Kochani księża, przeczytajcie adhortację
Są takie momenty, w których katolik siedzi w kościelnej ławce i żałuje, że ksiądz mówiący kazanie nie spieszy się na obiad.
Niedzielna Msza. Właśnie usiadłeś w ławce po wysłuchaniu Ewangelii. Czekasz na krótką homilię. Masz nadzieję, że ksiądz poświęci kilka minut na rozwinięcie słów Pisma, które przed chwilą usłyszałeś. Być może powie coś, co pomoże ci zrozumieć słowa Jezusa i przełożyć je na codzienne życie w rozpoczynającym się tygodniu.
Nic bardziej mylnego. Niestety znowu nie masz szczęścia. Zamiast konkretnych refleksji, nietrzymające się kupy lanie wody. Zamiast odniesień do naszych codziennych problemów, jakaś trudna do zrozumienia historyjka, która miała być życiowa i zabawna, ale chyba nikt nie zrozumiał intencji kaznodziei. Zamiast kilku prostych myśli, które są wynikiem wcześniejszej medytacji księdza nad Słowem, zlepka gotowców przeczytanych w pomocach homiletycznych, połączona z jakimś średnio pasującym do całości cytatem (najlepiej z Jana Pawła II).
Po pięciu minutach masz dosyć. Z Ewangelii prawdopodobnie już nic nie pamiętasz. Jeżeli masz pecha, to niestety kaznodzieja dopiero się rozkręca. Po dziesięciu minutach przy każdym zawieszeniu przez niego głosu cieszysz się, że to już koniec. Niestety tak się nie dzieje. Jeśli masz wybitnego pecha, to ta przeprawa może trwać nawet dwadzieścia kilka minut. Po drodze możesz usłyszeć jeszcze jakieś refleksje społeczno-polityczne. Po takim doświadczeniu żałujesz, że ksiądz odprawiający mszę, nie spieszył się na obiad.
To nie jest wymyślona historia. Taka niestety często jest nasza szara, parafialna rzeczywistość. Oczywiście są księża, którzy robią na ambonie, to co powinni tam robić, ale są to niestety nadal wyjątki.
Na wagę problemu zwrócił uwagę papież Franciszek. W opublikowanej całkiem niedawno adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium (która przez wielu nazywana jest już dokumentem programowym tego pontyfikatu), znajdziemy część poświęconą temu, jak powinno wyglądać głoszenie homilii.
Oto kilka papieskich porad. Trafna diagnoza i recepta na dobre kazanie:
- Homilia jest punktem porównania w ocenie bliskości i zdolności spotkania pasterza ze swoim ludem. Wiemy bowiem, że wierni przywiązują do niej wielką wagę. Oni zaś, podobnie jak sami wyświęceni szafarze, wielokrotnie cierpią, jedni przy słuchaniu, drudzy przy głoszeniu słowa. To smutne, że tak jest.
- Homilia nie może być rozrywkowym spektaklem, nie odpowiada logice przekazów medialnych, ale powinna wzbudzić zapał i nadać sens celebracji. Stanowi ona szczególny rodzaj, ponieważ chodzi o przepowiadanie słowa w ramach celebracji liturgicznej. Stąd powinna być krótka i powinna unikać sprawiania wrażenia, że jest jakąś konferencją lub lekcją.
- Przygotowanie przepowiadania słowa jest zadaniem tak ważnym, że należy poświęcić dłuższy czas na studium, modlitwę, refleksję i duszpasterską kreatywność.
- Niektórzy proboszczowie często utrzymują, że nie jest to możliwe z powodu tak licznych obowiązków, które muszą spełniać. Jednakże ośmielam się prosić, aby w każdym tygodniu poświęcić temu zadaniu wystarczająco długi czas osobisty i wspólnotowy, nawet gdyby trzeba było przeznaczyć mniej czasu na inne zadania, nawet ważne.
- Kaznodzieja powinien także słuchać ludu, aby odkryć to, co wierni potrzebują usłyszeć. Kaznodzieja jest człowiekiem kontemplującym Słowo, a także kontemplującym lud.
- Kaznodzieja, który się nie przygotowuje, nie jest «duchowy», jest nieuczciwy i nieodpowiedzialny wobec otrzymanych darów.
To tylko kilka krótkich fragmentów. Wszystkich księży zachęcam do uważnej lektury całej adhortacji Evangelii Gaudium ze szczególnym uwzględnieniem rozdziału trzeciego zatytułowanego "Głoszenie Ewangelii". Dla ich i naszego dobra.
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek.
Skomentuj artykuł