O braku potrzeby zmiany formuł modlitewnych

O braku potrzeby zmiany formuł modlitewnych
Elżbieta Wiater

Kilkanaście lat temu Szymon Hołownia rozpoczął krucjatę o uwspółcześnienie języka kościelnego. Krucjata odniosła sukces i obecnie głoszone kazania oraz pisane przez instytucje kościelne dokumenty formułowane są bardziej bezpośrednio, a przez to nośnie.

Podobną krucjatę miał na myśli chyba Tomasz Niemirowski, pisząc swój tekst o potrzebie zmiany tłumaczeń formuł modlitewnych. Problem w tym, że o ile Hołownia komentował sferę, w której porusza się jako zawodowiec (właściwa forma komunikatu, jego czytelność i treściwość to cechy wymagane także w przypadku przekazu dziennikarskiego, nie tylko kazania czy listu episkopatu), to tekst Niemirowskiego wskazuje na to, że jakkolwiek ma dobre intencje i intuicje, brak mu wiedzy zarówno z zakresu teologii, jak i liturgiki. A zmiany w tych zakresach proponuje.

Pierwszym błędem, moim zdaniem jeszcze na poziomie przedzałożeń, jest uznanie formuły modlitewnej za identyczną pod względem charakteru i funkcji z kazaniem czy katechezą. Te służą mistagogii, czyli objaśnianiu znaków i treści zawartych w nauczaniu i liturgii Kościoła, w związku z tym mają być klarowne, nośne i maksymalnie zrozumiałe. Inaczej nie spełnią swojego zadania.

Formuła modlitewna także jest nośnikiem konkretnej treści, ale pełni też wobec niej funkcję normatywną, to znaczy nie tylko przekazuje pewną doktrynę, ale też kształtuje duchowość tego, kto się tą formułą posługuje, dostosowując tę duchowość do doktryny.

DEON.PL POLECA


Domaganie się, żeby zmienić Modlitwę Pańską czy Pozdrowienie anielskie przypomina nieco wywieranie nacisku na prawników, żeby porzucili specyficzny język dokumentów prawnych, bo przecież nikt go nie rozumie. Tyle, że ten język gwarantuje precyzję zawartych w zapisach sformułowań i czasem wprowadzenie jednego przecinka zmienia znaczenie całego paragrafu.

Jest też aspekt, który współcześnie jest mało doceniany, ale to nie zmniejsza jego istotnego znaczenia: formuły, którymi się modlimy, zostały nam przekazane przez tradycję. Brzmią po staropolsku, ale to nadaje im ciężaru właściwego temu, co przechowywane jest przez pokolenia ze względu na swoją bezcenną wartość. Wskazują na bardzo ważny aspekt rytuału i modlitwy: stałość i tworzenie więzi. Zachowanie formuł danych nam przez przodków to wejście z nimi w relację; uznanie swoich korzeni i zgoda na to, by czerpane z nich doświadczenie przekazać dalej.

Oprócz tego zarzutu dotyczącego najbardziej ogólnego poziomu mam też kilka zastrzeżeń szczegółowych. Nie będę ich omawiać wszystkich, skupię się jedynie na najbardziej znaczących.

Nie wiem, czemu autor uparł się, żeby każde miejsce, gdzie w formułach występuje słowo "Ojciec" tłumaczyć tak, jakby było tam słowo "Abba". Szczególnie, że zarówno św. Mateusz, jak św. Łukasz przekazują, że na początku swojej modlitwy Jezus użył słowa "Pater" (chodzi mi o słowo greckie). Tego samego słowa użyli ojcowie obu soborów, którym zawdzięczamy nasze Credo.

Owszem, św. Paweł używa zwrotu: "Abba, Ojcze!" w Liście do Rzymian (Rz 8,15) i Liście do Galatów (Ga 4,6) na określenie modlitwy, do jakiej uzdalnia nas Duch, ale, po pierwsze, nigdzie tam nie jest napisane, że chodzi o Modlitwę Pańską, a pod drugie - sam Paweł przekłada to na słowo "Pater", którego użył Jezus, przekazując nam Modlitwę Pańską, sugerując w ten sposób, że to właśnie słowo jest bardziej podstawowe.

Jezus użył pojęcia "Abba" podczas modlitwy w Ogrójcu, ale tam także jest ono od razu przetłumaczone na "Ojcze" (por. Mk 14,36). Do tego dochodzi trudność w przekładzie pojęcia "abba". I nie da się jej, moim zdaniem, przekroczyć, bo związana jest z osobistym doświadczeniem modlącego się, a nie użytym do przekładu wyrazem. W końcu nawet tak zdrobniałe wyrażenie jak "mamusia" inaczej brzmi w ustach przedszkolaka, a inaczej wypowiada je mężczyzna mówiący o swojej nadaktywnej teściowej.

Tymczasem w zwrocie: "Ojcze", oprócz określenia relacji jest też duża doza szacunku. Współcześnie zwykle nie zwracamy się tak do swojego rodzica, ale zwrot ten w tej formule ma nam mówić raczej o naszej relacji do Boga niż o relacji do ziemskiego ojca.

Owszem, właściwe rozumienie tego pojęcia, jak i całej Modlitwy Pańskiej wymaga komentarza, ale komentarze do tej modlitwy były wygłaszane i pisane od początków Kościoła. I dam sobie rękę uciąć, że będą powstawać aż do paruzji. Głównie dlatego, że modlitwę tę trzeba umieścić w kontekście biblijnym, aby ją właściwie zrozumieć. Inaczej, bez względu żonglerkę słowami w przekładzie "Ojcze nasz", pozostanie ona nie do końca zrozumiała.

Tryb użyty w przekładzie zwrotów: "przyjdź Królestwo Twoje!", "święć się Imię Twoje!" jest wiernym przekładem formy gramatycznej użytej w oryginale. Z ewentualnymi uwagami co do braku poprawności teologicznej i logicznej proszę kierować się do Autora tych słów.

Tak samo jest z przekładem: "I nie wódź nas na pokuszenie". Pod względem precyzji przekazu treści moim zdaniem rzeczywiście lepszy jest przekład BT, jednak dosłowne tłumaczenie jest takie, jakie mamy w obecnej wersji "Ojcze nasz".

Co do Pozdrowienia anielskiego, to ani "witaj", ani tym bardziej "dzień dobry" nie oddaje greckiego "chaire". I tu staropolskie "zdrowaś" jako życzenie dobra, sił najlepiej jeszcze oddaje znaczenie greckiego czasownika będącego właśnie życzeniem powodzenia, łaski. I moim zdaniem pozostaje nadal czytelne w przekazie, w końcu większość maili i listów nadal kończymy zwrotem: "pozdrawiam", które pochodzi od tego samego źródłosłowu.

W zwrocie "świętych obcowanie" nie tyle chodzi o ich wstawiennictwo, co dogmat o jedności Kościoła w jego trzech wymiarach: doczesnym, niebiańskim i oczyszczających się w czyśćcu. Po łacinie mowa tam o "communio sanctorum", wspólnocie zarówno złożonej ze świętych, jak i uczestniczących w tych samych świętych (darach), które zawdzięczamy Misterium Paschalnemu Chrystusa. I tu ponownie lepiej jest dołożyć objaśnienie, niż zmieniać formułę, która w teologii jest już pewnym pojęciem "technicznym".

Jeśli chodzi o Dekalog, to "nie będziesz" jest precyzyjnym przekładem hebrajskiego trybu użytego w tym miejscu. I jak widać po próbach zmiany tłumaczenia, jakie proponuje Niemirowski, zmienianie przekładu zaciera wartościową dwuznaczność tego zwrotu.

"Nie będziesz" ma zarówno formę nakazu, jak i obietnicy i to jest w pełni zgodne z kontekstem biblijnym. Wszelkie łamigłówki językowe w tym przypadku jedynie zaciemniają przekaz.

Na koniec dodam tylko, że nie da się stworzyć idealnego i trwałego przekładu formuł modlitewnych - należałoby go zmieniać co kilkanaście lat, bo język nieustannie ewoluuje. Mamy więc dwa wyjścia: nauczyć się ich w oryginale albo przyjąć formuły przekazane nam przez tradycję i wprowadzać w ich rozumienie przez mistagogię. Ta druga droga jest skutecznie przedeptana przez poprzednie pokolenia i, jak widać po rosnącej liczbie świętych, była skuteczna.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O braku potrzeby zmiany formuł modlitewnych
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.