O pszenicy w sercu i chwaście w oku
Chociaż zło często bije nam po oczach, nie może zniszczyć tego, co czyni w nas Bóg. Miłosierdzie pozwala na cichy i powolny wzrost Słowa w życiu człowieka, ale nie bez trudności.
"Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli" (Mt 13, 24)
Przypowieść o pszenicy i kąkolu należy do grupy przypowieści o Słowie. Jednak, co zaskakuje, więcej uwagi Jezus poświęca wyjaśnieniu, dlaczego zasiane słowo nie wydaje owocu lub napotyka na spore trudności niż temu, w jaki sposób ono dojrzewa. W przypowieściach o chwaście pośrodku pszenicy dodatkowo wyczytujemy sporo na temat walki zła z dobrem, a także o cierpliwej pracy miłosiernego Rolnika. Co Jezus chce nam powiedzieć?
"Człowiek, który posiał dobre nasienie na swojej roli"
Rolą Bożą jest świat. Tylko jeden świat. Gdy Stwórca patrzy na to, co wymyślił i stworzył, stwierdził, "że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre" (Rdz 1, 31). Nie istnieją dwa światy : jeden Boży i alternatywny - zły, które się nawzajem zwalczają. Diabeł też został stworzony przez Boga. Żyje dzięki istnieniu danemu od Boga. Jedynym uprawiającym to, co przynosi owoce, jest Bóg. Innego rolnika nie ma.
Musimy więc uważać na to, jak patrzymy na świat, na siebie samych, by nie dać się złapać w sidła szatańskiej wizji, która chce nam wmówić, że Bogu świat się nie udał. To jest rzeczywiście skandal - zgorszenie, że na Bożej roli pojawia się także chwast, że wokół nas i w nas jest zło. Trudno nam się z tym pogodzić. Nie zrozumiemy jednak Bożego miłosierdzia, jeśli nie zrozumiemy, o co chodzi w tej przypowieści.
"Gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel i nasiał chwastu między pszenicę"
Dlaczego w nocy? Gdy śpimy, nie mamy kontroli nad otaczającą nas rzeczywistością i nad sobą. Diabeł działa szczególnie wtedy, gdy przestajemy czuwać. Dajemy mu wówczas pole do popisu. Jednakże skoro diabeł nie jest konkurentem Boga - Siewcy i Rolnika, nie może z Nim współzawodniczyć. Nie ma własnej roli, nie ma ziarna, które wydaje plon. Diabeł sieje nic. Z chwastu nie wyrośnie nic innego poza nim samym. Nie odsłania też przyłbicy, bo nie może sobie pozwolić na otwarty konflikt z Bogiem. Dlatego działa w ciemności, by nie został zdemaskowany i zauważony.
W świetle tej przypowieści wydaje się, że najbardziej niebezpieczne nie są dla nas te przejawy działania zła, które widać, lecz te, które z początku pozostają niewidoczne dla ludzkich oczu. Ujawniają się jednak po czasie. Pośród ludzi, w których rośnie i dojrzewa pszenica, diabeł nie manifestuje się najbardziej w opętaniach, które są spektakularne, ale rzadkie, lecz w pozorach, które z początku wydają się dobre. Najgorsze jest jego subtelne działanie, w nocy, po cichu, ukradkiem. Ale po co on to robi?
"A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast".
Diabeł za przyzwoleniem Bożym próbuje w pewien sposób podważyć "pracę Rolnika" w świecie, czyli Boga. Pszenica, która rośnie, nie jest owocem naszej pracy. To dzieło Rolnika. Nieprzyjaciel nie przychodzi jednak podpalić pszenicy czy jej wyciąć. Nie jest wszechmocny i bezpośrednio nie może zniszczyć tego, co zasiane w nas przez Boga. Św. Jan Chryzostom twierdzi, że kiedy diabeł orientuje się, że nie może już w żaden sposób naruszyć Bożego dzieła, wtedy ucieka się do ostatniej deski ratunku: przynajmniej opóźnić wzrost, wzbudzić niepokój, przerazić obecnością chwastu. I to jest cel jego działania. Wymaga to ze strony szatana "większej sztuki". Oczywiście, pod wpływem tego niepokoju, sam człowiek może poważnie zdewastować Bożą uprawę. Taka jest pierwsza reakcja sług, którzy ulegają panice i natychmiast chcą rozwiązać problem. Chwast pośrodku pszenicy kole ich w oczy. Wydaje się im, że go tam nie powinno być. Biegną więc z pretensjami do gospodarza: czy nie posiałeś dobrego nasienia? Skąd się tu wziął chwast?
Istotne od strony rozeznania jest to, że kąkol staje się zauważalny dopiero wtedy, gdy widoczne są również owoce działania Boga w świecie i w ludziach. Dojrzałej pszenicy jeszcze nie ma, ale jest już kłos. Dlatego zwykle większych trudności należy się spodziewać tam, gdzie już dojrzewa w nas jakieś dobro. Nasilają się wtedy przeciwności, zwątpienie, opory. Często sądzimy, że to nienormalne. Jeśli w to uwierzymy, niedaleka stąd droga do poddania się zniechęceniu i nieufności w dobre zamiary Boga.
Popatrzmy chociażby na małżeństwo. (Na innych drogach życia jest podobnie). Gdy dochodzi do podjęcia decyzji o ślubie i całożyciowym zaangażowaniu, po pewnym czasie nagle w centrum zainteresowania pojawia się słabość, wady, ograniczenia współmałżonka. Wcześniej też były, ale na czoło wysuwała się raczej pszenica, czyli dobre cechy charakteru, talenty, potencjał. Często po ślubie szybko dochodzi do kłótni i kryzysów, bo jest to czas próby i oczyszczenia. Miłość musi stać się realistyczna, a nie romantyczna. Słabość zaczyna nagle doskwierać i drażnić, budzi niepewność i niecierpliwość. Jeśli człowiek się tego nie wystraszy, wówczas ma szansę, by pokochać drugiego także z jego słabościami.
"Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa"
Zwróćmy uwagę na reakcję pana. Przede wszystkim, nie jest on zaskoczony pojawieniem się chwastu. Wie, kto to zrobił. I ze spokojem oznajmia: to sprawka nieprzyjaznego człowieka. Innymi słowy: wszystko jest pod kontrolą. Pan nie ulega panice ani niepokojowi, bo wie, że nikt nie zniszczy jego zasiewu.
Niemniej chwast tak bardzo przyciąga uwagę sług, tak ich denerwuje, że chcieliby go natychmiast wyrwać. Słudzy chcą szybko rozprawić się z chorobą. Gospodarz surowo im zabrania i nakazuje: "Pozwólcie, zgódźcie się na to, co was drażni. Bądźcie cierpliwi, poczekajcie aż do żniwa".
Ciekawa rzecz, Bogu chwast nie przeszkadza, bo sam w sobie nie jest w stanie zaszkodzić pszenicy. Ona może sobie dalej rosnąć do żniwa razem z chwastem. Pszenica nie uschnie ani nie zostanie zagłuszona. To, co diabeł może zrobić, to jedynie zasiać niepokój. Jest jeszcze głębszy powód cierpliwości Boga. Bp Jan Pietraszko wyjaśnia: "Sprawy świata duchowego przekraczają granice biologicznych praw. Kąkol jest samoistną odrębną rośliną, kąkol Królestwa Bożego nie posiada takiego odrębnego samoistnego bytu. Nie istnieją rzeczy złe aż do dna, złe w swej istocie. Istnieją tylko rzeczy dobre, a zło bazuje na nich jak pasożyt, nowotwór czy inna choroba. Dlatego to, co teoretycznie tak łatwo nazwać złym czy dobrym, w życiu jest zagadnieniem niezmiernie skomplikowanym. Dobro i zło nie tylko sąsiaduje ze sobą ramię w ramię, lecz są splatane wzajemnie w tragiczne węzły nieporozumień, pogmatwane do tego stopnia, że dla postronnej myśli ludzkiej uporządkowanie i rozdzielenie tego splotu powikłań i ustalenie granicy jest zagadnieniem ponad siły" Tylko Bóg wie, jak to wszystko jest splecione w człowieku.
Ewangelia objawia, że nie da się zła w człowieku i w świecie wykorzenić pospiesznie, rewolucyjnie, tak jak to najczęściej próbujemy zrobić: siłą, zabijaniem i manipulacją przenikniętą niecierpliwością. Oczywiście, zawsze w dobrej wierze: przecież na polu musi być tylko pszenica. Jednak "idee mogą być czyste, rzeczywistość i życie takie nie są" (Yves Congar). Dlatego zbyt szybka próba rozprawienia się ze złem powoduje jego powiększenie. Zaprowadzanie sprawiedliwości po ludzku też często kończy się katastrofą. Dlaczego człowiek nie powinien ulegać pokusie szybkich reform, świętego zapału, zapalczywości w niszczeniu tego, co słabe i złe? "Ponieważ mamy do czynienia z czymś, co poczęło się w mrokach rozumu większego niż ludzki. Na świat przeszczepione zostało w ciemnościach nocy i żadne oczy prócz Bożych nie widziały dróg, jakimi zło weszło na świat, wtargnęło w życie człowieka" - komentuje biskup Pietraszko. Zło i słabość też są tajemnicą. Rzadko też z dobrym skutkiem działa zasada "wszystko albo nic".
Najwięcej biedy w tym świecie bierze się z tego, że w niewłaściwy sposób reagujemy na zło. Ten typ myślenia nie przyznaje prawa do istnienia temu, co niedoskonałe. Jeśli każdy rodzaj niedoskonałości utożsamimy ze złem, wtedy na Bożej roli, według nas, powinna dojrzewać tylko pszenica. I oczywiście żeby się rozwijać duchowo, zbliżać do Boga, trzeba się odsunąć od wszystkiego, co niedoskonałe: od celników, grzeszników itd. Nie ma wtedy miejsca na żadne miłosierdzie ani względem siebie ani względem bliźnich. Co najwyżej, patrzenie na innych z góry, wyrachowanie, smutek, pesymizm.
Czy oznacza ona, że mamy przymykać oczy na zło i udawać, że go nie ma? Czy nie ulegamy w ten sposób rezygnacji? Tego przypowieść nie sugeruje, ale zachęca do cierpliwości.
Św. Augustyn poświęcił cierpliwości cały traktat. Twierdzi w nim, że jesteśmy cierpliwi, gdy "znosimy złe rzeczy ze spokojnym umysłem, abyśmy pod wpływem niespokojnego umysłu nie porzucili dobrych rzeczy, przez które możemy dojść do lepszych rzeczy". Czyli nie należy wylewać dziecka z kąpielą. Założenie jest takie, że w życiu mamy postępować od dobrego do lepszego. Skoncentrowanie głównie na złu i słabości prowadzi do tego, że człowiek zatrzymuje się lub cofa w rozwoju duchowym.
Z kolei św. Tomasz z Akwinu pisze, że cierpliwość jest specjalną cnotą, która pomaga nam radzić sobie z większymi przeszkodami na drodze do osiągnięcia dobra. Jest córką męstwa. Męstwo najbardziej objawia się w niebezpieczeństwie śmierci, przeciwdziała lękowi. Cierpliwość uczy, jak obchodzić się z wszelkiego rodzaju chwastami, które się pojawiają na roli życia. Największą z tych przeszkód jest smutek. Zwróćmy uwagę, nie chodzi o to, by przymknąć oczy na zło, ale żeby nie pozwolić na wejście w orbitę oddziaływania zła. Smutek to reakcja człowieka na obecność zła. Jeśli ciągle jestem smutny, rejestruję tylko zło. O to właśnie chodzi diabłu, by nie dostrzegać w ogóle dojrzewającej pszenicy, lecz chwast. Bóg patrzy na nas przez pryzmat pszenicy, dlatego nie przeraża Go widok chwastu pośród niej.
Św. Augustyn odnosił tę przypowieść do Kościoła, w którym przemieszane są świętość i grzech. W sporze z niektórymi heretykami odrzucał koncepcję "czystego" Kościoła, z którego należy wyplenić wszystkie chwasty. Chodzi zarówno o wspólnotę jak i poszczególnego wierzącego. Bardzo trudno jest wierzyć w obecność pszenicy w człowieku, czyli działania Bożego, jeśli nagle kąkol zdaje się przeważać. Na przykład, Pelagiusz uważał, że grzech po chrzcie zdarza się pośród wierzących dlatego, że w gruncie rzeczy nie przyjęli oni łaski. Święty Augustyn jest ostrożniejszy w tej kwestii. Stara się wykazać, że chrzest nie powoduje natychmiastowej i radykalnej przemiany. Jest początkiem drogi. W Kościele są ludzie, którzy jeszcze nie są duchowi, lecz są "chronieni" przez chrzest, nawet jeśli nie staną się duchowi w tym życiu. Innymi słowy, nie jest możliwe, abyśmy przestali całkowicie grzeszyć na tym świecie. Zerwanie z grzechem następuje powoli, z powodów, których do końca nie rozumiemy. Nie można z naszego życia wyrwać grzechu jak chwastu bez poniszczenia tego, co dobre. Ta przypowieść jest pociechą, byśmy się nie zniechęcali brakiem widocznych owoców, powtarzającymi się grzechami, gdyż często, niestety, nie jesteśmy w stanie jeszcze dostrzec dojrzewającej w nas pszenicy, ale ona rośnie i dojrzewa. Miłosierdzie względem siebie jest cierpliwością wobec powtarzających się grzechów i zgodą na powolne dojrzewanie.
Św. Augustyn stwierdza, że nie wystarczy patrzeć tylko na to, co widać, czyli na nasze czyny, ważna jest też intencja. Pokazuje to na dość kontrowersyjnym przykładzie. Porównuje działanie Boga Ojca, Jezusa i Judasza. Pisze, że Ojciec wydał Syna na śmierć, Syn wydał siebie na śmierć i Judasz wydał Jezusa na śmierć. Zewnętrznie wszyscy trzej uczynili to samo. Ale czyn Judasza jest naganny - wydał, bo chciał sobie przyrobić, albo zrealizować inne niezbyt szczytne cele. Ojciec wydał Syna z miłości.
Weźmy dla przykładu nałogowe grzechy, chociażby palenie papierosów. Bywa, że człowiek, który się spowiada z nałogowego palenia, nie chce palić, stara się je rzucić, ale nie potrafi. Czy to znaczy, że nie chce? Nie, jego wola jest drastycznie osłabiona. To ludzka słabość, która nie ginie po chrzcie automatycznie. Św. Augustyn pisze: "Wiele grzechów popełnianych jest na skutek pychy. Jednak nie wszystkie złe rzeczy są popełniane wskutek pychy, w każdym razie, nie przez niewiedzących, przez chorych i ogólnie mówiąc, przez płaczących i smutnych".
Bywa tak, że "ludzie, popełniając grzech, często płaczą z tego powodu, że grzeszą". Wniosek z tego taki, że chwast może współistnieć z pszenicą, ale tylko pod warunkiem, że człowiek zwraca się z nim do Boga, że widzi problem. Nie można więc człowieka, który walczy z nałogiem, ale mu nie wychodzi, stawiać na równi z palaczem, który jest dumny ze swego palenia i nic z tym nie robi. Zewnętrznie obaj wyglądają łudząco podobnie, ale wewnętrznie różnią się bardzo. Chwast do złudzenia przypomina pszenicę na pewnym etapie wzrostu. W drugim przypadku może dochodzić do grzechu ciężkiego, w pierwszym rzadko.
Dzięki łasce i pomocy Bożej, chwast może się w nas stać pszenicą. Tylko Bóg widzi to w pełni. Dlatego jest miłosierny i cierpliwy. My uczymy się cierpliwości całe życie.
Skomentuj artykuł