Czy papież Leon spełni nasze oczekiwania i będzie taki, jak jego poprzednicy?

Leon XIV powiedział w poniedziałek do przedstawicieli mediów: "pokój zaczyna się od nas, od sposobu, w jaki patrzymy na innych, słuchamy innych, mówimy o innych". Jakże te słowa mocno mnie poruszyły! W ostatnim czasie nieustannie doświadczam tego, że sposób w jaki patrzymy na innych może budować, ale może też niszczyć i zamykać nas na dobro.
Kilkakrotnie, w różnych mediach, widziałam grafiki przedstawiające papieża Leona XIV z gestem uniesionych rąk, a zaraz obok doklejone zdjęcie Jana Pawła II, który wykonuje gest identyczny. I te podpisy, że Leon będzie jak „nasz” papież, że taki do niego podobny, no kropka w kropkę. Albo te grafiki, w których cytuje się Leona XIV, powołującego się na nauczanie papieża Franciszka i słowa, w których wylewa się hejt i żal: „kolejny modernista, niszczyciel Kościoła, jak Franciszek”. Zamknięcie w porównaniu. W bańce wyobrażeń. W lęku, albo radości, że ktoś będzie taki sam, albo zupełnie inny niż poprzednik. Tak jakby nie miał prawa po prostu być sobą…
Porównywanie efektów czyjejś pracy nie musi być niczym złym. Do czasu, gdy nie szufladkujemy ludzi, bo nie spełniają oczekiwań. Wcześniej czy później jednak spełniać nie będą, bo Leon XIV nie jest i nie będzie Janem Pawłem II, ani Franciszkiem, Benedyktem XVI, czy Leonem XIII, będzie sobą. Dlatego tak mocno wybrzmiewają we mnie słowa, że „pokój zaczyna się od nas, od sposobu, w jaki patrzymy na innych”.
Papież nie jest jedyny. Porównujemy dzieci, że jeden syn taki, a drugi taki. Nauczycieli, że jeden może szybko nauczyć, a drugi się do niczego nie nadaje. Księży, że ten taki charyzmatyczny, a tamten to tylko by w konfesjonale siedział i do ludzi się w ogóle nie uśmiecha. Szefa, że jeden potrafi zarządzać pracą ludzi, a drugi to – owszem, firma się rozwija w nowy sposób – ale nie umie tego, co potrafił poprzednik. Przykłady można mnożyć. Wsadzamy ludzi czasem w tak ciasne ramki, że z góry stawiamy ich na przegranej pozycji, tym samym tracąc to, co możemy dzięki ich pracy i umiejętnościom otrzymać. Zatrzymujemy się na tym, co było. Nie idziemy do przodu. Szufladkujemy, oceniamy, wartościujemy przez pryzmat naszych oczekiwań (szczególnie tych niespełnionych).
Niebawem zacznie się ruch personalny w parafiach. Księża dostaną dekrety z przeniesieniami w nowe miejsca. Od dłuższego czasu widzę, na własnym podwórku, jak łatwo jest zamknąć ich w świecie oczekiwań. Przywiązani do jednego człowieka i jego sposobu patrzenia, modlitwy, działania – nie pozwalamy „nowym” by działali po swojemu, nawet jeśli robią to dobrze. Nie dajemy im szansy na to, by rozwinęli skrzydła, podcinając je już na starcie, bo nie wpisują się w nasze wyobrażenia. Nie spełniają oczekiwań, bo nie są tacy jak poprzednicy. Tymczasem tracimy, gorzkniejemy, zamykamy się coraz bardziej. "Pokój zaczyna się od nas, od sposobu, w jaki patrzymy na innych, słuchamy innych, mówimy o innych" – mówi papież Leon.
To, jak patrzę na innych ma związek z tym, w jakiej kondycji jest moje serce. Pokój zaczyna się ode mnie, w moim wnętrzu, nie na zewnątrz, nie w innych, ale we mnie. Jak patrzę na innych? Jak ich słucham, czy w ogóle na dialog jestem otwarta? Czy daję szansę wypowiedzieć się drugiemu, czy od razu wciskam go w moje sposoby patrzenia i jeśli nie mieści się w moich ramkach, odrzucam, oceniam, mówię o nim źle?
Niekiedy potrzeba sporo czasu, by „przyzwyczaić się” do nowego szefa, papieża, proboszcza, nauczyciela czy innej osoby, która ma na nas wpływ. Czasem trzeba przeżyć żałobę po stracie jego poprzednika. Jednak zamykając się na to, co nowe i wciskając kogoś w czyjeś buty, nie pomagamy ani jemu, ani sobie…
Czy papież Leon będzie podobny do poprzedników? Pewnie czasem tak, wszak od nowa Kościoła przecież nie stwarza… Czy jednak dajemy mu szansę, aby działał po swojemu? Czy przestaniemy go porównywać w sposób, który zamyka nas na nowe doświadczenia? Czy pozwolimy mu być sobą i po prostu go takim przyjmiemy? Oby. Inaczej dobro, które możemy od niego otrzymać przemknie nam obok, a wtedy rzeczywiście zostanie w nas już tylko żal. Żal, który sami zasieliśmy w naszych sercach…
Skomentuj artykuł