Obywatele prezydenci

Obywatele prezydenci
DEON.pl

Być albo nie być? Pewnie Hamlet, wypowiadając te słowa, nie przypuszczał, że będą one aktualne w pewnym kraju nad Wisłą 400 lat później. Senat, jaki jest, każdy widzi, ale nikt nie ma pomysłu, jak to zmienić. No, chyba że stowarzyszenie Obywatele do Senatu.

Nie do końca wiem, czy stowarzyszenie to w rzeczywiście jest stowarzyszeniem, czy też jakąś inną formą organizacji. Partią na pewno nie jest, bo jego założyciele partyjniactwem się brzydzą (cytat: "Partie to byty pasożytnicze"). Pewnie dlatego deklarują, że nie chodzi im o Sejm, ale o zreformowanie Senatu - izby wyższej polskiego parlamentu, która od lat ma problemy z własną tożsamością i określeniem roli, jaką ma w naszej demokracji pełnić.

Nasi politycy - w większości - Senatu nie lubią. Dla wielu start w wyborach z list senackich to degradacja i zesłanie do politycznej drugiej ligi. I rzeczywiście, Senat, określany także "izbą refleksji", w głównym nurcie naszej "poppolityki" w ogóle nie występuje. A co to za polityk, który w mediach nie gości, słowem po głowach oponentów nie okłada, trybuny sejmowej nie blokuje albo też od czasu do czasu z Marszałkiem Sejmu się nie kłóci?

Jeśli więc Senat jest tylko "izbą refleksji", niezbyt surowym i - powiedzmy szczerze - upartyjnionym recenzentem pracy posłów lub też polityczną zieloną trawką, czy jest nam on w ogóle potrzebny?

Na początku był pomysł

Nie jestem pewien nazwy inicjatywy firmowej przez popularnego prezydenta dużego miasta na W (nie, nie chodzi o Warszawę). Jeszcze kilka tygodni temu inicjatywie tej sprzyjały media, było więc o niej głośno. Później, no cóż, do walki ruszyły partyjne sztaby wyborcze. Dla nich cel jest jeden - Sejm. Senat to tylko wojenne trofeum, kto by się nim przejmował.

Korzystam z niezawodnego wujka Googla. Fraza: "obywatele do senatu". Wynik: bingo, pierwsze miejsce na liście wyszukiwania. Wchodzę.

Jest żółto i skromnie, ktoś mógłby powiedzieć, że elegancko. Dla mnie jednak nudno i ubogo. Mam jednak trop - Obywatele do Senatu to w rzeczywistości Unia Prezydentów. Sprawdzam więc, z czym mam do czynienia.

Szukam i szukam, i na stronie tego nie znajduje. Znów Google i mam - newsową depeszę z konferencji zapowiadającej powstanie "nowej politycznej inicjatywy". Dowiaduję się z niej, że oto mamy do czynienia z ruchem społecznym, o którym prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz mówi: - Chcemy być ruchem obywatelskim. Nie tworzymy partii politycznej". I dalej czytam, że celem nowej inicjatywy jest wprowadzenie do Senatu reprezentacji środowiska samorządowego. Tak, by miało ono wpływ na tworzenie prawa. - Sprzeciwiamy się kartelizacji życia politycznego w wykonaniu partii. Mamy dość wojny polsko-polskiej i jałowego sporu toczonego na scenie politycznej. Proponujemy powrót do pomysłu Senatu jako przedstawicielstwa bardziej obywatelskiego, a nie wyłącznie partyjnego. Dziś izba wyższa jest odbiciem Sejmu, a my chcielibyśmy, by czasami bywała wobec niego niepokorna - tłumaczy prezydent Wrocławia.

Pięknie to brzmi. Zastanawiam się jednak, skąd w mojej głowie rodzi się wątpliwość. No tak, walczą o Senat, bo w walce o Sejm szans by nie mieli.

Obywatele, czyli kto?

Wracam na stronę Unii Prezydentów. Chcę dowiedzieć się, kto za tym stoi. No, no, no. Większość znam. Kolejność jak ze strony: Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa, Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza, Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni, Michał Zaleski, prezydent Torunia. Są jeszcze prezydenci Rzeszowa (Tadeusz Ferenc), Gliwic (Zygmunt Frankiewicz) i Kielc (Wojciech Lubawski).

Inicjatywę wspierają także Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club (kogo w tych wyborach nie popiera BCC?!) i dr Krzysztof Rybiński, ekonomista, profesor i rektor Wyższej Szkoły Ekonomiczno-Informatycznej w Warszawie, a także w latach 2004 - 2008 wiceprezes NBP. Ten sam, który nie tak dawno wydał wojnę rządowi Donalda Tuska z powodu zmian, jakie rząd wprowadził w systemie emerytalnym (słynna wojna o OFE).

Jeszcze raz czytam słowa deklaracji: "W 1989 roku reaktywowano w Polsce Senat. Miał on być Izbą refleksji i kontroli ustawodawczej. Miał pozostawać w kontakcie z Sejmem, współpracując z nim, niekiedy jednak stanowiąc dla niego istotną opozycję. Po 20 latach warto odnowić idee tak funkcjonującego Senatu. (…) Znakomitym pretekstem ku temu mogą być wprowadzone niedawno, dzięki inicjatywie Prezydenta RP, jednomandatowe okręgi wyborcze w wyborach senackich. Byłoby rzeczą słuszną, piękną i pożądaną, gdyby dzięki nim w ławach Senatu zasiedli nie tylko przedstawiciele partii politycznych, ale też osoby publicznego zaufania, przedstawiciele samorządów, organizacji pozarządowych, ruchów społecznych. Dlatego tez mówimy: Obywatele do Senatu!"

Kim są więc ci "obywatele"? Na stronie Unii Prezydentów czytam, że PKW zarejestrowała 46 kandydatów. Pierwszy rzut oka na listę wystarczy, by skojarzyć kilka nazwisk. Jest i profesor Tadeusz Luty, były rektor Politechniki Wrocławskiej i honorowy Przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, i profesor Marian Filar, prawnik, były wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, członek Krajowej Rady Sądownictwa. Są także politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, wspomniani już Krzysztof Rybiński i Marek Goliszewski, a także Bogdan Lis, profesor Stanisław Gomułka (ten sam, który obok Grzegorza Napieralskiego stanął do konfrontacji z ministrem finansów Jackiem Rostowskim), Longin Komołowski oraz Edmund Klich. Ze znanych osób jest także Tomasz Misiak, który senatorem VI i VII kadencji został z ramienia PO, ale z partii odszedł po tym, jak okazało się, że firma Work Service, której Misiak był twórcą i wiceprezesem, podpisała z Agencją Rozwoju Przemysłu umowę na doradztwo dla pracowników zwalnianych ze stoczni w Gdyni i Szczecinie. Wybuchł drobny skandal, pojawiły się podejrzenia o nepotyzm i Misiak z PO zniknął.

Lista Obywateli do Senatu byłaby jednak niepełna, gdybyśmy nie wspomnieli o kandydatce Serafinie Ogończyk-Mąkowskiej, starającej się o mandat z województwa mazowieckiego. Co prawda, to jedyna kobieta na liście Obywatele do Senatu, ale…

Prawnik, filolog angielski, filolog rosyjski, członek Business Centre Club, od 2001 roku przedsiębiorca, działacz Europejskiego Forum Właścicieli Firm, redaktor naczelna magazynu Business&Beauty, właściciela firmy Showbiz Models, a także Project Director konkursu piękności - Miss Egzotica International, które przesłaniem - jak czytamy - "jest walka z dyskryminacją, wyrównanie szans, propagowanie kosmopolitycznej postawy, przedstawienie Polaków jako Obywateli świata, propagowanie postaw proekologicznych, solidarność z ubogimi Trzeciego Świata".

Pani Serafina Ogończyk-Mąkowska na swojej stronie zwraca uwagę nie tylko ponadprzeciętną urodą (nazywana jest "najpiękniejszą kandydatką" tych wyborów), ale i tym, że świat biznesu i wielkiej polityki nie jest jej obcy, o czym świadczą choćby zdjęcia z Lechem Wałęsa, Aleksandrem Kwaśniewskim, Leszkiem Millerem, Janem Krzysztofem Bieleckim czy Leszkiem Balcerowiczem.

Interesujące jest także to, że pani Serafin Ogończyk-Mąkowska "na Wiejskiej będzie dbała o interesy wsi", bo jak mówi, sama wychowała się we wsi Radotka i "zna sprawy życia wiejskiego z autopsji, a nie z perspektywy warszawskich salonów".

Według kandydatki Ogończyk-Mąkowskiej, Senat powinien być miejscem, w którym powinni być ludzie wykształceni, doświadczeni i bezpartyjni. Tylko wtedy mogą być reprezentowane sprawy obywateli, sprawy społeczeństwa, a nie realizowane partykularne interesy partyjne. - Przykładem jest niedawna sprawa OFE, gdzie Senat nie podjął nawet dyskursu społecznego - dodaje.

Wiemy już kto i dlaczego, przyszedł czas na program. Klikam na stronie w zakładkę "program", ale znajduję zamiast niego "deklarację programową". Może to bardziej uczciwe, w przypadku przyszłych senatorów, którzy prawa nie kreują, a recenzują?

Czego się z tej deklaracji dowiadujemy? Ano, że "skok cywilizacyjny, z którego jesteśmy jako Polacy tak dumni i który jest dostrzegany przez wszystkich odwiedzających nasz kraj oraz tych, którzy decydują się otworzyć swoje firmy w Polsce, jest bezpośrednim dziełem Obywateli naszego kraju działających lokalnie", a także tego, że "reformy ustrojowe po 1989 roku były niedostatecznie głębokie", a system partyjny przeniósł ciężar debaty publicznej "na jałowe spory o sprawy nieistotne, zamiast na te, które są kluczowe dla Polski i Polaków". "Mimo prób - czytamy dalej - nie doszło do wykreowania apartyjnego korpusu służby cywilnej, ograniczającego wpływ interesów partyjnych na administrację i gospodarkę kraju". Dlatego, jak piszą prezydenci miast - ważne jest, by "Senat RP stał się prawdziwym pomostem legislacyjnym pomiędzy Polską lokalną i władzą centralną."

Diagnoza Obywateli do Senatu jest pesymistyczna. Ich zdaniem w Polsce można zaobserwować "spowolnienie procesów modernizacyjnych kraju i zbyt małe wykorzystywanie ogromnych możliwości rozwojowych i potencjału intelektualnego oraz przedsiębiorczości Polaków. Ale jest też lekarstwo. Jak czytamy, Obywatele chcą, "korzystając ze swoich doświadczeń i dokonań lokalnych, by bezproduktywne partyjne rozgrywki o władzę zastąpić poważną rozmową i szybkimi działaniami przyspieszającymi modernizację Polski - prawdziwą długofalową strategią rozwoju Państwa.

Jak na deklarację przystało, jest wola, ale praktycznych rozwiązań nie ma. Czytamy dalej.

Obywatele do Senatu chcieliby przywrócić w Polsce ideę apartyjnego Korpusu Cywilnego, a by to osiągnąć "konieczny jest wybór do Senatu najbardziej kompetentnych reprezentantów społeczności lokalnych, a nie nominatów partyjnych czy też celebrytów medialnych".

Nie Senat, a Izba Samorządowa

Jak czytamy w Deklaracji, Polski nie stać na rozrzutność, na utrzymywanie "dwóch kosztownych izb, w których druga co najwyżej koryguje niedoróbki Sejmu" dlatego Polska potrzebuje Izby Samorządowej, która "byłaby elementem stabilizującym Państwo, a jej istnienie znacznie lepiej odzwierciedlałoby realia społeczne i ekonomiczne kraju przy zachowaniu konstytucyjnej zasady jedności Państwa Polskiego".

Czasu jest mało, na co zwracają uwagę Obywatele do Senatu, "Polska ma nadal komfort w miarę spokojnego budowania długofalowej strategii rozwojowej", ale "obecny stan względnego spokoju nie będzie trwał wiecznie".

Dlatego, by dokonać modernizacji Polski (słowo modernizacja to jedno z najważniejszych słów tej deklaracji) należy podjąć działania w pięciu kluczowych, "wzajemnie powiązanych ze sobą obszarów modernizacyjnych warunkujących przyszłość Polski". Tylko pięć, więc przytaczamy je w całości:

  • Gospodarka, aby mogła się rozwijać potrzebuje wolności i możliwości wymiany dóbr oraz idei. Wymaga to oczyszczenia, uproszczenia i uwiarygodnienia zasad prawnych jej funkcjonowania.
  • Edukacja, nauka i innowacyjny biznes muszą stać się dźwignią rozwojową kraju. Wzorem najbardziej rozwiniętych krajów musimy powiedzieć wyraźnie - nauka i edukacja są najważniejsze dla dobrego ukształtowania przyszłości.
  • Nieefektywne w sferze socjalnej państwo musimy zastąpić państwem zwiększającym poziom aktywności i satysfakcji zawodowej Polaków. Kluczowym elementem tego obszaru jest rozwiązanie problemów opieki zdrowotnej.
  • Budowa nowoczesnej infrastruktury komunikacyjnej począwszy od dróg szybkiego ruchu, transportu metropolitalnego, poprzez sprawny i nowoczesny transport kolejowy i lotniczy, i co równie ważne obecnie - powszechny dostęp do szerokopasmowych infostrad.
  • Uzyskanie strategicznego bezpieczeństwa energetycznego poprzez wykorzystanie w sposób optymalny i racjonalny nasze zasoby naturalne.

"Wszystkie te obszary mają zarówno wymiar państwowy i lokalny. Synergia działań na obu poziomach, bądź jej brak, w równym stopniu zdecydują o sukcesie lub porażce. Nasza inicjatywa ma na celu przyspieszenie procesów modernizacyjnych kraju na drodze dialogu i szybkich decyzji. Chcemy współdziałania z rządem. Chcemy być nie tylko aktywnymi krytykami obecnego systemu, ale pomóc w jego optymalnej ewolucji w możliwie szybkim czasie" - kończą swoją deklarację Unia Prezydentów miast."

Co z tego wynika?

Niestety niewiele. Jest deklaracja, nie ma konkretów. O czym to świadczy? Naszym zdaniem, albo jest to dowód na to, że Senat naprawdę nic nie może, albo dowód na to, że kandydaci inicjatywy Obywatele do Senatu oprócz sztandaru niewiele ze sobą mają wspólnego.

Nie wiadomo, co Obywatele sądzą o prywatyzacji strategicznych polskich spółek, w jaki sposób chcieliby się przyczynić do naprawy polskiej służby zdrowia i systemu edukacyjnego (a jako prezydenci i samorządowcy odpowiedzialni za utrzymywanie szpitali i placówek edukacyjnych naprawdę mogliby tu mieć wiele do powiedzenia).

Nie znamy stanowiska Obywateli w takich sprawach społecznych jak: kwestia zapłodnienia in vitro, aborcji, związków partnerskich, problemów mniejszości polskich za granicą (przypomnijmy, jednym z zadań Senatu jest opieka i utrzymywanie związków z polonią), bezpieczeństwa obywateli (w tym na stadionach - temat, który powinien być bliski samorządowcom).

Obywatele narzekają na brak profesjonalnego korpusu służby cywilnej w Polsce, nie mówią jednak, co zamierzają zrobić, by ten stan zmienić. A co z biurokracją? Jaki mają pomysł na jej ograniczenie (największa biurokracja w Polsce funkcjonuje właśnie na szczeblu samorządowym)? A polska polityka zagraniczna, sprawy obronności i zaangażowanie polskich wojsk za granicą. Ekonomia. Są za wejściem do strefy euro, czy przeciw? Pytania można mnożyć…

Obywatele do Senatu? Dobry pomysł jest, jak dotąd jednak realizacji i tempa w działaniu brak.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Obywatele prezydenci
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.