Grozi nam katastrofa

Grozi nam katastrofa
(fot. wikimedia commons)

Mądrość indiańskich ludów głosi, że kiedy umrze ostatnie drzewo, ostatnia rzeka zostanie zatruta i ostatnia ryba zostanie złowiona, to dopiero wtedy człowiek przekona się, że nie może jeść pieniędzy. I można by dodać, że dopiero gdy wyparuje ostatnie jezioro, przekonamy się, że pieniądz nie rodzi życia.

Tragedia ekologiczna, jaką jest wyschnięcie jeziora Poopó, drugiego co do wielkości zbiornika wodnego Boliwii (po największym andyjskim jeziorze Titicaca), jest dowodem zachodzących zmian klimatycznych i globalnego ocieplenia, następstw prowadzonej przez człowieka działalności przemysłowej i zanieczyszczania atmosfery.

DEON.PL POLECA

To boliwijskie jezioro o długości 84 km i szerokości 55 km (4600 km2 powierzchni) ostatecznie zniknęło z mapy ziemskiego globu, a  ludzkość bezpowrotnie utraciła unikatowy w skali świata rezerwat flory i fauny. Na wyschniętej ziemi pozostało jedynie tysiące martwych ryb, wodnych ptaków i innych zwierząt. Widok jest przerażający.

Tam, gdzie jeszcze niedawno znajdował się brzeg jeziora, dziś można zobaczyć porozrzucane na pustyni rybackie łodzie, tracące swój kolor pod żarem słonecznych promieni.

Wioska Untavi, gdzie jeszcze kilka lat temu tętniło życie, a mieszkańcy z nadzieją patrzyli w przyszłość, ciesząc się połowem ryb i rozwijającą się turystyką, dzisiaj jest praktycznie wioską-widmem, w której pozostało zaledwie kilku starszych mieszkańców.

Kiedy na konferencji w Paryżu (COP 21) dyskutowano o tym, aby zmiany klimatyczne nie przekształciły się w globalną katastrofę, a wiele krajów broniło się przed koniecznością ograniczenia emisji CO2, jezioro Poopó zmieniło się w cmentarz dla wielu gatunków zwierząt, w miejsce przypominające bardziej Marsa niż Ziemię.

Tym, co czyni całą sprawę jeszcze bardziej ironiczną, jest fakt, że trasa najbliższego Rajdu Dakar będzie przebiegać właśnie przez tę pustynię, która nie tak dawno była prawdziwym rajem. Znane marki samochodów i motocykli staną się symbolem całego przemysłu motoryzacyjnego, w skład którego wchodzi także przemysł naftowy (rafinerie), wydobywczy (kopalnie i szyby naftowe), metalurgiczny i chemiczny (produkcja komponentów) i które to gałęzie są największymi trucicielami atmosfery, gleby i wody.

Teraz te współczesne zdobycze techniki będą miały wspaniałą pustynną autostradę o powierzchni ponad 4 tys. km2, aby pokazać swoje umiejętności w zanieczyszczaniu i w dyscyplinie mentalnie bliższej wiekowi XIX niż wyzwaniom, przed którym stanął człowiek w XXI wieku.

Dawno temu przecież minęły czasy, kiedy człowiek, opierając się na zdobyczach rozumu i techniki, stawał w szranki z siłami przyrody, chcąc je ujarzmić. Jaki jest sens, aby współczesny człowiek w swym supernowoczesnym pojeździe stawał do walki z siłami pustyni, próbując naśladować wyczyny dawnych pionierów? Jaki jest sens rajdowych osiągnięć, gdy jesteśmy świadkami systematycznego niszczenia przyrody i ekosystemów, czyli wartości koniecznych, aby człowiek w ogóle mógł żyć?

Naukowcy wskazują, że realizacja celu, jakim jest zatrzymanie wzrostu średniej temperatury na świecie poniżej 2°C, czyli nieprzekraczania wzrostu, który mógłby okazać się śmiertelny dla życia, wymaga pozostawienia pod ziemią przynajmniej 80 proc. aktualnego stanu paliw kopalnych, co równoznaczne jest z pozostawieniem tam bilionów dolarów.

Tragedia ekologiczna, jaką jest zagłada jeziora Poopó, potwierdza, że tylko kwestią czasu jest to, czy dobro ludzkości przeważy wobec krótkotrwałej chęci zysku za wszelką cenę.

Papież Franciszek w czasie konferencji prasowej w drodze powrotnej z Afryki, odnosząc się do kwestii wysiłków podejmowanych na rzecz ochrony środowiska, był bardzo klarowny: "Teraz albo nigdy! Jesteśmy na granicy! Jesteśmy na skraju samobójstwa!".

Papież w ten sposób przypomniał to, co już wcześniej powiedział w czasie spotkania z prezydentem Barackiem Obamą: "Żyjemy w krytycznym momencie historii; zmiany klimatyczne są problemem, którego nie można zostawić następnemu pokoleniu".

A zwracając się do przedstawicieli ruchów ludowych w boliwijskim Santa Cruz, zachęcił nas do odpowiedzialnego rachunku sumienia: "W niemal dziki sposób karzemy Ziemię, ludy i osoby. Wspólny dom nas wszystkich jest plądrowany, dewastowany, bezkarnie upokarzany. Tchórzostwo w jego obronie jest grzechem ciężkim".

Charakterystyczne, że papież, który patrzy na kwestie społeczne z perspektywy ludzi ubogich, ludzi z marginesu, odtrąconych przez współczesną cywilizację i stara się być ich rzecznikiem, przypomina, że takim "ubogim" jest też przyroda, często nadmiernie eksploatowana i łupiona tylko dla zysku i doraźnej korzyści.

Papieski sprzeciw wobec systemu gospodarczego, który "przyspiesza w nieodpowiedzialny sposób tempo produkcji i wdraża w przemyśle i rolnictwie metody niszczące Matkę Ziemię w imię wydajności", to nic innego jak odważny głos przeciwko cywilizacji śmierci. Konieczne jest zatem wielkie "ekologiczne nawrócenie" - do czego Franciszek wezwał na kartach encykliki Laudato si. Ten papieski dokument to nic innego jak odważny głos w obronie życia, które dzisiaj znajduje się w poważnym zagrożeniu.

Dlaczego piszę o tym w świątecznym klimacie Bożego Narodzenia? Czyż może być lepsza okazja? Oto sam Bóg wskazuje na wartość planety, po której stąpał i której chciał być mieszkańcem. Przyszedł do nas, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości (J 10, 10).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Grozi nam katastrofa
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.