Czy Bartoś stracił powołanie?

Czy Bartoś stracił powołanie?
Jacek Pruska SJ

Krytycyzm Tadeusza Bartosia wobec Kościoła nie jest niczym nowym. Nasila się on zawsze w okolicy świąt, bo takie jest również zapotrzebowanie niektórych mediów (zob. "Blizna po kapłaństwie", "Przekrój", 2 kwietnia; "Bezradność teologów", "Przegląd", 9 kwietnia). Czytelnik śledzący jego publicystykę nie znajdzie w tych dwóch artykułach nowych argumentów; a do tych, które w nich są można mieć wiele merytorycznych zastrzeżeń.

W tekście dla "Przekroju" pojawia się nowy autobiograficzny wątek, który warto przeanalizować w trwającym Tygodniu Modlitw o Powołania do Służby Bożej gdyż jest on istotny dla uchwycenia nieporozumień związanych z posługą kapłańską. Bartoś wyznaje, że ma "bliznę po kapłaństwie". Diagnozuje ją u siebie w następujący sposób: "Idea nieusuwalnego «charakteru sakramentalnego» prowadzi do instytucjonalnego wyprowadzenia na zewnątrz prawa własności do siebie samego. W tym sensie jest przykładem przemocy symbolicznej. Stoi to w jaskrawej sprzeczności z ważnym w naszych czasach pojmowaniem wolności jako ponawianego wysiłku odkrywania i opisywania własnej egzystencji w nowych kategoriach, wyprowadzających człowieka poza z góry znaną, od początku do końca zdefiniowaną metafizycznie całość (Richard Rorty)".

Nie wiem czy dla profesora Bartosia nowym guru jest zmarły kilka lat temu amerykański neopragmatysta, którego nazwisko przywołuje, czy jest on "spóźnionym" uczniem Kanta. Jednego jestem pewny, jego "blizna", którą przypisuje Kościołowi ma naturę fantazmatu. Nie twierdzę, że wszystko funkcjonuje w Kościele bez zgrzytów i ludzkich zranień, i że Kościół nie potrzebuje reform. Bartoś popełnia jednak dwa poważne błędy w przypisywaniu Kościołowi symbolicznej przemocy wobec duchownych. Po pierwsze, w całkowicie niekatolickiej wykładni przedstawia znaczenie "nieusuwalnego znamienia" święceń kapłańskich (character indelebilis), jakie funkcjonuje w teologii. Po drugie, w nieuprawniony sposób przypisuje swoje trudności w kapłaństwie innym duchownym - wbrew temu, co na temat jakości swego życia mówią sami księża w badaniach prowadzonych przez socjologów i psychologów. W czym naprawdę leży jego problem?

W tradycji teologicznej character indelebilis rozumiane jest jako ontologiczna jakość ("habitus"), ale nie w analogiczny sposób do innych jakości ontologicznych człowieka. "Habitus" święceń kapłańskich znaczy, że Bóg jest tym, który nas ma i posiada. Owo uzdolnienie ("wewnętrzna jakość") jest związane nie z osobowo-egzystencjalną dyspozycją kapłana (jego charakterem i stylem życia), lecz z jego urzędem, czyli powołaniem, święceniami i posłannictwem w strukturach Kościoła. Nieusuwalność święceń kapłańskich rozpatrywana jest w teologii katolickiej nie z perspektywy pracownika instytucji (księdza) wobec przełożonego (biskupa), który go zatrudnia bądź zwalnia, kiedy ten domaga się "wymówienia z pracy", ile z sakramentalnego charakteru Kościoła. W ten sposób podkreśla się, że bez względu na ludzkie walory księdza uzdolnienie do urzędowej posługi pochodzi od samego Boga, i nie mogą go też usunąć i zniszczyć grzech i niemoc człowieka. Jeśli profesor Bartoś o tym nie pamięta, albo nie potrafi tego zrozumieć, to powstaje uzasadnione pytanie, czy ważnie przyjął święcenia? A jeśli dalej uważa, że jego "blizna" jest realna, bo chciał być księdzem, ale rozczarowała go instytucja, to musi pamiętać na czym polega wolność prezbitera. Wynika ona z tego, że się oddaje do dyspozycji Kościoła, ma jednak przy tym również prawo stawiania pytań przełożonym w celu zrozumieniu misji jaką mu powierzają. Kiedy jednak nie chce przyjąć na siebie roli ucznia Jezusa, powołując się na osobistą wolność i prawo do samostanowienia, to wtedy wolność przestaje być naśladowaniem Tego, który powołuje, a staje się samowolą podnoszoną do rangi idola. "Eklezjalna blizna" jest nieunikniona bowiem - jak trafnie ujął to znany nonkonformista religijny - "zdanie się na Boga jest zawsze zranieniem człowieka, niemożliwe jest zdanie się na Niego w inny sposób, gdyż rzeczywistość Boga zależy od sposobu zdania się na Niego […]. Kto nie zdaje się na Niego absolutnie cały, ten w ogóle się na Niego nie zdaje. W odniesieniu do Boga nie można się zdać tylko do pewnego stopnia, ponieważ Bóg jest właśnie przeciwieństwem wszystkiego, co istnieje tylko w jakimś stopniu" (Kierkegaard, Dziennik).

Bartoś nigdzie jednak nie pisze o tym, że aby być wolnym i być chrześcijaninem, trzeba się nawracać. Ewangeliczna metanoia to nie to samo co kantowskie sapere aude, a bycie uczniem Jezusa to nie ustawiczna autokreacja. Kant uważał, że przyklękanie w kościele jest poniżeniem ludzkiej godności, choć uważał się za chrześcijanina. Ksiądz, który tak miałby myśleć o sobie dokonał już duchowego samobójstwa. Nieusuwalny charakter święceń nie jest żadnym więzieniem. Ksiądz nie jest marionetką w rękach Kościoła. Bartoś pomylił jednak biblijną ideę powołania z castingiem w roli duchownego. Każdy ksiądz ma "bliznę po święceniach" i nie jest to efekt eklezjalnej przemocy, ani powód, żeby się nad sobą użalać - tylko konsekwencja tego, na co się zdecydował. Księdzem się umiera, bo Bóg nie zmienia zdania, skoro raz powołał. Ksiądz powołany po imieniu pozostaje więc osobą, a nie zaprogramowaną metafizyczną całością. Na ile potrafi być sobą to kwestia formacji, jego osobistej dojrzałości i współpracy z łaską.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy Bartoś stracił powołanie?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.