Jeśli odczuwasz w życiu pustkę i brak sensu, zacznij uczyć się języka Boga

Kiedy czytam Pismo Święte, często odnoszę wrażenie, że Pan Bóg ma szczególną słabość do wszystkiego, co długodystansowe i wymagające wysiłku oraz wytrwałości. Jestem przekonana, że nie trzeba kończyć teologii, by nauczyć się to dostrzegać. A jednym ze sposobów, by odnaleźć poczucie sensu, jest zacząć się cierpliwie modlić i w ten sposób lepiej rozumieć język, jakim o swoim planie na ludzkość, mówi do nas Pan Bóg.
Jak nauczyć się modlitwy? Tak, jak muzyki
Podczas tegorocznego kolędowania w wielu domach słyszeliśmy głosy szczególnego uznania skierowane do naszych dzieci. Nasi sąsiedzi, którzy w praktyce tylko raz w roku mają okazję usłyszeć, jak muzykujemy rodzinnie, nie mogli się nadziwić, z jaką swobodą Nadia (9 lat) i Borys (11 lat) grają na swoich instrumentach. "Przecież jeszcze rok temu tylko kilka kolęd umieli, a teraz, proszę, co chcesz, to zagrają!" - słyszeliśmy. Faktycznie, dzieci grają coraz lepiej, a przede wszystkim osiągnęły już ten stopień umiejętności, na którym potrafią się muzyką bawić i radością tej zabawy zarażać innych. To, co zazwyczaj umyka jednak sąsiedzkiemu audytorium, to to, że za ich biegłością w czytaniu z nut i za łatwością transponowania tonacji tak, by ludziom wygodnie się śpiewało, stoi wytrwała, systematyczna praca. W połowie stycznia, gdy wielu z nas ogarnia zniechęcenie na myśl o noworocznych postanowieniach, być może warto powiedzieć sobie to głośno i wyraźnie: owoce wymagają czasu i troski.
Sama od lat nie robię postanowień u progu nowego roku. Jeśli chcesz coś zmienić naprawdę, to każdy dzień jest dobry, by to wcielić życie. Przyszło mi jednak do głowy, że tak jak muzyka jest rodzajem języka, którego można się nauczyć, tak modlitwa jest sposobem naszego komunikowania z Panem Bogiem. I tak jak moje dzieci nie byłyby w stanie nauczyć się swobodnie posługiwać nutami bez regularnych, codziennych ćwiczeń, tak i większość z nas nie zrozumie, co Pan Bóg próbuje nam opowiedzieć o Sobie i do nas, jeśli nie będzie praktykować modlitwy każdego dnia. Ktoś z was oburzy się może, że to truizm dla katolika. Być może. Moje doświadczenie podpowiada jednak, że z wierną, wytrwałą modlitwą miewamy ciągle kłopot. Nie tylko na półmetku stycznia nowego roku.
Bez motywacji, iskry, pragnienia trudno się modlić
Co zatem może pomóc? Pozostając w analogii do uczenia się grania na instrumencie, na pewno warto zwrócić uwagę na trzy elementy. Po pięciu latach obserwowania nauki swoich dzieci, wydają mi się one szczególnie ważne (choć nie jedyne!). Po pierwsze, dzieciaki zaczęły naukę gry na wybranych przez siebie instrumentach dlatego, że bardzo tego chciały. Ta motywacja była iskrą, która popchnęła je na określoną drogę. I bez pragnienia, które stało się podstawą decyzji o nauce, trudno byłoby wykrzesać im w sobie determinację, zwłaszcza w momentach, gdy okazuje się, że nie od razu jest się w stanie zagrać tak, jak ukochany idol.
Jasne, że w przestrzeni ducha każdego może trafić moment olśnienia Bożą Obecnością niczym św. Pawła pod Damaszkiem, ale jest też mniej bolesna (zwłaszcza dla otoczenia), a równie owocna droga. Jeśli odczuwasz w swoim życiu pustkę, brak Miłości i poczucia sensu, a anioł stróż szepcze ci intensywnie do ucha: "W Bogu twoje odpowiedzi i nadzieja", to za pragnieniem odkrycia tej tajemnicy może stać energia, która pomoże Ci zacząć się cierpliwie modlić i w ten sposób lepiej rozumieć język, jakim o swoim planie na ludzkość, mówi do nas Pan Bóg.
Potrzebny jest wytrwały wysiłek
Nie obejdzie się jednak bez akceptacji pewnych faktów - to drugi element, który wydaje mi się istotny. Nasze dzieci, mimo iż są małe i żyją w świecie "instant", gdzie niemal wszystko, czego chcą, są w stanie dostać szybko i łatwo, już po paru lekcjach gry na instrumencie przekonały się, że żeby osiągnąć biegłość w poruszaniu się w świecie dźwięków, potrzebny jest wytrwały wysiłek. I zaakceptowały to. Wiedzą, że kwadrans systematycznej nauki każdego dnia, przynosi lepsze i trwalsze efekty niż nawet godzina grania tuż przed lekcją. Wiedzą, bo tego doświadczają w codziennej praktyce! Na własnej skórze przekonują się, że o ile dwa, trzy lata temu nie były w stanie czytać z nut a vista, to teraz partytury nie są już dla nich zbiorem czarnych kropek, kresek i krzaczków. Podobnie z modlitwą - jeśli codziennie choć przez chwilę oddajemy nasz czas Panu Bogu i szukamy tego, co On chce nam powiedzieć, to prędzej niż później okaże się, że z poziomu duchowego abecadła przeskoczyliśmy do kanonu lektur szkoły średniej.
W nauce modlitwy jest potrzebne konkretne wsparcie wspólnoty
Wszystko to nie dzieje się jednak w próżni i same z siebie dzieciaki raczej nie przetrwałyby trudności i tych licznych (!) momentów, gdy przez brak wiedzy czy umiejętności dopada je zniechęcenie. Trzecim elementem, który wydaje mi się ważny w nauce języka muzyki, jest więc: towarzyszenie, analogicznie, jak na drodze duchowej pomocna jest wspólnota. W tych momentach, gdy przychodzi znużenie, zniecierpliwienie, niewiedza - dzieci nie są same - mają wsparcie nasze i nauczycieli. Czasem wystarczy zachęta, by z nudnej etiudy zrobić rockową wersję na domowym koncercie. Czasem potrzeba głębszego wyjaśnienia technicznych tajników instrumentu. Podobnie przy modlitwie: Kościół, jest tym środowiskiem, który daje bardzo konkretne wsparcie w modlitwie. To nie tylko dostęp do skarbca rozmaitych duchowości ("podręczników"), jak lepiej się modlić, ale przede wszystkim konkretni ludzie, którzy nam towarzyszą. Różnych rzeczy potrzebujemy na tej drodze: wiedzy, inspiracji, obecności, dobrego przykładu i w Kościele możemy je wszystkie znane. Otoczenie się wspólnotą jest istotnym wsparciem, zwłaszcza wtedy, gdy wpadamy w duchowe noce (lub niemoce).
Kiedy czytam Pismo Święte, często odnoszę wrażenie, że Pan Bóg ma szczególną słabość do wszystkiego, co długodystansowe i wymagające wysiłku oraz wytrwałości. Dla mnie historia zbawienia to taki niezbity dowód, jak bardzo w poprzek dzisiejszych czasów Pan Bóg JEST. Umówmy się - cierpliwość, wytrwałość, samodyscyplina - to nie są cnoty, które łatwo nam przychodzą. Im dłużej jestem w Kościele (czyli już ponad 40 lat!), tym bardziej zachwycam się tym, co Pan Bóg przede mną odkrywa na modlitwie. Muzyka Jego Miłości brzmi niby bardzo prosto. Ale im głębiej daje mi się w niej odkrywać, tym bardziej podziwiam Jego wirtuozerię. Jestem przekonana, że nie trzeba kończyć teologii, by nauczyć się to dostrzegać i podziwiać. Bez modlitwy jednak ani rusz.
Skomentuj artykuł