Zgrzyt w papieskim samolocie

Zgrzyt w papieskim samolocie
(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Zgrzytnęło w samolocie. Na początku było miło. Potem zgrzyt. A dalej jeszcze lepiej.

Mianowicie podczas lotu powrotnego z Ameryki Łacińskiej papież spotkał się (jak zwykle) z dziennikarzami. Miał okazję powyjaśniać różne wątpliwości.

Przyznał się do picia mate, ale zaznaczył, że nie spróbował koki. Skromnie zaznaczył, iż porozumienie między USA a Kubą, to nie jego zasługa, ani nie zasługa mediacji watykańskiej. Po prostu trochę pomogli i tyle. Pięknie też wytłumaczył, czemu zabrał ze sobą (a nie zostawił w lokalnym sanktuarium) krucyfiks w formie sierpa i młota. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest on kontrowersyjny. Jednak wg Franciszka sztuka ma prawo wzbudzać kontrowersje. Do tego ten podarek nawiązuje wprost do twórczości artystycznej zamordowanego w Boliwii jezuity o. Luisa Espinal. Dlatego papież nie odebrał go jako coś napastliwego, jako próbę obrażenia uczuć religijnych (czy jakkolwiek to nazwiemy). Zwrócił uwagę na kontekst gestu prezydenta i doszedł do wniosku, że to było coś przygotowanego z wielką życzliwością, a jednocześnie miało dać do myślenia.

DEON.PL POLECA

Było miło i dowcipnie. I w tej miłej atmosferze padło pytanie, które wyraźnie zgrzytnęło. Tak duży to był zgrzyt, że aż został "przemilczany" w bardziej oficjalnych relacjach.

Jeden z dziennikarzy zwrócił uwagę Franciszkowi, że w swoim nauczaniu wiele mówi o biednych i że w tym kontekście przypomina o obowiązkach bogatym. Natomiast jakby w ogóle nie dostrzegał klasy średniej. Nie mówi o tych, którzy na całym świecie pracują i płacą podatki.

Mógłby ktoś pomyśleć, że to nie było uprzejme, zwłaszcza podczas podsumowania pielgrzymki do najuboższych krajów regionu. Co wtedy zrobił Franciszek?

Podziękował. Tak, uprzejmie i z serca podziękował za postawienie tej kwestii. I nie zrobił tego, bo w ten sposób miałby okazję przypomnieć jakieś swoje nauczanie w tej kwestii. Podziękował i przyznał się, że rzeczywiście jest to zaniedbanie z jego strony. Dodał też, że postara się "nadrobić" tę kwestię. Na pytanie, czy np. zrobi to podczas wizyty w USA, odpowiedział, że jeszcze nie wie, że musi się zastanowić jak włączyć w swoje nauczanie tzw. klasę średnią.

Papież się nie obraził. Nie obraził się otrzymując kontrowersyjny "krucyfiks", nie obraził się wobec pytania ukazującego jego błąd. Może dlatego, tak "naturalnie" używa mediów?

Dlaczego się nie obraża? Myślę sobie (Może się mylę?!), iż często obrażamy się, by dobrze wypaść. Gdy jakaś sytuacja mogłaby nas postawić w złym świetle, to się na nią "obrażamy", by się zdystansować, by pokazać, że nas nie dotyczy. Zwłaszcza w mediach "obrażanie się" jest odbierane jako atak, jako wskazywanie winnego gdzieś poza mną.

Franciszek, nawet, gdy mówi "ostro", to nikogo nie poniża. Widać u niego wielki szacunek do każdego człowieka. On nie jest żadną miarą napastliwy. I to jest dla niego naturalne. Dlaczego więc miałby się na kogoś obrażać?

Do tego "ma ten luz" i nie martwi się o to, jak wypadnie przed kamerami, przed tymi, którzy spodziewają takiej, czy innej etykiety, którzy by chcieli za niego wszystko zaplanować.

W Paragwaju na lotnisku dzieci prawie przewróciły papieża. Nie stało się tak, ponieważ ktoś je "wypuścił" na niego. Było wręcz odwrotnie. Przyszły tam  w strojach pierwszo-komunijnych i dowiedziały się, że tylko troje z nich będzie mogło podejść do ukochanego Franciszka i wręczyć mu kwiaty. No, trudno. Wymagania etykiety, protokołu itp. Gdy ta trójka już zrobiła swoje, chłopiec (członek owej delegacji) szepnął papieżowi, że są jeszcze inne dzieci, które chciałyby się z nim przywitać. Franciszek spytał, gdzie. I gdy "lobbysta" wskazał kierunek, papież spytał prezydenta, czy w takim razie tam pójdą. Prezydent nie miał innego wyjścia i … dzieci z radości prawie przewróciły dostojnego gościa.

Niby nic, niby niewiele. Ale "Kto jednemu z tych najmniejszych..." i "Pozwólcie dzieciom...". Papieska godność (przez kilka wieków bizantyjska w swojej formie) nie zabiła ducha ewangelicznego we Franciszku. Dlatego jest to papież, który przyznaje się do błędów i to własnych osobistych błędów.

Zgrzyt jest końcem, gdy rozwala bańkę mydlaną. Gdy nic nie jest napompowane staje się okazją...

Jacek Siepsiak SJ - redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zgrzyt w papieskim samolocie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.