O co chodzi ks. Lemańskiemu?
Ksiądz to ma trudno. Może nie każdy. Ale taki, co "nigdzie nie chodzi bez sutanny, nie zdejmuje koloratki nawet w wyjątkowe upały", to ojej. Zawsze jest na służbie, gotów do działania. Mój znajomy myślał o powołaniu tak samo. Cały przejęty, rozmodlony, nie rozumiał kolegów z seminarium. Gdy chodzili bez sutann, w tzw. cywilkach, strasznie się oburzał. Zrezygnował po drugim roku, nie z własnej woli. Załamał mu się świat. Teraz jest lepiej. Handluje dewocjonaliami. Przypomniał mi się, gdy czytałam pewien wywiad z ks. Lemańskim. Cytat pochodzi z jego wypowiedzi.
Ks. Lemański naraził się już tylu osobom, ma już krytyków, że nie czuję potrzeby powiększania ich grona. Proboszcza z Jasienicy zna cała Polska. Działa na rzecz przywrócenia pamięci o historii polskich Żydów, upomina się o prawdę o mordzie w Jedwabnem. Przez siedem lat posługiwał jako kapłan na Białorusi. Pół roku temu został blogerem portalu natemat.pl. Ewangelizuje ateistów, niesie światło wiary. Piękne karty w zyciorysie. Problem w tym, że znany jest głównie z konfliktów. To one uczyniły go rozpoznawalnym. Obserwuję, słucham i, niestety, mam wrażenie, że ksiądz zjeżdża po równi pochyłej. Bardzo się boję, że bardzo się uparł, by na niej być.
Zaczęło się od sporu o fundusz sołecki. Po konflikcie z dyrektorką szkoły w Jasienicy, odebrano mu prawo nauczania religii. Wytoczył jej sprawę karną, oskarżając o mobbing. Po innym konflikcie z księdzem dziekanem, biskup o mało nie przeniósł go do innej parafii. Konflikt rozlał się na wieś, protest dotarł aż do Watykanu. Ksiądz w parafii został. Tylko, że z księdzem arcybiskupem ma na pieńku, biskupem i dziekanem też.
Do czasu rozpoczęcia bloga miał opinię raczej osoby krzywdzonej. Ale teraz z wyboru, na własne ryzyko i prośbę, toczy boje na "blogerskim ringu". Wymiana ciosów z Tomaszem Terlikowskim, runda z Szymonem Hołownią, dzięki której trafił na okładkę "Newsweeka", ukazują nieco inną osobę niż skrzywdzony przez władzę ksiądz. A reakcja na wywiad Mazurka w "Rzepie" (bo co prawda nagrałem, spowiedź uczyniłem, lecz drukować zabroniłem), to przejaw albo nieodpowiedzialności, albo (co wolałabym odrzucić) cynizmu. Najciekawsze jest jednak to, że ks. Lemański nie ma względu na osoby i tzw. środowiska. Kłóci się z księżmi i świeckimi, katolikami otwartymi i tradycjonalistami. Bez różnicy. Tylko po co?
Po lekturze wywiadu, jakiego ks. Lemański, podkreślam - z własnej, nieprzymuszonej woli - udzielił Robertowi Mazurkowi ("Rzeczpospolita z dn. 11-12 sierpnia 2012), a potem po oskarżeniu publicysty o manipulację, zaczęłam się martwić na maxa. Rolą księży jest nie tylko posługa sakramentalna ,ale i dawanie świadectwa: pokory i cierpliwości, przebaczenia, wyrozumiałości. Tego, czego w świecie, nie tylko medialnym, łatwo się nie znajdzie. Ksiądz = obraz miłości Ojca, ofiarności Syna, który przyszedł oddać życie, by ratować nasze. Kapłan, wbrew temu, co ks. Lemański mówi- w sutannie czy nie - nie pisze jako osoba prywatna.
Gdy ksiądz przekonuje ludzi swoim zachowaniem, że bezinteresowna krytyka jest ważniejsza niż bezinteresowna miłość, chrześcijański świat staje na głowie.
Szukając odpowiedzi na pytanie tytułowe, poczytałam bloga proboszcza z Jasienicy. To, co znalazłam, smutek pogłębiło. Według mnie, ks. Lemański stylem rozmowy - odkrycie nieoczekiwane - przypomina jako żywo prof. etyki Magdalenę Środę. Taki sam kategoryczny ton, który nie uznaje sprzeciwu. Znajdowanie błędów, które można wytknąć i poprawić. Prawienie morałów z wysokości wiary okraszone swoją nieomylnością. Odmienianie przez przypadki słowa "powinien", "powinna", "powinni". Zasada "cel uświęca środki". Jeśli celem jest obrona uciśnionych, niesprawieliwie traktowanych, opór wobec władzy, to nic się nie liczy? Bo prawda nas wyzwoli? Żeby nie być jednostronnym - większość wpisów na blogu taka nie jest. Ale nie chodzi o ilość, lecz o jakość debaty. Jeśli ksiądz ewangelizuje, prowadzi monolog, jest księdzem takim, jak inni. Tam, gdzie wyraża sprzeciw, dialog zmienia się w bitwę na pięści.
W powyżzym zestawieniu Środa wypada lepiej (nie myśłałm, że kiedyś to powiem!). Po pierwsze, jest sprytniejsza. Jako prof. UW może mówić co chce. W hierarchii zawodu jest na górze. Po drugie - agresywna krytyka jest wpisana w etos feministki. Nikt nie oczekuje szacunku od osoby, która walczy o zmianę systemu społecznego! (chyba, że naiwni). Po trzecie, jak prof. Środa coś palnie, "siostry"krzywdy jej zrobić nie dadzą. Jest zbyt cenna dla idei i ruchu. Łączy je świadomość posiadania wspólnego wroga. Nie dałyby mu frajdy ogladania, jak publicznie tarzają się w kisielu. Nie pozwoliłyby też tarzać towarzyszki broni.
A ks. Lemański? Twierdzi, że lubi być sam, nikogo nie potrzebuje. Tak wciela w życie wezwanie do życia wspólnotowego? Podpada przełożonym z podziwu godną konsekwencją. Woła o dialog, a sam nie potrafi mu sprostać. Nie znam księdza osobiście, to fakt. To wrażenie medialne. Niepełne. Może nieco fałszywe. Tylko co poradzę, że księdza nazwisko kojarzy mi się głównie z kłótnią, narzekaniem, obwinianiem i niesmakiem? Czyja to wina? Moja? Na marginesie - prof. Środa publicznie nie narzeka na swoje siostry...
Gdybym chociaż wiedziała, kogo, jakich bliźnich (braci) ksiądz broni. Kiedyś byli to - za co chylę czoła - dyskryminowani Żydzi. Ale potem doszedł Nergal, apostaci, socjolog religii prof. Józef Baniak, a nawet.... miłośnicy deskorolek. Czy konflikt z dyrektorką szkoły o fundusz sołecki, a konretnie: czy będzie przeznaczony na plac zabaw, jak uparła sie ona, czy skate park, jak uparł się ksiądz, musiał mieć finał w sądzie? Czy skórka warta była wyprawki?
Czy naprawdę poszło o dobro dzieci?
Martwię się. Czas ucieka. Może da się to jeszcze odkręcić.
Skomentuj artykuł