Milczenie biskupów i dziwne "zbiegi okoliczności". Miesiąc po aborcji w Oleśnicy

Finał "1923" jest kolejnym po sprawie wykładowczyni z Uniwersytetu Rolniczego dziwnym "zbiegiem okoliczności", który wydarza się "właśnie teraz". Jakby nie wystarczyło nam ponure zestawienie bezkarnego uśmiercenia 9-misięcznego, zdolnego do życia (!) chłopca z karą trzech lat pozbawienia wolności, która grozi za "znęcanie się" nad karpiem, dostaliśmy od świeckiego portalu streamingowego jedyną w swoim rodzaju lekcję pro-life. I to w Poniedziałek Wielkanocny! A wszystko przy wymownym milczeniu większości hierarchów Kościoła.
AKTUALIZACJA. Kilka godzin bo opublikowaniu tego artykułu Episkopat odniósł się do historii z Oleśnicy, prezentując stanowisko w sprawie "praktyki uśmiercania dzieci zdolnych do życia oraz wykorzystywania psychiatrii jako uzasadnienia tych działań".
Chociaż od tragedii w Oleśnicy (przypomnijmy, chodzi o aborcję przeprowadzoną na 9-miesięcznym Felusiu) minęły już około cztery tygodnie, temat ten wciąż jest gorący. W środę pisaliśmy o zatrzymaniu księdza, który wysłał "niekulturalnego maila" odpowiedzianej za przeprowadzenie aborcji lekarce, w piątek - o reakcji przemyskiej kurii na konsekwencje, jakie spotkały duchownego. Wiele wskazuje, że jeszcze przez jakiś czas temat ten będzie powracał jako element kampanii przed wyborami prezydenckimi. Można jednak odnieść wrażenie, że w tej medialnej burzy informacyjnej brakuje głosu tych, dla których świętość ludzkiego życia powinna być priorytetem. Mam na myśli kościelnych hierarchów.
W tej normie zdarzają się oczywiście wyjątki. Do sprawy uśmiercenia Felusia nawiązał na przykład w Wielki Piątek abp Marek Jędraszewski, który w mocnych słowach w Kalwarii Zebrzydowskiej mówił o odbywającym się teraz nad Polską "sądzie". "Dziecko mogło żyć, gwarantowali to lekarze w Łodzi. Jednak matka Felusia, ulegając namowom jednej z proaborcyjnych organizacji, wyraziła zgodę na tak zwaną procedurę indukcji asystolii płodu" - powiedział cytowany przez Interię abp Marek Jędraszewski. Duchowny dodał wprost, że ową "indukcją" było w rzeczywistości "zamordowanie niewinnego dziecka".
Głos abp. Marka Jędraszewskiego - w połączeniu z komentarzami płynącymi z katolickich mediów (m.in. Niedziela, Gość Niedzielny, Stacja7, DEON.pl) - jest bardzo ważny. Ale wciąż nie da się ukryć, że brakuje zdecydowanej i oficjalnej reakcji "z góry". Dlaczego? Nie mnie to osądzać. Zamiast tego chcę zwrócić uwagę na pewne dziwne "zbiegi okoliczności", które pojawiają się jakby w tle wydarzeń z Oleśnicy.
O jednym z nich - karze grożącej wykładowczyni Uniwersytetu Rolniczego za "znęcanie się" nad karpiem - pisałem 15 kwietnia. W ostatnim czasie pojawiła się jednak jeszcze jedna okazja, by wspomnieć o aborcji dokonanej na 9-miesięcznym - chorym, ale zdolnym do życia - Felku. Okazja to dość nie typowa, bo nie płynie od Kościoła (a szkoda), ale portalu streamigowego, który tuż przed Wielkanocą uraczył Polaków dość ciekawą pozycją, która nie tylko spodobała się widzom nad Wisłą, ale w ostatnim, finałowym odcinku (jego premiera odbyła się w Wielki Poniedziałek) przedstawiła dość nieoczywistą jak na mainstreamowe standardy treść.
Mowa o "1923", prequelu słynnego "Yellowstone" z Kevinem Costnerem, który co prawda (wiem, bo śledzę to uniwersum od lat) wymykał się inkluzywnym, poprawnym politycznie trendom, ale - powiedzmy to szczerze - daleko mu do ewangelicznych treści.
"1923" w dużym skrócie (uwaga, będzie spoiler) opowiada o wydarzeniach rozgrywających się kilkadziesiąt lat przed "Yellowstone". Widzowie serialu - wśród kilku innych wątków - śledzą dynamiczną relację dwójki zakochanych w sobie po uszy bohaterów - Amerykanina Spencera Duttona (kto oglądał "Yellowstone", dobrze zna to nazwisko) i pochodzącej z bogatej brytyjskiej rodziny Alexandry. Chociaż zawierają oni związek małżeński, zostają wbrew sobie rozdzieleni. Na skutek następującej po sobie serii wydarzeń Spencer udaje się w podroż do Montany, gdzie czekają na niego krewni w potrzebie. Alexandra natomiast - wbrew wiedzy męża - rusza w ślad za nim. W jednej z finałowych scen, gdy małżonkowie znowu są razem, będąca w ciąży dziewczyna - wycieńczona niebezpieczną podróżą, z odmrożonymi kończynami - trafia do szpitala, w którym odbywa się poród jej 6-misięcznego synka. To bardzo mocny moment, podczas którego Alexandra - wbrew stanowczym zaleceniom lekarza, by abortować wcześniaka i ratować ją - wybiera życie dziecka. Kiedy skonsternowany i oburzony do granic eksperckiej cierpliwości lekarz tłumaczy, że to nie ma najmniejszego sensu, że dziecko pożyje najwyżej godzinę, Alexadndra - wiedząc, że sama nie doczeka jutra - ze łzami w oczach, ale i nieustępliwością odpowiada: "Dajcie nam chociaż tę godzinę". To naprawdę bardzo mocna, poruszająca do głębi i dająca do myślenia scena (swoją drogą bardzo pasująca do świadectw, które słyszałem od rodziców po stracie i tych, którzy im towarzyszą).
Muszę przyznać, że tak mocnego przekazu pro-life w prequelu "Yellowstone" się nie spodziewałem. Tym bardziej, że zdecydowanie nie jest on serialem prokatolickim. Jednym z poruszanych w nim wątków jest bardzo brutalne - moim zdaniem zdecydowanie przejaskrawione - znęcanie się księży i zakonnic nad rdzennymi mieszkańcami Ameryki, umieszczonymi w prowadzonymi przez Kościół placówkach oświatowych. W serialu nie brakuje też scen seksualnej przemocy. Dlatego tym bardziej dziwi mnie w nim tak jasna pochwała nienarodzonego życia.
Oczywiście można powiedzieć, że to tylko serial, że 6-miesięczne dziecko w tytułowym 1923 roku nie mogłoby przeżyć poza organizmem matki, że sprowadzanie prawdziwych dramatów kobiet decydujących się na aborcję do serialowej fikcji jest niestosowne. Zgoda. Ale z drugiej strony fakt pokazania tak wyraźnej postawy pro-life we współczesnym i wcale nie niszowym serialu, który w dodatku bardzo spodobał się widzom (media piszą o sukcesie produkcji, również w Polsce), wart jest odnotowania.
Dla mnie finał "1923" jest kolejnym po sprawie wykładowczyni z Uniwersytetu Rolniczego dziwnym "zbiegiem okoliczności", który wydarza się "właśnie teraz". Jakby nie wystarczyło nam ponure zestawienie bezkarnego uśmiercenia 9-misięcznego, zdolnego do życia (!) chłopca z karą trzech lat pozbawienia wolności, która grozi za "znęcanie się" nad karpiem, dostaliśmy od świeckiego portalu streamingowego jedyną w swoim rodzaju lekcję pro-life. I to w Poniedziałek Wielkanocny! A wszystko przy wymownym milczeniu większości hierarchów Kościoła.
Przychodzi mi teraz do głowy fragment Ewangelii według świętego Łukasza: "Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą" (Łk 19.40). Ile jeszcze "kamieni zawoła", zanim oficjalnie zabiorą głos ci, którzy już dawno powinni to zrobić?
Skomentuj artykuł