Dzieci, które znają tylko wojnę
Kolejne zdjęcie, tym razem prosto z Aleppo, znowu zwróciło uwagę Zachodu na tragedię Syryjczyków. Ale czy naprawdę potrzebne są nam takie fotografie, byśmy zaczęli działać? Bo działać możemy. Usłyszał o tym niedawno prezydent Duda.
Ten obraz szokuje. Nikt nie ma wątpliwości, że nie wolno narażać dzieci na takie niebezpieczeństwo. Zakrwawiony, brudny pięciolatek, siedzi sam w karetce po tym, jak cudem przeżył nalot rosyjskich (lub innych wiernych reżimowi al-Asada, jak twierdzą aktywiści z Aleppo Media Center, którzy opublikowali zdjęcie chłopca) samolotów na północną dzielnicę Aleppo. Jak podały władze szpitala, tego dnia do oddziału trafiła dwunastka dzieci poniżej 15. roku życia. Szczęśliwa dwunastka, szczęśliwy pięciolatek - nie zginęli pod gruzami.
Niepotwierdzone informacje mówią, że nazywa się Omran Daqneesh. Podobno wyszedł już ze szpitala, a jego rodzina również przeżyła wybuch. Prawdopodobnie już o nim nie usłyszymy. Co ważne, zakrwawiony, samotny, zszokowany Omran stał się symbolem wojny w Syrii. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, co tak naprawdę oznacza wojna?
Statystyki przecież już nic nam nie mówią, nikogo nie interesują. Kto potrafi sobie wyobrazić takie liczby? Te najnowsze mówią o 400 tysiącach zabitych oraz 1 milionie 880 tysiącach rannych. Oznacza to więc, że od 2011 roku co dziesiąty mieszkaniec Syrii stał się ofiarą w konflikcie. Szacuje się, że około 27% ofiar stanowią dzieci. Podczas lektury tego tekstu (ok. 4 minut) najprawdopodobniej zginie jedna osoba, a kolejne dwie zostaną poważnie ranne.
Dodajmy do tego dane ONZ o niemal 13,5 miliona osób pozbawionych dachu nad głową (z czego niemal 5 milionów uciekło z kraju) i 53-procentowym bezrobociu (oficjalne dane rządu). Czterech z pięciu Syryjczyków żyje poniżej granicy ubóstwa. Co to oznacza w praktyce? 5,6 mln dzieci zostało dotkniętych dramatem wojny, 3 mln nie mają możliwości nauki, ponad 2 mln domów zostało zniszczonych, 6,2 mln Syryjczyków ma problemy ze znalezieniem jedzenia (dane przekazane Pomocy Kościołowi w Potrzebie pochodzą od arcybiskupa Damaszku Samira Nassara).
Dzieci, które nie mają przyszłości
Jaka przyszłość czeka Omrana i jego rówieśników w ogarniętej chaosem Syrii? Pewność, że przeżyją, mają tylko jako uchodźcy w którymś z państw europejskich (wiele danych pokazuje, że Turcja, Liban czy Jordania nie są w stanie zapewnić im już bezpieczeństwa). Stąd tak wiele osób decyduje się na niebezpieczną przeprawę do Europy.
Będąc kilkukrotnie w obozach dla uchodźców w Bawarii, spotkałem ludzi załamanych. Ich domy były dwukrotnie niszczone przez bomby. Przeżyli, bo akurat nie przebywali w środku. Nie czekali na trzecią szansę. Miałem okazję usłyszeć historie o tym, jak konflikty i klęski żywiołowe zmusiły 12-15-latków do opuszczenia "ojczyzny". Większość z dziewięciu chłopaków, których miałem okazję zobaczyć, straciła rodziców podczas działań wojennych. Część z nich - Sudańczycy i Afgańczycy - została wcielona do wojska siłą w wieku 9-10 lat.
Dobrze wiedzą, jak posługiwać się bronią, a niektórzy z nich - jak zabijać. Ali, który pochodzi z Sudanu Południowego, uciekł, gdy tylko udało mu się przekonać drugiego towarzysza do przejścia przez pustynię. Na nogach, z jedną plastikową butelką, na której miał narysowane pisakiem dzienne racje wody. Każdy ma za sobą swoją historię.
Rząd bawarski zdecydował, by tych z najtrudniejszą przeszłością przenieść na bawarską prowincję. Chłopcy we wrześniu zaczęli naukę w prawdziwej szkole. Codziennie musieli przemierzać pieszo dwa kilometry, aby tam dojść. Niektórzy z nich mieli duże obawy, bo wcześniej nie widzieli szkoły w swoich krajach, a w Monachium - gdzie uczono ich czytać i pisać - nie było dobrej atmosfery do nauki w klasach przepełnionych innymi uchodźcami. Tam zresztą, jak przyznają, nie mieli motywacji do nauki, gdyż spędzali czas głównie w towarzystwie swoich. Ale już po kilku miesiącach nauki niemieckiego byli zadowoleni, że potrafią sami porozumieć się z fryzjerem czy ekspedientką. Pierwszy raz zetknęli się z rzeczywistością inną niż wojna.
Nauczycielka niemieckiego zdradziła mi, że chłopcy chcieli od razu podjąć pracę. Byli zaskoczeni, że bawarskie prawo tego zakazuje, ponieważ są nieletni. Dwóch z nich, Afgańczyków, trzy lata pracowało w Iranie, aby zarobić na bilet do Monachium. Teraz chcą jak najszybciej iść do pracy, by zacząć zarabiać. Większość z nich marzy o powrocie. O tym, by - jak wojna się skończy - wrócić i zbudować dom, choć spora część nie ma już żadnej rodziny.
Tu chodzi tylko o pomoc drugiemu człowiekowi
Ktoś powie - znowu DEON.pl sieje propagandę na temat uchodźców. Ale patrząc na zdjęcie pięciolatka z Aleppo i setki innych fotografii, które nie budzą tak wielkiego zainteresowania, nie potrafimy zamilknąć. Czujemy, że musimy zrobić coś, by przeciwdziałać wojnie i pomóc ludziom. Nie wpłyniemy na rządy światowe, by zakończyły konflikt drogą polityczną.
Możemy modlić się o pokój w Syrii i powtarzać apele papieża Franciszka. Możemy też publikować apele specjalnego wysłannika ONZ ds. Syrii, który regularnie wzywa polityków i wojskowych do otwarcia drogi do oblężonego Aleppo, by dostarczyć pomoc najbardziej potrzebującym.
Nie ma wątpliwości, że należy publikować te apele i statystyki. Trzeba pamiętać o ofiarach tej wojny. Ale trzeba też działać. Do bezpośredniej pomocy wezwał Polaków patriarcha Antiochii Jan X, który spotkał się z prezydentem Andrzejem Dudą. Podkreślał, że największą pomocą dla miejscowego Kościoła są obecnie międzynarodowe organizacje humanitarne.
"To, co nazywają wiosną arabską, dla nas stało się srogą zimą. Mimo tego i chrześcijanie, i muzułmanie w Syrii pragną zostać w swych domach i w swojej ojczyźnie, nie chcą opuszczać kraju" - mówił Jan X. Ale opuszczają. Nie można im tego zabronić.
* * *
Jak można pomóc? Kilka miesięcy temu wraz z Caritas Polska rozpoczęliśmy publikowanie cyklu tekstów Przyjąć przybysza. Przeczytaj je, dowiedz się więcej o problemie tych ludzi, o ich marzeniach i potrzebach.
Piszemy też o tym, jak skutecznie im pomóc oraz o tym, jak bezpośrednio wesprzeć Caritas Polska w działaniach na rzecz ofiar wojny w Syrii. Przyłącz się do akcji i pomóż chociaż niektórym doświadczyć czegoś więcej niż wojna.
Karol Wilczyński - redaktor DEON.pl. Prowadzi projekt "Przyjąć przybysza".
Skomentuj artykuł