„Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia”. Koniec miłosierdzia?

„Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia”. Koniec miłosierdzia?
Fot. Arto Marttinen / Unsplash

Co trzymało Lota w Sodomie? Dlaczego nie chciał jej porzucić na pierwsze Boże wezwanie? Nad czym myślał całą noc?

Księga Rodzaju opowiada historię wybawienia Lota z Sodomy. Wysłani przez Boga aniołowie dwukrotnie go ponaglają: „Wstań! Weź swoich bliskich, wyjdźcie z tego miejsca!” (por. Rdz 19, 14–15). Lot jednak wyraźnie się ociąga, zwleka, marudzi, tak że w końcu „złapali za jego rękę i za rękę jego żony, i za ręce obu jego córek (…); i wyciągnęli go” (w. 16). Tora objawia nam także, dlaczego tak się stało, a mianowicie: „z powodu miłosierdzia Boga nad nim” (tłum. za: Tora Pardes Lauder).

Skorzystaj ze specjalnego rabatu - do 40 proc. na książki o tematyce biblijnej. Użyj kodu TB21

Co mam zabrać ze sobą? 

Biblia nie mówi natomiast, skąd wzięło się owo ociąganie się Lota. Co go trzymało w Sodomie? Dlaczego nie chciał jej porzucić na pierwsze Boże wezwanie? To dopowiada żydowska tradycja egzegetyczna: „Całą noc Lot wahał się i zastanawiał: »Co mam zabrać ze sobą? Mam złoto, srebro, perły, jak mógłbym zostawić całe swe bogactwo? Niech pomyślę, co zabrać«. Nastał świt, a on wciąż nie wiedział, co zostawi, a co weźmie ze sobą…”. Trzeba go było siłą oderwać od przeliczania i kontemplacji majątku, jakiego dorobił się w Sodomie.

Wzięli go pod pachy i wyciągnęli. W ostatniej chwili! Ostatecznie zrezygnował i poddał się Bogu, który ratował go od śmierci. Dał Mu się wyprowadzić. Ile jednak jego serca zostało w Sodomie? Pan musiał to widzieć, skoro powiedział do niego: „Ratuj swoje życie! Nie spoglądaj za siebie, nie zatrzymuj się nigdzie na równinie, uciekaj w góry…” (w. 17).

DEON.PL POLECA

Bóg nie czeka, aż człowiek będzie w pełni gotowy, by porzucić swój grzech

To jedno z pierwszych objawień Boga, który w swoim miłosierdziu nie czeka, aż człowiek będzie w pełni, w stu procentach gotowy, by porzucić to, co go zabija – swój grzech i niewolę. Gdyby Pan czekał na taką naszą radykalną wewnętrzną dyspozycję – czy by się w ogóle kiedykolwiek doczekał? On jednak wybiega naprzeciw synowi, który wraca do domu wcale jeszcze nie na wrócony, ale po prostu z głodu, i dopiero swoją miłością ośmiela go do wiary w możliwość odbudowania poprzednich, prawdziwie rodzinnych relacji (zob. Łk 15).

Bóg jest radykalnie po stronie człowieka – nie prześlepi w nim żadnego, nawet najmniejszego odruchu dobra, byle tylko rozstrzygnąć na jego korzyść.

Kiedy Lot wyszedł z Sodomy, „Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia” (w. 24). Koniec miłosierdzia? Słuszna i sprawiedliwa kara? Tradycja żydowska jest tu bardzo dociekliwa i przenikliwa – pyta, czy ogień i siarka mogą spaść bezpośrednio z nieba? Czy od Boga może przyjść śmierć i zniszczenie? Tora Pardes Lauder mówi, że nie. Twierdzi, że Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz (a więc znak błogosławieństwa i dobroci), a dopiero w zetknięciu się z niegodziwością obu tych miast ów deszcz stał się siarką i ogniem…

To tak, jak podczas Ostatniej Wieczerzy: Jezus podał Judaszowi chleb. Kiedy jednak Judasz go spożył, „wszedł w niego szatan” (J 13, 27). Najwyraźniej człowiek w danej chwili zdeterminowany ku złu może każde dobro obrócić w przekleństwo. To nie Jezus wydał Judasza na pastwę szatana. Jego gest (podanie chleba) był czystym gestem miłości. Jej odrzucenie uczyniło Judasza otwartym na działanie szatana. Możemy się jedynie domyśleć miary cierpienia Jezusa w tejże chwili…

Zdziwienie, które rodzi głębokie pytania

Od Księgi Rodzaju do Ewangelii Janowej – od pierwszej księgi Biblii po ostatnią – Bóg pokazuje nam nieprzerwanie to samo oblicze: Misericordiae Vultus. JESTEM! I zapraszam! „JA JESTEM” – usłyszał Mojżesz ze środka płonącego krzewu. Krzew płonął, lecz się nie spalał – tak że Mojżesz się dziwił. Zdziwienie to nie było wszak jedynie powierzchowną reakcją widza zaskoczonego „magiczną sztuczką”. Rodziło głębokie pytania.

Spotkanie z Tajemnicą kazało mu zdjąć sandały i pokłonić się w adoracji. Wtedy zaczął słyszeć odpowiedzi, które najwyraźniej nie miały na celu zaspokojenia jedynie jego ciekawości; budziły zaangażowanie i poczucie odpowiedzialności, przekształcały się w życiową misję i powołanie: „JA JESTEM posłał mnie do Was”. „JA JESTEM” – miał iść i ogłosić to imię Boga ludziom, którzy mieli wszelkie prawo myśleć, że „Boga nie ma”. Ludziom, którzy zostali w Egipcie zredukowani do roli niewolników, którzy widzieli swoje dzieci topione w Nilu, sami zaś zabijani byli nieludzką pracą. Sponiewierani bezczelnością zła, mieli prawo pytać: „Gdzie jest Bóg, skoro takie rzeczy się dzieją?!”; pozostawieni zaś długi czas bez odpowiedzi, mieli także prawo myśleć: „Boga nie ma!”.

Miał im powiedzieć – w Jego Imieniu – „JA JESTEM”! To musiało znaczyć tak naprawdę: „Ja jestem ZBAWICIELEM! Ja jestem mocny. Mocniejszy niż zło, którego doświadczacie”. Musiało znaczyć: „Nie bójcie się! Losy świata – i WASZE – są ciągle w moich rękach. Moje ramię nie jest za krótkie. Przekonacie się! Jestem w samym środku waszego życia – tu i teraz. Jestem z Wami”.

„JESTEM” – to nie teologiczna „łamigłówka”. To deklaracja miłości! I obietnica wyzwolenia: Paschy, Przymierza i drogi do ziemi Ojców.


Dlatego też została wypowiedziana ze środka krzewu, który płonie, ale się nie spala. Ze środka ZNAKU. Znak „mówił”: „Nie musicie się bać mojej obecności. Nie bójcie się tego, że JESTEM. Jestem Ogniem, który zapala, ale nie niszczy. Niczego w was nie zabiję, z niczego nie okradnę. Nie przychodzę, żeby zabierać. Jestem pełen szacunku dla każdego dobra, które w was jest; dla waszych decyzji, wyborów, wartości. Chcę was zapalić, ale nie inaczej, jak tylko szanując waszą wolność.

Bóg jest z nami w środku każdej zawieruchy

„JA JESTEM” – mówi Jezus, krocząc pewnej nocy po wzburzonych falach Jeziora Galilejskiego w stronę apostołów zmagających się w łodzi z „przeciwnym wiatrem”. „JA JESTEM. Nie bójcie się. JESTEM z wami – w samym środku szalejącej burzy i zawieruchy, jaką przeżywacie. Nie jestem »zjawą«. Jestem rzeczywisty i mocny. Jako Pan i Zbawca”.

Deklarację potwierdza ZNAKIEM: nie ucisza żywiołu, ale pozwala Piotrowi chodzić po wzburzonej wodzie. Tak właśnie, gdyż zbawienie dokonuje się w OSOBIE! Szalejąca wokół burza – każda (!) – wcześniej czy później ucichnie. Ale człowiek – w każdych warunkach – jest wezwany i uzdolniony przez Boga, by być większym od nich. To ważne. Zwykle bowiem przerzucamy odpowiedzialność poza siebie: na warunki, okoliczności, konteksty; podkreślamy wtedy znaczenie rozwiązań „strukturalnych” (prawa, organizacji itp.). Ewangelizacja natomiast zawsze zwraca się do osoby – ma służyć spotkaniu Osoby (Chrystusa) z osobą (moją, Twoją, każdego). „JA JESTEM!” – deklaruje Bóg: „JESTEM i zbawiam!”; „jestem” – deklaruje człowiek, otwierając się na zbawienie i stając się Jego apostołem.

Abp Grzegorz Ryś

Tekst jest fragmentem książki "Moc Słowa"

*   *   *   *

W Tygodniu Biblijnym skorzystaj ze specjalnego rabatu na wszystkie książki o tematyce biblijnej. Użyj kodu TB21, aby uzyskać 40 proc. rabatu na książki Wydawnictwa WAM i 10 proc. rabatu na książki innych wydawców.

doktor habilitowany nauk humanistycznych specjalizujący się w dziedzinie historii Kościoła. Autor takich książek jak "Moc wiary", "Moc słowa" i "Skandal miłosierdzia".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Grzegorz Ryś

Słowo, które ma moc zmienić Twoje życie.

Ta książka może towarzyszyć Ci każdego dnia. Sięgnij po nią, gdy zauważysz, że tempo spraw i obowiązków zasłania Ci to, co naprawdę ważne.

Biskup Grzegorz Ryś, jak mało...

Skomentuj artykuł

„Bóg spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia”. Koniec miłosierdzia?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.