Budować poczucie braterstwa – utopia czy powołanie chrześcijanina?

Świat został stworzony dla całej ludzkiej rodziny. Dobra tej ziemi, np. powietrze, woda, pożywienie, środowisko naturalne mają służyć wszystkim. Dzisiaj jednak, jesteśmy podzieleni i skonfliktowani, jak nigdy dotąd. Trudno znaleźć jakąkolwiek instytucję międzynarodową, zdolną do promowania pojednania i łączącą poszczególne strony porozdzierane różnorakimi ‘konfliktami interesów’, nie mówiąc już o tworzeniu klimatu porozumienia i współpracy dla dobra całej społeczności ludzkiej. Idziemy ku katastrofie?
Kiedy w latach 1988-91 studiowałem teologię na Bobolanum w Warszawie były to lata przełomu politycznego, po którym runął wschodnioeuropejski blok komunistyczny. Skończył się ‘idealny’ system, a kapitalizm tryumfował, wydawał się zwycięski i był niemal remedium na całe zło. Jedna z tez, jakie wówczas się pojawiały w teologii moralnej to ta, że dobra tej ziemi przeznaczone są dla wszystkich, dla ludzkości. Brzmiało to w naszych uszach trochę ‘komunistycznie’ (nawet sobie żartowaliśmy, że najbardziej z tego ucieszą się pewnie Chińczycy), ale trudno byłoby nie przyznać racji tym tezom chrześcijańskiej teologii. Problemem tylko było, jak je wprowadzić w życie i kto miałby być tego gwarantem.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Zarówno pod względem politycznym, gospodarczym, a nawet psychologicznym. Z dwubiegunowego świata Zachód kontra Wschód mamy teraz rzeczywistość wielobiegunową, bo swoje aspiracje mają kraje Azji, Ameryki Południowej czy Afryki, a nawet sama Europa, choć łączy się w UE to jednak wciąż trzeszczy przez konflikty interesów poszczególnych krajów. Nie nauczyliśmy się działać dla dobra powszechnego, ale wciąż przeważa logika silniejszego, która narzuca rozwiązania faworyzujące potentatów.
Jest rzeczą wręcz dramatyczną ‘zapaść’ wszelkiego rodzaju instytucji międzynarodowych z ONZ na czele. One nie tylko, że nie mają wpływu na decyzje rozjemcze w wielu konfliktach, a na dodatek, jak w wojnie w Ukrainie, Rosja, stały członek Rady Bezpieczeństwa, jest tam agresorem, którego nie wiadomo kto i jak miałby powstrzymać.
Bardzo ważnym wydarzeniem w relacjach międzynarodowych i w uświadomieniu sobie wzajemnych powiązań była pandemia sprzed kilku lat. Przeorała ona wiele struktur i mechanizmów społecznego funkcjonowania. Uświadomiła nam człowieczą kruchość i współzależność, która nic sobie nie robi z granic administracyjnych, zasobności portfela (choć tu można by dyskutować) czy afiliacji religijnej lub politycznej. Do dzisiaj nie będziemy mieli także jednoznacznych wniosków co do tego czy obostrzenia były dobre, czy narzucone restrykcje cokolwiek zmieniały, jak też co do źródła tej pandemii, ewentualnej odpowiedzialności za nią i perspektyw do uniknięcia podobnych przypadków w przyszłości.
.@Pontifex_pl do Polaków: Rok Święty okazją do zmiany życiahttps://t.co/VANBvLXtmd
— Vatican News PL (@VaticanNewsPL) January 11, 2025
Kiedy mówimy, że dobra tej ziemi są przeznaczone dla wszystkich, i tak chciał Bóg, bo tak stworzył świat, wielu żachnie się na taką perspektywę. I to wcale nie dziwi. Popatrzmy na to jednak z innej strony. Czy sprawiedliwe jest, żeby trochę ponad 2 tys. najbogatszych osób, w większości z krajów Ameryki Północnej, Europy i Azji miało majątek równy ponad czterem miliardom ludzi na świecie, a to teraz połowa ludzkości? Instynktownie czujemy, że coś w tym systemie zgrzyta. Pokusa nadużyć jest bardzo duża, co widzimy po ingerencjach Elona Muska, najbogatszego teraz człowieka na świecie np. w wojnę w Ukrainie, czy politykę w Ameryce lub Europie.
Głód na świecie to nie tylko skandal, ale i grzech wołający o pomstę do nieba. Dlatego tym bardziej krytycznie musimy patrzeć na marnotrawienie pożywienia, na spekulacje związane z cenami produktów żywnościowych czy też niesprawiedliwe zadłużanie państw ubogich.
Równie wielkim skandalem i grzechem jest przeznaczanie tak horrendalnych sum na zbrojenia. To nie jest zachęta do naiwnego pacyfizmu, ale świadomość, że ten szalony wyścig zbrojeń jest zły i niemoralny.
Jeśli popatrzymy na mapę świata, widzimy, jak podziały administracyjno-polityczne nie odpowiadają np. gęstości zaludnienia poszczególnych obszarów globu. Ostatnie zawirowania dotyczące olbrzymiego, bogatego w zasoby naturalne terytorium Grenlandii z 57 tys. mieszkańców czy świadomość, że Rosja z bogactwami naturalnymi i tylko 140 milionami obywateli obejmuje obszar prawie 10% całego globu pokazują, jak wiele jeszcze drogi nam zostało do tego, aby mieć przed oczyma perspektywę dobra ludzkości, a nie jakiejś bardzo ograniczonej i uprzywilejowanej grupy.
Świadom jestem, że niektóre z tych porównań mogą budzić różnego rodzaju skojarzenia i oceny. Przed nami długa droga do zbudowania poczucia wspólnoty międzyludzkiej, braterstwa, do którego zachęca nas papież Franciszek, także przez rozpoczęty niespełna trzy tygodnie temu Jubileusz 2025. Choć teraz może się wydawać, że to jest cel nieosiągalny, to jednak nie wolno nam, jako chrześcijanom zapominać o tym, że jest to perspektywa na wskroś ‘katolicka’. Nie dlatego, że mamy kogokolwiek przymusić do stania się takim, jak my. Nie chodzi o prozelityzm. Budowanie braterstwa między ludźmi to jednak nie utopia, naiwność pięknoduchów, ale czasami okupiony niemałym wysiłkiem cel misji zleconej nam przez Chrystusa: „idźcie na cały świat...”
Skomentuj artykuł