Modlitwą w bliźniego
Chcę raczej zapytać o to, czy nie nadużywamy czasem modlitwy, traktując ją jako środek służący do zakasowania oponenta? A może taka modlitwa w ogóle nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, ponieważ Boga zaczynamy traktować po prostu jak bożka?
W czasie publicystycznych pojedynków, kiedy sama tylko wymiana merytorycznych argumentów przestaje być satysfakcjonująca dla jednej czy obydwu stron, w ruch idą dodatkowe narzędzia. Można na przykład próbować adwersarza upokorzyć, wyśmiać, obrazić, wyzłośliwiać się albo wywlekać historie z jego osobistego życia. Kto ma polot, ten na pewno będzie w stanie dorzucić do tej listy wiele innych, równie interesujących opcji. Ale jest jeszcze taka broń, po którą w debacie mogą sięgnąć tylko wierzący - i niekiedy nie wahają się ani chwili. To słowa: "Będę się za pana/ciebie modlić".
O tym, co tak naprawdę deklaruje autor owego zapewnienia, decyduje i kontekst, i intencja. Jeśli te słowa wyrastają z tego, że naprawdę zależy mi na moim adwersarzu i na tym, żeby sensownie poukładało się jego życie - wszystko w porządku. Ale jeżeli komunikat o planowanym wstawiennictwie cedzę ze złością czy ze złośliwością, ponieważ chcę w ten sposób ostatecznie udowodnić, kto tu jest górą (bo rzekomo Górę, czyli Boga, ma się po swojej stronie), to trudno nie usłyszeć w takiej deklaracji nieprzyjemnego zgrzytu. Co więcej, warto się wtedy poważnie zastanowić, czy nie mamy tu przypadkiem do czynienia z wzywaniem imienia Boga do rzeczy czczych (por. Wj 20,7).
Dość rozważań ogólnych, czas na przykład sprzed kilku dni. Sekwencja wydarzeń, w dużym oczywiście skrócie, była mniej więcej taka: portal Fronda.pl wezwał swoich czytelników do modlitwy za tych biskupów obradujących na Synodzie, "którzy kuszeni są przez laickie i współczesne ideologie". Autor intencji dodał jeszcze: "Niech ufają Sercu Jezusowemu i Ewangelii, a nie podszeptom szatana". Ks. Kazimierz Sowa skrytykował w mediach tę inicjatywę, zadając m.in. pytanie o to, "po której stronie w Watykanie ten szatan się zagnieździł?". Fronda.pl w odpowiedzi opublikowała artykuł Sebastiana Morynia zakończony następującą odezwą: "Naprawdę, trzeba mieć bardzo dużo złej woli, by w taki sposób mówić o modlitwie za biskupów i relatywizować zagrożenie płynące z ideologii ateistycznej. Dlatego w ramach dzisiejszej Koronki do Miłosierdzia Bożego pomodlimy się za księdza, prosząc o mądrość i miłość do człowieka, której księdzu brak, np. w stosunku do osób z Fronda.pl".
Lektura wcześniejszej części tego artykułu każe mi poważnie wątpić w szlachetne intencje autora, ale nie o nim - ani też nie o ks. Sowie - chcę tu napisać. Chcę raczej zapytać o to, czy nie nadużywamy czasem modlitwy, traktując ją jako środek służący do zakasowania oponenta? A może taka modlitwa w ogóle nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem, ponieważ Boga zaczynamy traktować po prostu jak bożka? Niczym rasowi poganie postanawiamy złożyć Mu ofiarę w postaci grupowo odmówionej Koronki i w ten sposób zagwarantować sobie przejście nieprzyjaciela na naszą stronę.
Łatwo w różnych przepychankach, zwłaszcza tych wywołujących silne emocje, stracić sprzed oczu fundamentalną prawdę, że Bóg jest Ojcem. Dosłownie, nie metaforycznie. Tak samo dla ks. Kazimierza Sowy, jak i Sebastiana Morynia. Z ojcostwa Boga wyciągamy prosty - a zarazem tak niekiedy trudny do zaakceptowania - wniosek, że my jesteśmy braćmi. Możemy się między sobą różnić, możemy się nieraz poprztykać, możemy się nawet nie lubić. I - pewnie! bo kto nam zabroni? - możemy też na siebie skarżyć Ojcu. Ale tak zachowują się małe dzieci. Dojrzali dorośli o konfliktach z bratem/siostrą rozmawiają z rodzicami w inny sposób.
Czytając książkę bp. Grzegorza Rysia "Wiara z lewej, prawej i Bożej strony", trafiłam niedawno na taki fragment: "Faryzeusz z Ewangelii, ten z przypowieści Jezusa o faryzeuszu i celniku, urąga Bogu, gdy się modli, bo ma w kompletnej pogardzie człowieka, który także znalazł się w świątyni (…). Nieważne, że ten faryzeusz mówi także: «Poszczę trzy razy w tygodniu, modlę się pięć razy dziennie…», skoro niszczy wspólnotę między sobą a człowiekiem, którego przed nim Bóg postawił. A jemu się wydaje, że jest pobożny…". Biskup tę myśl zaczyna od słów, które ja chcę przywołać na koniec: "Człowiek może obrażać Boga swoją modlitwą".
Anna Sosnowska - dziennikarz kanału religia.tv, współpracuje na stałe z miesięcznikiem "W drodze".
Skomentuj artykuł