Komu możesz szczerze opowiedzieć swoje życie? W słuchaniu jest większa moc, niż myślisz

Ostatnie tygodnie w Polsce to emocje skrajnie rozbujane. Z ludzi wychodzą bardzo różne rzeczy. Gdy w społeczeństwie robi się gorąco, niektórzy nagle zaczynają mówić szczerze i budzą tym duże zdziwienie. Patrzę na to i zastanawiam się, czy na co dzień… ma ich kto posłuchać.
Potrzeba wysłuchania: to ta potrzeba, która jest w każdym z nas głęboko, czasem bardzo głęboko schowana. Można sobie nawet nie zdawać z niej sprawy i mylić ją z innymi potrzebami, ale gdy znajduje się czas na to, by szczerze i z namysłem zajrzeć w siebie, okazuje się, że chodzi właśnie o to: żeby ktoś po prostu posłuchał, co się dzieje we mnie, w środku.
Widzę to mocno może także dlatego, że słuchanie jest jednym z moich talentów. Używanie go pokazuje mi jasno, jak bardzo ludzie potrzebują komuś opowiedzieć o swoim życiu. Moje własne jest pełne cudzych historii, opowiedzianych przy okazji, na przykład w nocnym pociągu, w którym z braku miejsc wylądowałam w Warsie z panem bez kilku palców, a on w trzy godziny opowiedział mi całe swoje bardzo smutne życie. Na przykład w miejskim parku, sypialni miejscowych ludzi ulicy, kiedy ktoś poprosił mnie o pieniądze na jedzenie, a że z zasady nie daję pieniędzy na ulicy, wyszła z tego wspólna mała podróż do najbliższego punktu z hot-dogami i kilkadziesiąt minut słuchania trudnej historii. Albo na przykład wtedy, gdy wsiadam z kimś przelotnie znajomym do samochodu i jedno proste pytanie, zadane po to, by nie zapadła niezręczna cisza, kończy się długą opowieścią o tym, co drugi człowiek ma w sercu i kim jest, za czym tęskni i czego ma serdecznie dość.
Gdy ktoś naprawdę cię słucha, odpowiedzi często przychodzą same
Czasem moc bycia wysłuchanym leży w tym, że gdy ludzie po prostu dostają czas, by opowiedzieć o swoich trudnościach, planach i marzeniach, okazuje się, że samo bycie wysłuchanym otwiera nowe przestrzenie, podsuwa rozwiązania, jest bardzo twórcze i owocne. Zostaję czasem w zdumieniu, że kilka zadanych mimochodem pytań i zwykłe, proste słuchanie doprowadziło kogoś do momentu „wow”, odkrycia odpowiedzi na swoje pytanie.
To moje doświadczenie: że nie trzeba wcale dużo. Po prostu zamilknąć i słuchać, nie myśleć o sobie, nie spierać się z cudzymi myślami wyrażonymi na głos, ale robić im przestrzeń, żeby wybrzmiały. To działa. Gdy słucham i gdy jestem słuchana: przez bliskich, przez przyjaciół, przez duchową towarzyszkę na rekolekcjach ignacjańskich. To też doświadczenie wielu, bardzo wielu osób, które nauczyły się naprawdę słuchać. I które były wysłuchiwane, doświadczając tego, o czym pisał papież Franciszek: że „opowiedzenie drugiemu człowiekowi o tym, co przeżyliśmy albo do czego dążymy, pomaga uzyskać jasność w nas samych, wydobywając na światło wiele myśli, które są w nas i które często nas niepokoją swoimi uporczywymi nawrotami”.
Ze słuchania rodzi się łaska odciążenia z ciężaru życia
To właśnie robi nam bycie wysłuchanym. Pomaga porządkować myśli, emocje, zauważyć, w jaką stronę zmierzamy i czy to właściwy dla nas kierunek. Z duchowego punktu widzenia myślę, że jest to po prostu łaska, bo bardzo podobny sposób działania ma Bóg. On robi to dla nas cały czas: jest i słucha, nigdy nie umyka mu żadne nasze słowo, jest zawsze dostępny, nie odrzuca nas z naszymi emocjami ani pomysłami. Słucha w sposób pełny i doskonały. Jeśli czasami choć w minimalnym stopniu potrafimy tak kogoś posłuchać jak On, wewnątrz tego słuchania rodzi się łaska bycia odciążonym z ciężaru życia, który nas przygniata.
Do tego, by kogoś wysłuchać, jest potrzebny czas, uważność i pokora, by zbyt szybko nie ocenić człowieka, który opowiada nam swoje życie. I jestem coraz bardziej przekonana, że proste, zwykłe słuchanie tego, co drugi człowiek niesie w swoim sercu – bez oczekiwań, bez dziwienia się, że ktoś podzieli się jednym zdaniem, a ktoś inny godzinną opowieścią, bez oceniania tego, co w rozmowie pada i bez bulwersowania się, gdy ktoś mówi coś, z czym się bardzo nie zgadzam – to coś, co może pomóc nam społecznie wrócić do równowagi: bo ludzie wysłuchani przestają być zamknięci na tych, którzy maja inne zdanie i inną wizję świata. Sami zaopiekowani wysłuchaniem są w stanie usłyszeć innych i spokojnie wejść w rozmowę.
Zrobić przestrzeń na cudze myśli, by ktoś wreszcie mógł usłyszeć sam siebie, by poczuł się naprawdę zauważony i przyjęty z całym chaosem, bagnem, blaskiem, brudem i wyjątkowością, które na co dzień ze strachu przed odrzuceniem musi głęboko w sobie kryć: to jest według mnie jedno z najpilniejszych zadań dla ludzi Kościoła na najbliższe kilka lat.
Skomentuj artykuł