O tym, jak przyroda pomaga spotkać Boga

O tym, jak przyroda pomaga spotkać Boga
fot. Amy Treasure / Unsplash
Logo źródła: WAM Franz Jalics SJ

"Każdego dnia spacerowałem trzy, cztery, a nawet pięć godzin. Kontakt z przyrodą działał na mnie bardzo dobrze. Czułem się przez nią oczyszczany. Znajdowałem w niej ciszę i powracałem zawsze wypoczęty. Spoglądałem często ku niebu i całkiem spontanicznie się modliłem". Prekursor modlitwy uważności i medytacji chrześcijańskiej opowiada o tym, jak odnalazł w przyrodzie Boga.

Siła natury-przyrody

Gdy skończyła się druga wojna światowa, byłem węgierskim kandydatem do stopnia oficerskiego i przebywałem w Niemczech w szkole wojsk pancernych. Zakończenie wojny sprawiło, że nagle stałem się uchodźcą. W obozach dla uchodźców żyły wówczas miliony cudzoziemców, którzy czekali albo na możliwość powrotu do ojczyzny, albo na możliwość emigracji. Byłem jednym z nich. Zostaliśmy zaopatrzeni w żywność i mogliśmy spacerować po okolicy. Nie było jednak pracy. Poprosiłem o przyjęcie do gimnazjum. Uchodźcom tego odmawiano, gdyż brakowało miejsca dla samych Niemców. Nie było książek do czytania, nie mówiąc o radiu, telewizji czy innych zajęciach. Moja przyszłość za bardzo mnie nie zajmowała. Czekałem po prostu na to, co miało przyjść. I tak nie mogłem nic zrobić. Opowiadaliśmy sobie w nieskończoność wspomnienia wojenne.

Po jakimś czasie zmęczyło mnie mówienie i wychodziłem codziennie na wielogodzinne spacery. Okolica była bardzo piękna. Byłem ulokowany najpierw w klasztorze Polling koło Weilheim, później we Floss w Górnym Palatynacie. Każdego dnia spacerowałem trzy, cztery, a nawet pięć godzin. Kontakt z przyrodą działał na mnie bardzo dobrze. Czułem się przez nią oczyszczany. Znajdowałem w niej wiele ciszy i powracałem zawsze wypoczęty. Spoglądałem często ku niebu i całkiem spontanicznie się modliłem. W przyrodzie - na łąkach i w lasach, w świetle gwiazd i w blasku słońca - czułem wszechobecność Jezusa Chrystusa, w którym wszystko jest stworzone. Przebywałem chętnie pośród natury i nie zauważałem, jak bardzo przemieniała mnie wewnętrznie. Po tym roku, gdy w marcu 1946 roku mogłem powrócić na Węgry, wzrósł we mnie kontemplacyjny fundament. Odczuwałem to jako wewnętrzne odpuszczenie i jasność. W tym czasie stopniowo stawało się jasne moje powołanie kapłańskie. Dopiero później, po wszystkim, dowiedziałem się, że przyroda, a szczególnie - jak odkryłem to w Biblii - pustynia, jest miejscem spotkania z Bogiem. Na początku lat siedemdziesiątych XX wieku spędziłem pewien czas w Chile na pustyni Atacama i odbyłem rekolekcje w Mechillones na północ od Antofagasta. Z wioski nad brzegiem oceanu wychodziłem zawsze na pustynię. W pobliżu była góra. Myślałem często o Mojżeszu na Synaju i o Jezusie w pustynnej okolicy Jerycha. Moje przekonanie się potwierdziło: pustynia jest miejscem spotkania z Bogiem.

Bóg, człowiek i pustynia

W Starym i Nowym Testamencie, a także w dziejach Kościoła widzimy, że wszędzie tam, gdzie Bóg chciał interweniować w ludzkich dziejach, najpierw kogoś do tego przygotowywał. Przeważnie wywoływał go w tym celu z jego naturalnego środowiska i prowadził na pustynię. Tam kazał mu przebywać przez dłuższy czas, zanim umożliwił spotkanie z sobą.

DEON.PL POLECA

Tak zdarzyło się Abrahamowi. Bóg zaprosił go, by wywędrował ze swojego kraju i był w drodze jako obcy. Wielokrotnie obdarowywał go spotkaniem ze Sobą. O treści tych spotkań trudno coś dokładnie powiedzieć, ale można jasno zauważyć dwa elementy. Z jednej strony Abraham poznawał Boga coraz bardziej jako swojego Boga, z drugiej strony przeżywał swą własną tożsamość jako ojca wielkiego rodu.

Naturalnie, tak być musiało. Każde spotkanie jest relacją między dwoma biegunami, w której jednocześnie poznaje się siebie i drugiego

Spotkało to również Mojżesza. Wzrastał on w mieście faraona w atmosferze bardzo religijnej. Do jego codzienności należały: świątynia, kapłani, święte pisma i rytuały. Jednak Bóg nie tam przemówił do Mojżesza. Musiał on uciec i przez długie lata pilnować owiec na Synaju. Jego zajęcie było monotonne, bez wielkich zmian. Stał się wewnętrznie pusty. Zginęła aktywność wielkiego miasta. Mojżesz krok za krokiem znajdował drogę do siebie. Nadszedł czas i Bóg w płonącym krzewie obdarzył Mojżesza spotkaniem z samym sobą. Bóg objawił się jako "Ja jestem" (Wj 3, 14) i Mojżesz odkrył własną tożsamość jako powołanego, by wyprowadzić Żydów z Egiptu.

Spotkanie z Bogiem polega zawsze na spotkaniu Boga i doświadczeniu siebie. Poznać Boga w sobie i poznać siebie w Bogu to dwie strony jednej monety. Nie można ich oddzielić. Nie ma spotkania z Bogiem, które nie byłoby jednocześnie spotkaniem z samym sobą. Nie może także być doświadczenia siebie, które jednocześnie nie dawałoby rosnącego poznania Boga.

Tak samo dzieje się na płaszczyźnie społecznej. Kiedy Mojżesz wyprowadzał Izraelitów z Egiptu, nie byli oni jeszcze ludem, nie stanowili żadnej jedności i nie mieli jeszcze swej tożsamości jako lud. Stali się nim dzięki spotkaniom z Bogiem na Synaju, które osiągnęły swój szczyt w Przymierzu. Odtąd mieli świadomość bycia ludem, posiadali jedność ugruntowaną we wspólnym prawie, mieli kraj, nadzieję, a zwłaszcza Boga, któremu obiecali wierność i którego opieki mogli być pewni.

Pustynia jest miejscem spotkania z Bogiem

Na pustyni żył Jan Chrzciciel. Ciągnęły do niego tłumy z Jerozolimy, bo wyczuwały, że przemawia inaczej niż kapłani i uczeni w Piśmie w tym mieście. Jan przemawiał z mocą Ducha. Kapłani w świątyni także mówili o Bogu, przeważnie jednak słabo i pośrednio. Pouczali o prawach, o moralności i obyczajach, o przepisach liturgicznych. Jan przemawiał mocą bezpośredniego spotkania z Bogiem. Dlatego jego słowa wywierały takie wrażenie.

Także Jezus Chrystus wyszedł na pustynię. Co Go tam zajmowało? Nie studiował tam, nie przygotowywał kazań, tylko szukał w samotności spotkania ze swoim Ojcem. Gdy powrócił z pustyni, wiedział, co ma głosić.

Zauważyć, myśleć, wykonać

Przypatrzmy się teraz bliżej temu, co dokonuje się na pustyni. Nie trzeba być wielkim mistrzem duchowym, aby wiedzieć, że droga do Boga otwiera się przez uważność, a nie przez myślenie dyskursywne. Bóg jest, ale Go nie zauważamy. Myślenie refleksyjne gra ważną rolę w religijnym rozwoju wiary, zwłaszcza na początku. Jeśli zaczynamy drogę do kontemplacji, to bezwzględnie konieczny jest radykalny zwrot od myślenia dyskursywnego ku uważności.

Człowiek został tak stworzony, że jego działania realizują się w trzech krokach: zauważyć, myśleć, wykonać. Na początku jest zawsze zauważenie - w najogólniejszym sensie percepcji. Istnieje percepcja zmysłowa, jak słuchanie, dotyk, smakowanie, widzenie i węch. Duchowa percepcja nazywana jest uświadomieniem sobie, uprzytomnieniem, przyjęciem do wiadomości. To wszystko odpowiada łacińskiemu słowu perceptio i polega na tym, że dociera do nas jakaś część rzeczywistości.

Nie trzeba być wielkim mistrzem duchowym, aby wiedzieć, że droga do Boga otwiera się przez uważność, a nie przez myślenie dyskursywne

Po zauważeniu następuje myślenie. To nasza pierwsza reakcja na to, co zauważyliśmy. Umieszczamy zauważoną rzeczywistość w pewnym porządku i dokonuje się to przez myślenie dyskursywne: poddawanie refleksji, porównywanie, analizowanie, planowanie i wybieranie albo decydowanie.

Trzeci krok to wykonanie. Nasze przemyślenia przekuwamy w czyny. Stajemy się aktywni i realizujemy działanie.

Te trzy kroki następują po sobie w sposób konieczny. Nikt nie może zmienić ich struktury.

W naszym nowoczesnym i pełnym pośpiechu świecie proces ten coraz bardziej traci równowagę. Drugi i trzeci krok akcentuje się nadmiernie, spychając na dalszy plan zauważanie. Ledwie tylko coś zauważamy, rzucamy się natychmiast w myślenie, rozważanie, ocenianie i często w rozpamiętywanie. Na końcu tych rozważań pojawia się przeważnie wniosek, że z wieloma rzeczami się nie zgadzamy i wszystko chcielibyśmy zmienić. W ten sposób ujawnia się w nas "wielki aktywista", popadający w gorączkową nadaktywność. Brakuje miejsca na uważność.

Ale to właśnie uważność ostatecznie prowadzi do Boga. Kontemplacja jest oglądaniem. Łacińskie słowo "contemplari" znaczy "oglądać".

W życiu wiecznym nie będziemy o Bogu rozmyślać, ale Go oglądać. Nie będziemy także zajmować się Bogiem w zewnętrznej aktywności, tylko oglądać Go i miłować. To, co w niebie będzie naszym jedynym zajęciem, zaczyna się już na ziemi. Początkowo jednak Boga nie zauważamy, albowiem nasz niespokojny rozum i nasza gorączkowa aktywność odwracają nas od uważności. By się przygotować na łaskę kontemplacji, musimy nauczyć się "zauważać".

Nauka uważności

Być uważnym znaczy stać się świadomym. Uważność jest sprawą duchową, jest aktywnością świadomości. Narządy zmysłów kierują do świadomości informacje, które nazywamy wrażeniami zmysłowymi: widzenie oczami, słyszenie uszami, wąchanie nosem, dotyk palcami i smakowanie językiem. W naszych ćwiczeniach rozpoczynamy od tych wrażeń zmysłowych, gdyż są one bardzo konkretne i łatwo dostępne. Krok po kroku przechodzimy następnie do zauważania bardziej duchowego.

Pozostać w uważności znaczy także pozostać w teraźniejszości. W przeszłość i w przyszłość przenosimy się przez myśli i życzenia. Co istnieje w danej chwili ("okamgnieniu"), jest teraźniejszością. Przeszłość była i przeszła. Pozostało z niej tylko wspomnienie i oddziaływanie. Przyszłość jeszcze nie przyszła. Być ukierunkowanym na rzeczywistość oznacza być w obecności, teraźniejszości. Bóg jest dostępny - obecny - w teraźniejszości. Dlatego w duchowości benedyktyńskiej opisuje się cel duchowej drogi jako "przebywanie w Bożej obecności". Ale ponieważ na ogół żyjemy w przeszłości i przyszłości, musimy się nauczyć pozostawać w teraźniejszości. Stała uważność wobec teraźniejszości poprowadzi nas ku obecności Boga.

Zauważać, być świadomym, istnieć i być w teraźniejszości to praktycznie synonimy.

Uważność jest męcząca jak myślenie i działanie. Kiedy pracujemy rękami albo rozumem, wtedy musimy sobie pozwolić na przerwę, żeby odpocząć. Uważność jest najwyższą formą odpoczynku. Gdyby tak nie było, musielibyśmy w życiu wiecznym regularnie planować ferie, byśmy mogli odpocząć od oglądania Boga. Nie - uważność odświeża i regeneruje nasze siły. Kto prawdziwie odpoczywa, dochodzi stopniowo do kontemplacji. A kto wchodzi w kontemplację, odpoczywa. Będziemy uczyli się uważności próbując przebywać dłużej w teraźniejszości bez wchodzenia w myślenie, bez przechodzenia do działania. To będzie w tej nauce najtrudniejsze. Wszyscy ludzie siłą rzeczy zauważają. Po ułamku sekundy zaczyna jednak działać nasz umysł. Odwracamy tym samym uważność od zauważania ku własnym ideom. Musimy się nauczyć przebywania w uważności.

To zakłada wielki zwrot. Jesteśmy zaproszeni, by pozostawić na razie myślenie i działanie, byśmy mogli zwrócić się ku zauważaniu. Gdy zreflektujemy się, że mimo wszystko ulegliśmy rozproszeniu i popadliśmy w świat naszych myśli, powróćmy natychmiast do zauważania. Chodzi o męczącą, drobiazgową pracę, która wymaga zaangażowania całego człowieka i będzie trwać aż do końca ćwiczeń. Jest ona stałym zadaniem, które aż do kresu naszej wspólnej drogi będzie jednocześnie na coraz głębszym poziomie.

Fragment książki Franza Jalicsa SJ "Kontemplacja"

 

 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Franz Jalics SJ

To właśnie uważność ostatecznie prowadzi do Boga. Kontemplacja jest oglądaniem. W życiu wiecznym nie będziemy o Bogu rozmyślać, ale Go oglądać. Nie będziemy także zajmować się Bogiem w zewnętrznej aktywności, tylko oglądać Go i miłować....

Skomentuj artykuł

O tym, jak przyroda pomaga spotkać Boga
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.