się wydarzyło". Albo mogliby postanowić: zbierzmy się razem i prze­dyskutujmy to, w jaki sposób można utworzyć Kościół. A potem go ustanówmy.

Nic takiego się nie dzieje. Idą do Wieczernika, w którym Pan podarował im samego siebie, gromadzą się tam, aby stanowić jedno i aby prosić o Boży dar - o Ducha Świętego. Wiążą się z tym dwie sprawy. Po pierw­sze, najwyraźniej są przekonani, że nie mogą po prostu sami powiedzieć: "Utwórzmy Kościół, bo trzeba w końcu ruszyć z miejsca". Są przekonani, że nie da się arbitralnie utworzyć trwałej, funda­mentalnej wspólnoty ani ustanowić jej na mocy własnej decyzji, ale musi się ona rozwijać w spo­sób organiczny, gdyż jest to żywa rzeczywistość, wykraczająca poza naszą własną sprawczość. Po drugie, uznając granicę swojego działania, wie­rzą, że słowa Pana były prawdziwe, że ześle On im swojego Ducha i utworzy żywą wspólnotę.

Stosując te zasady do naszego życia, musimy na nowo nauczyć się, że nie wszystko może­my wykonać sami, musimy ponownie uwierzyć, że Pan rzeczywiście jest obecny i działa w naszym świecie. U początku Kościoła stoi zawsze akt wia­ry. Jeśli nam jej zabraknie, jeśli nie ma w nas od­wagi wiary w Jezusa i Jego żywą moc w świecie, wtedy wszystko inne okazuje się niewystarcza­jące. Może wówczas powstać tylko nasz Kościół, będący naszym własnym dziełem, i każdy bę­dzie mógł słusznie wytknąć jakiś feler w tym, co wymyślił ktoś inny. Ważne, żeby Kościół nie był nasz, tylko Chrystusowy. Tylko Jego Kościół, któ­rego nie stworzyliśmy my sami, który pochodzi od Niego i który przerasta nasze pomysły, może przetrwać. Potrzeba nam pokory i wiary, aby się na Niego otworzyć.

2) Po drugie, ci, którzy zgromadzili się w Wie­czerniku, modlą się.

W tym miejscu znowu wy­chodzą na jaw dwie sprawy. Aby powstał Kościół, konieczne jest zgromadzenie, i to zgromadzenie wokół Pana eucharystycznego. Dlatego tak istot­na jest niedziela, kiedy zbieramy się w jednym pomieszczeniu, w którym Pan świętuje wraz z nami. Może to wymagać poświęcenia - gdy jest piękna pogoda, gdy wolałoby się wybrać na wycieczkę lub zająć się swoimi sprawami. Łatwo można sobie powiedzieć: gdy jest tak pięknie, większą pobożność odczuwam na łonie natury niż w kościele, gdzie jest duszno i tłoczno. Ale w rzeczywistości są to wymówki. Wspólnota wia­ry, która podtrzymuje nas wszystkich, powstaje tylko wówczas, gdy jesteśmy gotowi - nie bójmy się tych słów - ponieść tę ofiarę, aby się spotkać, aby pozwolić Panu, by gromadził nas w jedno. Bez tego niedzielnego rytuału nie da się założyć Kościoła. To jest gleba, na której wyrasta Kościół. I zawsze powstaje on na nowo, gdy do tego spo­tkania i zebrania w jedno, do tego zgromadzenia wszystkich pokoleń wokół Pana przywiązujemy na tyle dużą wagę, że poświęcamy swój czas i wkładamy swój wysiłek, aby w nim uczestniczyć.

3) Uczniowie, gromadząc się, nie dyskutują na temat ustroju Kościoła. Dyskusja jest co prawda ważna, ale ma swoje granice.

Nie może stworzyć wspólnoty. Dyskusja może pomóc w lepszej jej organizacji, ale ta musi wpierw zaistnieć. I dla­tego u początku Kościoła nie stoi debata nad jego ustrojem, ale zgromadzenie wokół Pana w jedno­myślnej modlitwie. Modlitwa zaś ma wielora­ką postać. Modlitwą jest wspólne mówienie do Boga, ale również słuchanie Jego słowa, kiedy pozwalamy, by Bóg mówił do nas i by Jego sło­wo przenikało nas i przemieniało. Modlitwą jest także trwanie w ciszy, milczenie, kiedy pozwa­lamy słowu Boga działać w nas. Modlitwą jest wreszcie uwielbienie w odpowiedzi na słowo, śpiew i oddawanie Bogu chwały, które dzisiaj możemy przeżywać w tak piękny i uroczysty sposób dzięki naszemu chórowi kościelnemu i orkiestrze. Wszystko to jest modlitwą. Na każ­dy z tych sposobów przyzywamy obecności Bożej.

Każda z tych form zbliża nas nawzajem do siebie. Wspólne milczenie, wspólne słuchanie, wspólne wołanie do Boga i wspólne wielbienie Go wytwa­rza wewnętrzną jedność, bycie ze sobą w tym, co istotne, nieosiągalne przez żadne rozmowy. Mo­dlitwa jest niezastąpiona. Można by to podsumo­wać w ten sposób: uczniowie gromadzili się, aby świętować wraz z Panem Jego obecność i przy­zywać Jego miłosierdzia. I dopiero wtedy mogła powstać wspólnota rozciągająca się również na dni powszednie. Dlatego bardzo słusznie Ko­ściół traktuje niedzielę nie jako ostatni, ale jako pierwszy dzień tygodnia. Nie jest to czas wolny, który przysługuje nam po pracy, ale wspólne świętowanie, które stanowi podstawę wszyst­kich innych działań. Dopiero z tego wspólnego zgromadzenia wokół Pana, które jest źródłem i centrum, fundamentem i filarem wspólnoty, mogą wypłynąć także działania dnia powsze­dniego, nasze własne czyny.

4) Na koniec czwarta uwaga: święty Łukasz po­daje, że liczba uczniów wynosiła około stu dwu­dziestu, ale wśród nich wyróżnia dwie grupy.

Widocznie są one kluczowe dla struktury, ładu i możliwości zaistnienia tej wspólnoty. Chodzi po pierwsze o dwunastu apostołów, których wy­mienia po imieniu, a po drugie o Maryję, Matkę Pana, oraz ziemskich krewnych Jezusa. Są tam więc przedstawiciele nowej rodziny - dwana­ście to liczba Ludu Bożego - przedstawiciele tej nowej, wielkiej rodziny, którą Pan chce sobie utworzyć z całej ludzkości, a zarazem są tam krewni, będący ucieleśnieniem Jego ziemskich, ludzkich korzeni. Obie te grupy stanowią jed­ność, która jest konieczna, aby istniał Kościół. Z jednej strony trzeba zachowywać wspólnotę z apostołami i ich następcami, wielką wspólno­tę apostolską i katolicką. Wspólnota kościelna, która zamknęłaby się w sobie i powiedziałaby: "U nas jest tak wspaniale, rozumiemy się tak do­brze, a te inne rzeczy, które przychodzą z Rzymu czy skądinąd, tylko nam w tym przeszkadzają" - zapadłaby się w końcu sama w sobie i utraciła wszelką witalność. Potrzebne nam jest uczest­nictwo w wielkiej wspólnocie Jezusa Chrystu­sa, której filarami są apostołowie i ich następcy. Z drugiej strony potrzebne jest zakorzenienie w tym, co ziemskie, potrzebny jest również pier­wiastek kobiecy.

Obejmuje on wymiar maryjny, wymiar kobiecych posług; chodzi tu także o to, że ta wielka wspólnota wyraża się w sposób dosto­sowany do danego miejsca i konkretnych osób. Wielki Kościół, obejmujący wszystkie miejsca i wszystkie czasy, musi się wiązać z tym, co kon­kretne i bliskie. Tylko wtedy, gdy oba te wymia­ry wzajemnie się przenikają, rozwija się Kościół w pełnym tego słowa znaczeniu.

Chcemy więc prosić Pana, by także w naszych czasach na nowo w ten sposób budził Kościół; abyśmy mieli odwagę wiary; abyśmy nie budo­wali naszego Kościoła, tylko przyjęli w darze Jego Kościół; abyśmy odważyli się ofiarować Panu Eucharystycznemu naszą pokorę, cierpli­wość i czas zgromadzenia; abyśmy w modlitwie i uwielbieniu odnaleźli wspólnotę, podtrzymu­jącą nas również w naszej codzienności i aby w ten sposób to, co dalekie, połączyło się z tym, co bliskie, a niebo złączyło się z ziemią.

Tekst pochodzi z książki "Głód Boga. Kazania z Pentling"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

4 podstawy wiary według kard. Ratzingera
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.