Franciszek po pobycie w szpitalu. To znak dla świata

Wydarzenia ostatnich kilku tygodni są ważną cezurą w pontyfikacie Franciszka. Czeka nas wiele zmian w jego kształcie i dalszym przebiegu. To nie przypadek. To znak czasu dla świata.
Po prawie czterdziestu dniach spędzonych w rzymskiej klinice Gemelli papież Franciszek w trzecią niedzielę tegorocznego Wielkiego Postu opuścił szpital. Można powiedzieć, że jest powód do radości. Zwłaszcza w kontekście oświadczeń lekarzy, że w trakcie pobytu w szpitalu życie Papieża było dwukrotnie zagrożone. Co prawda, jak zapewnili, nie stracił przytomności, ale niebezpieczeństwo było realne.
Jednak ci, którzy widzieli Franciszka na balkonie kliniki Gemelli chwilę przed tym, niż ją opuścił, mają świadomość, że nie jest to radość pełna, lecz przyćmiona tym, co zobaczyli. Następca św. Piotra nie tylko ma poważne kłopoty z mówieniem – zdołał wypowiedzieć do mikrofonu zaledwie kilka słów, lecz również jego gesty były wyraźnie ograniczone. Z trudem udzielił zgromadzonym przed szpitalem błogosławieństwa, wykonując niewielki znak krzyża. I chociaż uwaga o pani z żółtymi kwiatami (która – jak wyjaśnili dziennikarze – codziennie była obecna na modlitwach w intencji papieskiego zdrowia) świadczy o bystrości umysłu Papieża i niezmiennej otwartości na ludzi, to jednak wiadomo, iż ten pobyt Franciszka w szpitalu jest ważną cezurą jego pontyfikatu. Teraz będzie inny, niż dotychczas.
Zewnętrznym wyrazem zmiany jest to, co się wydarzyło w papieskim apartamencie w Domu św. Marty i najbliższym otoczeniu Franciszka. Jak podały media, dotychczasowe drewniane łóżko zostało wymienione na szpitalne, co ma ułatwić funkcjonowanie Papieżowi i personelowi. Zakupiono sprzęt medyczny, aby w ramach rehabilitacji, Franciszek mógł korzystać z tlenoterapii i z terapii ruchowej. Do apartamentu, który dotychczas obejmował gabinet, łazienkę i sypialnię, dołączono kolejne pomieszczenia, aby umożliwić Papieżowi pracę. Następca św. Piotra, który zasłynął tym, że sam wnosił swoją teczkę na pokład samolotu, będzie teraz bardzo zależny także w drobnostkach od otaczających go ludzi. To z pewnością nie jest łatwe.
Zarówno Franciszek, jak i watykańskie media, traktują wydarzenia ostatnich tygodni w perspektywie znaków czasu. W rozważaniu do modlitwy Anioł Pański, których Papież także w trakcie pobytu w klinice nie przestał przygotowywać, w dniu opuszczenia szpitala napisał, że hospitalizacja była dla niego czasem, w którym doświadczył cierpliwości Boga. Dostrzegł ją m.in. w niestrudzonej trosce lekarzy i personelu medycznego, a także w nadziei i oddaniu bliskich chorych osób. „Ta ufna cierpliwość, zakorzeniona w niezawodnej miłości Boga, jest rzeczywiście niezbędna w naszym życiu, zwłaszcza w obliczu najtrudniejszych i najbardziej bolesnych doświadczeń” – stwierdził. Raczej nie ma wątpliwości, że choroba jest również próbą cierpliwości dla samego Franciszka.
Watykański Sekretarz ds. Relacji z Państwami, abp Paul Gallagher, trzy dni przed opuszczeniem przez Franciszka kliniki Gemelli zapewniał akredytowanych przy Stolicy Apostolskiej dyplomatów, że Franciszek „w tym czasie ludzkiej słabości służy Kościołowi i ludzkości niemniej skutecznie, choć w inny sposób”. A szef watykańskich mediów, Andrea Tornielli, w emocjonalnym edytorialu pr. „Witamy w domu”, opublikowanym w chwilę po tym, jak Papież wyjechał z kliniki, napisał, że ze szpitalnej sali w ciągu tych tygodni Franciszek przypomniał nam, iż życie jest warte przeżycia w każdej chwili i że w każdej chwili Pan może nas do siebie wezwać. „Przypomniał nam, że cierpienie i słabość mogą stać się okazją do ewangelicznego świadectwa, do głoszenia Boga, który staje się Człowiekiem i cierpi z nami, godząc się na unicestwienie na krzyżu”.
Tornielli przywołał też wypowiedzi Franciszka o tym, że z sali szpitalnej wojna wydaje mu się jeszcze bardziej absurdalna, o tym, że trzeba rozbroić naszą planetę, a nie uzbrajać ją ponownie, zaopatrując arsenały w nowe narzędzia śmierci. W perspektywie tych słów, obecna sytuacja Papieża może się okazać szczególnie wymownym znakiem czasu. Znakiem, którego odczytanie i akceptacja mogą być niełatwe także dla wielu katolików, a także znakiem, którego wielu ludzi w dzisiejszym świat nie chce odczytać i zrozumieć. Dlaczego? Ponieważ jest dla nich niewygodny oraz sprzeczny z ich pragnieniami wielkości i potęgi. Pragnieniami, które właśnie w taki czy inny sposób, choćby tylko przez oddanie głosu w wyborach na konkretnego człowieka albo określone ugrupowanie, realizują.
Znak jest wyraźny i trudny do przeoczenia. Oto w czasie, gdy na ziemskim globie znów z ogromną intensywnością zaczyna dominować „prawo silniejszego” jako podstawowa zasada budowania relacji międzyludzkich i między społecznościami, gdy nie tylko wielcy tego świata pożądają „nowego porządku” na naszej planecie, wymuszanego szantażem (nie tylko gospodarczym) lub zbrojnie podziału stref wpływu, gdy pragną zdobyczy terytorialnych i zniewolenia milinów ludzi, na katedrze św. Piotra znajduje się człowiek bardzo osłabiony chorobą. Gdy wydaje się, że właśnie teraz potrzebny jest gromki głos Papieża, za którym stoi 1,5 miliarda wyznawców Jezusa Chrystusa, Franciszek z trudem potrafi wypowiedzieć kilka słów. Gdy wygląda na to, że oto nadeszła chwila wielkich gestów, przywracających świat do rozsądku, aktualny Następca św. Piotra jest w stanie ledwo wykonać niewielki znak krzyża.
Czy to przypadek? Z punktu widzenia człowieka wierzącego niełatwo odrzucić przeczucie, że Bóg chce nam wszystkim coś bardzo ważnego przekazać. W czasie narastających buńczucznych okrzyków, podpowiada wyciszenie. Gdy modne stało się prężenie muskułów, sugeruje rezygnację z siły i małe, choć wymagające wielkiego wysiłku, gesty pokoju i życzliwości.
Czeka nas pontyfikat Franciszka pod wieloma względami w nowym kształcie i w innych niż dotychczas formach. Ci, którzy pamiętają zmarłego dwadzieścia lat temu św. Jana Pawła II, a zwłaszcza ostatnie lata jego posługi, mogą szukać analogii i różnic. Inni mogą z niepokojem zastanawiać się nad tym, czy Franciszek będzie w stanie nadal nie tylko kierować Kościołem, ale podejmować nowe, zaskakujące inicjatywy, jak to robił dotychczas. Z pewnością dla wielu (nie tylko ludzi mediów) nadchodzący czas będzie próbą cierpliwości w oczekiwaniu na nowe konklawe. Dla samego Franciszka już jest to czas zmiany perspektywy patrzenia na Kościół i na świat.
Skomentuj artykuł