Jak po dwudziestu latach w związku nie mieć siebie dość?

Jak po dwudziestu latach w związku nie mieć siebie dość?
Dobry związek to nie kwestią szczęścia, jak rzut monetą: wyjdzie albo nie wyjdzie. Fot. Caleb Ekeroth / Unsplash

Ta miłość zaczęła się w Krakowie, ale nie na Brackiej. I nie padał wtedy deszcz. On był młodym artystą z umysłem zdyscyplinowanym i wrażliwym. Ona - niezdyscyplinowaną przyszłą pisarką z umysłem jak foksterier. A początek tej historii o miłości od pierwszego wejrzenia nadaje się na fabułę niezłej romantycznej komedii.

Tak się składa, drodzy Czytelnicy, że to... moja własna historia. Co więcej, to właśnie ja przez pierwszą połowę życia kpiłam z miłości od pierwszego wejrzenia i omijałam szerokim łukiem komedie romantyczne z happy endem. A teraz, kiedy jesteśmy razem już dwadzieścia lat, z całą pewnością mogę powiedzieć, że ta relacja, która się dosyć filmowo zaczęła i zawiera w sobie miłość, przyjaźń, wierność i radość, jest jedną z trzech najpiękniejszych rzeczy, które przydarzyły mi się w życiu. Jednym słowem: komedie romantyczne na żywo są znacznie lepsze niż w kinie. 

Jak to się stało, że nam się tak zdarzyło, że się nie rozstaliśmy, nie rozwiedliśmy, nie staliśmy się dla siebie tylko współlokatorami, że wciąż mamy ochotę na dalej i więcej? 

Wiedzieć, że związek się nie "udaje" i nie jest kwestią szczęścia

Bo wam to się udaje, bo wy to macie szczęście - tak czasem słyszę. No więc nie: dobry związek to nie jest coś, co się samo z siebie udaje albo losowa kwestia szczęścia, jak rzut monetą: wyjdzie albo nie wyjdzie. Tak, na początku jest zafascynowanie, startowe dopasowanie, odkrywanie, że sporo jest wspólnego. Jest to miłe uczucie, że jesteśmy dla siebie nawzajem bardziej niż dla innych. Jest jakieś przyciąganie i chciałoby się, żeby się nie skończyło. To jest punkt wyjścia. A potem jest wiele, wiele wyborów, których dokonujemy i które mają wpływ na to, co nam wyjdzie z tej relacji. Z tych wielu składowych opowiem tylko o siedmiu - dla mnie kluczowych z perspektywy dwudziestu bardzo udanych lat razem. 

To, co zraniło, wyjaśnić, wybaczyć i nie wypominać

Bo przyjdą kryzysy. Bo jedno z nas powie coś, co zrani drugie, bo zrobi coś, co będzie ciężkie. Bo komuś braknie energii, cierpliwości albo poczucia humoru. Bo padną trudne słowa. To normalne i nieuniknione, ale najważniejsze nie jest to, że wydarzyło się coś, co psuje harmonię, ale to, co z tym potem zrobimy.

DEON.PL POLECA

Zamkniemy się z tym w samotności czy wyjaśnimy, gdy będzie na to spokojny, dobry moment? Będziemy w stanie opowiedzieć drugiej osobie swoje myśli i emocje czy obrazimy się, bo skoro nas zna, powinna się domyślić? Będziemy starali się zrozumieć, a jeśli to jest trudne - to z szacunkiem przyjąć i zaakceptować to, że możemy reagować i myśleć tak bardzo inaczej, czy będziemy się upierać przy swojej wizji? I najważniejsze: wybaczymy to, co dotknęło i zraniło albo szczerze poprosimy o wybaczenie, czy będziemy się okopywać w swoim zranieniu i je pielęgnować? Czy za siedem lat przy dużej kłótni ktoś, kto nas kocha usłyszy nagle o tym, co źle zrobił dziesięć lat temu? Czy co weekend będzie słuchał o tym, jak głupio wybrał farbę do łazienki, choć przecież mówiliśmy,  że nie będzie dobra? Czy jednak będziemy potrafili zapomnieć, naprawdę, głęboko zapomnieć? Od tego wszystko zależy. Całe życie razem: to, czy będzie dobre, ciepłe, pełne życzliwości, czy zimne, trudne i ciężkie. 

Nie chodzić spać w gniewie i mieć cichych dni

Tak, to ten banał powtarzany przez wszystkich zajmujących się związkami. I wiecie, czemu go nieustannie powtarzają? Bo to działa i jest ważne. Bardzo łatwo jest puścić mimo uszu tę dobrą radę i postawić wyżej swoje fochy, przekonania i urazę niż miłość, bliskość, przyjaźń: łatwo jest odwrócić się na drugi bok albo iść spać na kanapę i milcząco ignorować istnienie drugiej osoby. 

Przepraszam, jeśli będę brutalna, ale taka jest prawda: jeśli nie jesteś na tyle dojrzałym człowiekiem, żeby pogodzić się ze swoją drugą połówką, zanim pójdziesz spać, to rób wszystko, żeby dojrzeć. Nie, to nie przychodzi bez trudu, bo żaden rozwój nie przychodzi bez trudu – ale efekty są warte wszystkiego! Dlatego jeśli nie umiesz przepraszać, to się naucz. Jeśli lubisz się obrażać i tak zabiegać o zainteresowanie, znajdź bardziej konstruktywny sposób, żeby zaspokoić tę potrzebę. Jeśli musisz mieć rację, naucz się mieć więcej pokory. Jeśli nie umiesz rozmawiać o tym, co czujesz bez osądzania drugiej strony i wytykania jej niedoskonałości, to się naucz lepszej komunikacji. Jeśli skupiasz się głównie na sobie, poćwicz pozbywanie się egoizmu.  Albo nie marudź, że ci się związek psuje i że ty to nie masz szczęścia i pogódź się z tym, że bez zmiany w sobie stracisz w końcu miłość swojego życia – niezależnie od tego, jak świetnie się to na początku zapowiadało. 

Być ze sobą na bieżąco

Nie chodzi o to, że musimy wiedzieć o każdym dniu naszej drugiej połówki absolutnie wszystko. Chodzi o to, żeby ze sobą być na bieżąco i to bardziej niż z kimkolwiek innym. Nie dać się porwać, gdy ktoś inny chce nam częściej, bardziej i więcej opowiadać o swoim życiu niż nasza druga połówka: choćby to była najlepsza przyjaciółka, ukochana ciocia, własne dziecko czy nowy fajny znajomy. Nie chodzi też o to, by być pamięcią zewnętrzną i móc w środku nocy wyrecytować, jakie leki przyjmuje żona, co i kiedy robi w przyszłym tygodniu i jaki rozmiar rękawiczek nosi. Ta wiedza praktyczna też jest ważna, ale ważniejsze jest, by wiedzieć, co teraz myśli i jak się czuje nasz ukochany człowiek. Nie, co myślał w dniu ślubu albo na ostatnich wakacjach, tylko wczoraj. Nie jak się czuł miesiąc temu, tylko dzisiaj. Do tego potrzeba dwóch rzeczy: tego, żeby pytać i słuchać i tego, żeby się otwierać i mówić o sobie.  

Zawrzeć sakramentalny związek małżeński i żyć w stanie łaski

Ten punkt dla wielu osób może być trudny - a inni mogą się zastanawiać, dlaczego jest na piątym, a nie na pierwszym miejscu. Odpowiem od razu - to nie jest lista w kolejności ważności, to są wybrane według mnie równorzędne fundamenty. A moje doświadczenie po kilkunastu latach od ślubu jest takie, że sakrament to jest miejsce obecności łaski. Co to w praktyce oznacza? Dokładnie to, że para chcąca ze sobą spędzić życie w miłości i bez poważnych zranień, które ją rozbiją z bycia razem na bycie dwojgiem obcych ludzi pod jednym dachem, ma w sakramencie małżeństwa stałe źródło mocnego wsparcia. Sprowadza się to mniej więcej do tego, że w codzienności niespodziewanie znajduję w sobie silę, by robić rzeczy i załatwiać sprawy lepiej, niż mnie samą na to stać; że moje braki nie przeszkadzają tak bardzo, a moje mocne strony służą bardziej, niż po ludzku powinny. Że zachodzi tu jakaś dziwna synergia: mamy więcej, niż wkładamy, wiele różnych kłopotów kończy się takim happy endem, o jakim nawet nie marzyliśmy i czuć, że Ktoś o nas dba jak o piękne drzewo, któremu z uważnością przycina się gałęzie, nawozi i otula na zimę.

Jasne, że można żyć bez.
Można też mieć żaglówkę i dobry wiatr i płynąć na samych wiosłach.

Zaufać nauce i mieć wspólnotę majątkową 

Mniej więcej rok temu naukowcy z Indiana University opublikowali wyniki badań na małżeństwach zaczynających wspólne życie. Badanie trwało dwa lata. Na starcie część par została poproszona o połączenie swoich kont bankowych, a część o pozostawienie ich oddzielnych. Po dwóch latach okazało się, że te małżeństwa, które umówiły się, że pieniądze są wspólne i umieszczały je na wspólnym koncie, były bardziej zadowolone z zarządzania swoimi finansami, rzadziej kłóciły się o pieniądze, a ich relacja była lepszej jakości. Z tych, które nie miały wspólnych pieniędzy, część nie dotrwała nawet do końca badania jako małżeństwo. 

Jasno zdecydować, że nie ma innych opcji

Jeśli chcesz być w dobrym, trwałym, mocnym związku, który daje szczęście - nie możesz traktować go jak przystanku w drodze, jak opcji, jak możliwości. Nie możesz z kimś być i rozglądać się równocześnie za kimś innym. To nie znaczy, że inni nie będą się rozglądać za tobą: oczywiście, że będą, bo im głębiej wchodzisz w swoje małżeństwo i im więcej szczęścia masz w tej relacji, tym bardziej przyciągasz. Ale to właśnie na tym polega, że wybierasz raz i trzymasz się tego wyboru. Naprawiasz, jeśli trzeba, inwestujesz, dbasz, troszczysz się, wkładasz energię w to, co jest, a nie w to, co może mogłoby kiedyś być na innej ścieżce. Jest na to takie stare słowo, mało teraz modne: wierność. Łatwo jej nie docenić, bo jest bardzo niepozorna, nie błyszczy, nie przyciąga uwagi. Ma za to zaskakująco potężną moc i tym, którzy ją wybierają, pomaga znajdować szczęście w codzienności, a gdy zbierają się czarne chmury - zwycięsko przechodzić przez trudne chwile.

Żyć w jedności, ale nie robić wszystkiego razem

Żeby być z kimś, trzeba najpierw być z samym sobą. Trzeba być sobą i wiedzieć, kim się jest. Bycie razem nie znaczy, że od teraz nie ma już nic, co nie byłoby wspólne. Wręcz przeciwnie: trzeba robić inne rzeczy. Rozwijać swoje własne talenty. Iść tam, gdzie prowadzi pasja. Odkrywać nowe. Poznawać niepoznane. I nie zmuszać drugiej osoby do towarzyszenia tam, gdzie jej to nie cieszy, tylko pozwalać jej i sobie chodzić swoimi drogami. A potem spotykać się, by sobie opowiedzieć o tym nowym. O odkryciach, zmianach. O bardzo swoim kawałku życia. 
- Chodzi o wolność - dopowiada mój mąż. 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Poza pisaniem ogarnia innym ludziom ich teksty i książki. Na swoim Instagramie organizuje warsztatowe zabawy dla piszących. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem. Jest żoną i matką. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając dobrych historii. W Wydawnictwie WAM opublikowała podlaski kryminał z podtekstem - "Ciało i krew"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Betty Drescher, John Drescher

Każdy dzień to okazja, żeby pokochać na nowo

Jedną z najtrafniejszych definicji miłości wypowiedział ktoś, kto miał za sobą wiele lat małżeństwa: „Miłość jest tym wszystkim, przez co się razem przeszło”.

John i Betty Drescherowie...

Skomentuj artykuł

Jak po dwudziestu latach w związku nie mieć siebie dość?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.