Lepsi i gorsi księża. "Mały bonusik" protestanckich "kolegów po fachu"

W żadnym wypadku nie twierdzę, że wspólnoty protestanckie w Polsce mają te same problemy, co Kościół katolicki. Ale wiara w to, że istnieją środowiska nieskazitelne, wolne od kompromitujących i niewygodnych faktów, jest wiarą naiwną. Szkoda, że niektórzy ich członkowie - być może nieświadomie - wykorzystują przychylność mediów, akcentując postrzeganie samych siebie jako pozytywnego "przeciwieństwa" innych.
Niedawno w serwisie NOIZZ.pl trafiłem na wywiad z duchowną Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Spora część rozmowy poświęcona była nazewnictwu i formom, w jakich najlepiej zwracać się do bohaterki, a także łączeniu jej pracy z życiem osobistym i dyskryminacji kobiet w Kościele. Na sprawy dla mnie kluczowe (jak wygląda posługa kobiety-księdza w Kościele Ewangelicko-Augsburskim i dlaczego zaczął on święcić kobiety) miejsca pozostało mniej, niż oczekiwałem.
Na szczególną uwagę zasługuje jednak fakt, że bohaterka wywiadu została przez dziennikarkę portalu NOIZZ.pl, na którym możemy znaleźć wiele negatywnych informacji o księżach, potraktowana z wielkim jak na osobę duchowną szacunkiem. Fakt ten zaskakuje tym bardziej, że sama rozmówczyni chce być nazywana "księdzem" (prowadząca wywiad musiała trochę nagimnastykować się w pytaniach, by zachować związaną z tym gramatyczną poprawność), tyle że innym, niż jej katoliccy odpowiednicy. Sama dała temu wyraz w słowach: "Naszym małym bonusikiem jest to, że jesteśmy księżmi protestanckimi i kiedy ludzie o tym się dowiadują, patrzą na nas nieco przychylniej. (…) Oczywiście staramy się stawać w obronie katolickich kolegów po fachu, natomiast rozumiemy, że jesteśmy pozytywnie postrzegani jako przeciwieństwo księży katolickich". Trzeba przyznać, że zaakcentowana przez bohaterkę różnica w podejściu do księży protestanckich i katolickich, jest niezwykle interesująca.
Pierwsza myśl, która po przeczytaniu tych słów przyszła mi do głowy, dotyczy tego, że bohaterka wywiadu opublikowanego na NOIZZ.pl tak naprawdę ma rację. Po wpisaniu w Google słowa "ksiądz", wyszukujący natychmiast zasypywany jest tak wielką ilością negatywnych informacji, że przeskrolowanie choćby części z nich trwałoby naprawdę długo. 99 proc. tych wiadomości dotyczy oczywiście duchownych katolickich. Powiedzmy wprost - takiej ilości niekorzystnych dla nich treści nie było w sieci jeszcze nigdy (nie twierdzę, że są nieprawdziwe, ale ewidentne wyłapywanie przez media informacji negatywnych i pomijanie pozytywnych, jest faktem). Co innego duchowni protestanccy. W mediach słychać o nich rzadko, ale kiedy już się w nich pojawią, mogą liczyć na ciepłe przyjęcie. Mimo to nie bardzo rozumiem, o czym ma świadczyć wspomniany "bonusik" i z czego ma wynikać owo "pozytywne postrzeganie jako przeciwieństwa księży katolickich", bo jeśli tylko z samego faktu przynależności do innej denominacji, jest to grubymi nićmi szyte.
Trudno szukać wspólnot, które są idealne. Nawet jeśli bardzo wierzymy w nieskazitelność konkretnej społeczności - rodziny, stowarzyszenia, korporacji, fundacji, grupy zawodowej, zgromadzenia zakonnego - na pewno prędzej czy później trafimy na coś, co wystawi naszą wiarę lub sympatię do tego środowiska na próbę. Dotyczy to również Kościołów i każdej chrześcijańskiej denominacji. Jeśli tak spojrzymy na kwestię różnic między Kościołami i księżmi, którzy z nich pochodzą, okaże się, że sposób, w jaki traktowani są duchowni protestanccy i katoliccy, a co tak jasno wynika z wypowiedzi bohaterki wspomnianego wywiadu, to niczym nieuprawnione nadużycie.
Medialna niechęć do księży katolickich jest jednak faktem i myślę, że wynika z wielu powodów. Najważniejszym z nich są bez wątpienia skandale obyczajowe, o których w ostatnich latach było bardzo głośno. Ale trzeba też przyznać, że niechęć niektórych grup społecznych do Kościoła katolickiego ciągnie się o wiele dłużej, niż wyciągane ostatnio na jaw przypadki nadużyć (być może niektórzy zgodzą się ze mną, że są środowiska, w których wspomniana niechęć trwa nieprzerwanie od PRL-u). Oczywiście w żadnym wypadku nie wolno usprawiedliwiać duchownych katolickich, którzy mają swoje za uszami. Trudno wręcz nie czuć złości, kiedy dowiadujemy się o kolejnych przypadkach wykorzystywania nieletnich czy obłudzie niektórych duchownych w kwestii moralności. Ale z drugiej strony przypadki nadużyć dotyczą nie tylko Kościoła i celibatariuszy. Wystarczy wspomnieć o wychowawcach, środowiskach artystycznych czy po prostu rodzinach.
Poza tym Kościół katolicki, nawet jeśli zostało to na nim wymuszone, jako jedyna instytucja, zaczął bolesny i konsekwentny proces oczyszczania. Trzeba powiedzieć wprost - w kwestiach reagowania na nadużycia seksualne jesteśmy wręcz wzorem dla innych wspólnot. A przecież nikt z nas nie jest idealny. Szwindlem jest więc zrzucanie zła całego świata na Kościół katolicki (a tak zdaje się robić większość mediów), który w dodatku od dawna sporo robi, by się oczyszczać.
Chociaż po ludzku takie działanie jest bolesne, paradoksalnie ma również dobre strony. Coraz więcej bowiem wskazuje na to, że kryzys, przez który przechodzi Kościół katolicki, może mu wyjść na dobre. Wspomniany proces oczyszczenia, który rozpoczął się dzięki wyciąganym na światło dzienne skandalom katolickich duchownych i konsekwentnym ich rozliczaniu, nabrał bowiem takiego tempa, że nie sposób go zatrzymać. W konsekwencji Kościół katolicki, nawet jeśli zostanie pozbawiony wpływów i po ludzku będzie miał zszarganą opinię, nie tylko nie przestanie być święty (jest w końcu czymś znacznie więcej niż zwykłą, stworzoną przez ludzi instytucją), ale będzie jeszcze bardziej na wzór Chrystusa. I to na pewno się nie zmieni, nawet jeśli wiele środowisk bardzo by sobie tego życzyło.
W styczniu 2024 roku opinią publiczną wstrząsnął pierwszy, niezależny raport dotyczący wykorzystywania seksualnego w Kościele ewangelickim w Niemczech. Dokument - we wspólnocie nieuznającej celibatu (!) - ujawnił dwa tysiące poszkodowanych i tysiące przypadków nadużyć. Rzecznik skrzywdzonych mówił wtedy o "czarnym dniu dla Kościoła protestanckiego". W żadnym wypadku nie twierdzę (bardzo wyraźnie to podkreślam), że wspólnoty protestanckie w Polsce mają te same problemy, co Kościół katolicki. Nie mamy na to żadnych dowodów. Ale wiara w to, że istnieją środowiska nieskazitelne, wolne od kompromitujących i niewygodnych faktów, jest wiarą naiwną. Szkoda, że niektórzy ich członkowie - być może nieświadomie - wykorzystują przychylność mediów, akcentując postrzeganie samych siebie jako pozytywnego "przeciwieństwa" innych.
Na koniec zaryzykuję stwierdzenie, że wspólnoty, które cieszą się względami dziennikarzy i mediów, zasługują na pewien rodzaj współczucia. Może się bowiem okazać, że proces oczyszczania, który wydaje się być niezbędny, by nawracać się i rozwijać, jeszcze się w nich nie zaczął.
Skomentuj artykuł