Rzeźba z ciał zakonnic
Dwa tygodnie po Wielkanocy, niewielu pamięta o niezwykłości Wielkiej Soboty, kiedy w kościołach rozbłysły światła i zaśpiewaliśmy po długiej przerwie hymn "Chwała na wysokości Bogu". Życie wraca do regularnego rytmu. Zmartwychwstanie nie wytrzymuje konfrontacji z porannym wstawaniem, sprzeczką rodzinną i kolejną ratą kredytu do spłacenia.
Jezus nie posprząta wszak mieszkania, nie napisze kolokwium, nie znajdzie dobrego męża albo sprawi, że mąż, który już jest, będzie wracał szybciej do domu. Co jednak stałoby się, gdyby założyć, że Zmartwychwstanie dokonuje się w codziennych okolicznościach: przy zmywaniu naczyń, albo w drodze do szkoły czy pracy, a sam Zmartwychwstały może nam się objawić w rodzonej siostrze lub sąsiedzie z naprzeciwka?
Trzykrotnie nominowany do Oscara film "Ludzkie dzieci" przestawia wizję niedalekiej przyszłości (rok 2027), kiedy to na Ziemi z niewyjaśnionych przyczyn od kilkunastu lat nie rodzą się dzieci, a ludzkość bardzo realnie zagrożona jest wyginięciem. Dotknięty bezpłodnością świat pogrąża się w konfliktach i chaosie. Po wielu latach młoda kobieta, Kee, zachodzi w ciążę i w kluczowej scenie filmu główny bohater Theo wyprowadza matkę z noworodkiem na zewnątrz budynku, gdzie trwa strzelanina. Żołnierze wstrzymują ogień, widząc płaczącego niemowlaka. Meksykański reżyser filmu Alfonso Cuarón Orozco wprowadza element wyraźnie nawiązujący do katolicyzmu. Na wzór procesji z Najświętszym Sakramentem, dwóch żołnierzy czyni znak krzyża i przyklęka przed dzieckiem.
Filmowe gesty mogą w pierwszej chwili zdziwić czy oburzyć wierzącego, ale wyrażają głęboką prawdę: Bóg jest obecny w człowieku. W chwili, gdy ludzkość wymiera, niemowlę jest wyraźnym znakiem nadziei i odrodzenia. Widać, że nowe życie to cud. Jeśli najważniejsze prawdy chrześcijaństwa mają nas poruszać, muszą być przeżywane jako cuda, dotyczące nas bezpośrednio i właśnie teraz. Zmartwychwstanie nie napełnia wielu wierzących trwałą radością, bo widziane jest jedynie jako odległe wydarzenie historyczne. W typowym rozumieniu, tyczy wydarzeń przeszłych, które mają wpływ na naszą przyszłość (to, co po śmierci), ale mały wpływ na teraźniejszość. Radość ze zwycięstwa nad śmiercią, jakie dokonuje się w Jezusie, nie zmienia przecież irytującego współpracownika, nudnego wykładowcy czy hałaśliwego sąsiada. Może jednak zmienić mnie, a wtedy spojrzę inaczej i na siebie, i na drugiego człowieka!
Rozważania Męki Pańskiej przygotowywane są zwykle, żeby połączyć refleksję nad wydarzeniami sprzed dwóch tysięcy lat i tego, co naszym doświadczeniem teraz. Piłat skazuje Jezusa, jak my przekreślamy drugiego człowieka słowem czy myślą. Jezus upada trzykrotnie, jak i my upadamy, niewierni przykazaniom, ale mamy wskazanie, że zawsze należy wstawać. Żołnierze przybijają dłonie i stopy do krzyża, a my rozumiemy, że te gwoździe to nasze grzechy. Tymczasem Zmartwychwstanie ma równie wyraźne odniesienie do naszego życia teraz. W nas samych ma pojawić się nowe życie. To nie tylko pamięć o przeszłych spotkaniach Jezusa z Maria Magdaleną czy uczniami idącymi do Emaus ma nas ucieszyć. Jezus chce uzdrawiać trudną relację, dać nadzieję w sprawie, która wydaje się być przegrana, uwolnić od lęków i pokazać nam nasze życie w nowym świetle. O wiele cenniejsza od chwilowej radości w dni świąteczne Wielkanocy, będzie motywacja, żeby budzić się do każdego kolejnego dnia z nowymi siłami i chęcią do kochania.
W ostatni weekend prowadziłem skupienie dla młodych sióstr Służebniczki NPNMP. W ramach zajęć warsztatowych zaproponowałem między innymi tworzenie rzeźb z siebie samych. Jedna z sióstr (na zmianę) była twórcą, ustawiającym pozostałe osoby w dowolny sposób. Pomniki złożone z żywych ciał wyglądały niekiedy imponująco! Kiedy jednak rozmawialiśmy o tym doświadczeniu później, niektóre z sióstr wyrażały żal, że nie mogły zobaczyć efektu, kiedy same były częścią rzeźby. Widziała go tworząca i ja, prowadzący zajęcia.
Wierzymy, że Zmartwychwstanie jest ostatecznym zwycięstwem nad złem, ale jesteśmy podobni do osoby, która jest częścią monumentu stworzonego z ludzkich ciał. Nie widzimy całości, nie potrafimy zrozumieć zamysłu Stwórcy i umyka nam harmonia, jaka widoczna jedynie z pewnej odległości. Jezus porządkuje jednak to, co pogmatwaliśmy przez grzech. Tworzy piękno, którego jesteśmy częścią. Im my jesteśmy bardziej podatni na Jego działanie, tym swobodniej On formuje. Jak artysta potrzebuje czasu, żeby dopracować dzieło życia, tak Jezus pracuje w nas cierpliwie, stale na nowo nas stwarzając. Nawet jeśli dostrzegamy jedynie drobny fragment tego, co działaniem Boga w świecie, jest to najważniejszy dla nas element - Jego działanie w naszym życiu. Tam gdzie pokonujemy trudności, które wydawały się być nie do pokonania, a nowe siły pojawiają się tam, gdzie straciliśmy nadzieję - tam właśnie jest szansa na radość naszego z-martwych-wstawania. Dopiero to nas cieszy i napełnia pokojem.
W analogii do proponowanej przez św. Ignacego z Loyoli rozmowy pod krzyżem, zadajmy sobie trzy pytania wobec Jezusa Zwycięskiego:
- Co Zmartwychwstały już zmienił w moim życiu?
- Jak Jezus zmienia mnie w tym czasie?
- Co we mnie jeszcze czeka na nowe życie?
Piotr Kropisz SJ jest duszpasterzem akademickim w Sanktuarium Św. Andrzeja Boboli w Warszawie. Organizuje mini-wolontariaty do Azji, Ameryki Pd. i Afryki, prowadzi warsztaty kreatywnej modlitwy i rekolekcje. W chwilach wolnych komponuje i muzykuje, chodzi po górach i lata na paralotniach, fotografuje i ćwiczy umysł grą logiczną blokus.
Refleksja jest trzecią częścią cyklu "Niekończąca się Wielkanoc", który co tydzień, przez cały okres wielkanocny, pojawiać się będzie na portalu DEON.pl i jest przygotowaniem do uroczystości Zesłania Ducha Świętego, pięćdziesiąt dni po Wielkanocy. Pierwsza tu. Druga tu.
Skomentuj artykuł