Państwo nie szanuje autonomii Kościoła, choć obie strony mają wspólny interes

Kilka dni temu w Warszawie odbyła się konferencja dotycząca relacji państwa i Kościoła. Zgromadziła całkiem spore grono uczestników. Byli biskupi, księża, siostry zakonne. Byli politycy (z wicepremierem rządu na czele), byli naukowcy zajmujący się sprawami państwa i Kościoła. Duża frekwencja była prawdopodobnie wynikiem tego, że - delikatnie rzecz ujmując - relacje Kościoła i państwa do najlepszych obecnie nie należą.
Rząd - wbrew stanowisku Kościoła - zmienia zasady nauczania religii. Próbuje też uporządkować kwestie Funduszu Kościelnego. O ile sprawa druga nie budzi większych kontrowersji, bo obie strony są zainteresowane uporządkowaniem tej kwestii, o tyle druga jest przyczyną wielu napięć. Propozycje Kościoła w tej materii są lekceważone, kierownictwo resortu edukacji robi co chce, nie zważa przy tym na protesty katechetów, nie traktuje także poważnie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Milczenie szefa rządu oraz liderów partyjnych - także tych, które do niedawna krzyczały, że poza Kościołem jest tylko nihilizm - jest mocno zastanawiające. Nikt - o czym już pisałem wiele razy - za religię umierać nie chce.
Ale relacje Kościoła z państwem "kuleją" także i na innych poziomach. Wiele kurii biskupich i zakonnych w Polsce toczy obecnie spory z przedstawicielami wymiaru sprawiedliwości, którzy podjęli śledztwa w sprawach wykorzystywania seksualnego małoletnich. Błędy, które w odniesieniu do tej tematyki popełnił w minionych latach Kościół sprawiają, że opinia publiczna jest raczej po stronie organów sprawiedliwości. Utrwaliła się bowiem opinia, że Kościół przez lata zamiatał trudne sprawy pod dywan i cała nadzieja na sprawiedliwość, na wyjaśnienie tychże spraw, na ukaranie sprawców przestępstw w prokuraturze i sądach. Nie podważam tej opinii, bo w sporej części się z nią zgadzam. Nie można jednak nie zauważać tego, że od nieco ponad dekady sprawców przestępstw seksualnych usiłuje karać także Kościół - w oparciu o swój własny porządek prawny, czyli prawo kanoniczne. W debacie na temat wykorzystywania seksualnego widać wyraźnie, że społeczeństwo oczekuje od Kościoła tego, by wydalił z szeregów kapłańskich sprawcę przestępstwa.
Obie strony - tak państwo, jak i Kościół - mają wspólny interes. Ukaranie sprawcy. Nie ma problemów, gdy obie strony ze sobą współpracują, wymieniają się wzajemnie informacjami, udzielają sobie wzajemnie zgody na wgląd w dokumenty, itd. Problem zaczyna pojawiać się wtedy, gdy jedna strona zaczyna drugiej przeszkadzać i wręcz uniemożliwiać jej działanie. Spotkałem się z takim działaniem w kilku miejscach w Polsce, gdy prowadząca śledztwo prokuratura przeprowadziła przeszukania budynków kurii oraz sądu biskupiego i zabrała z nich akta kanonicznego procesu karnego jakiegoś duchownego. Proces - zgłoszony wcześniej do Dykasterii Nauki Wiary - utknął. Prokurator konsekwentnie odmawia delegatom biskupa wglądu w te dokumenty. I taka sytuacja trwa już dwa lata. Prokurator nie wie, kiedy skończy swoje śledztwo i jaki będzie jego końcowy efekt: umorzenie czy może akt oskarżenia. Kościół chciałby doprowadzić swoje postępowanie do końca, ale nie może. Ofiary są złe nie na prokuratora lecz na Kościół i zarzucają biskupowi opieszałość i próby tuszowania sprawy. Oskarżany jest odsunięty od obowiązków duszpasterskich, siedzi w domu dla księży emerytów i jest na garnuszku wiernych…
Nie ma wątpliwości, że naruszona jest tu autonomia Kościoła w zakresie sprawowania jego jurysdykcji. W opisanej powyżej sprawie sąd, do którego odwołali się prawnicy kurii, uznał argumenty prokuratury. Ale… w innej części Polski, gdzie rozegrała się podobna sytuacja, tamtejszy sąd stwierdził, że racja jest po stronie Kościoła i nakazał wydanie zabranych mu dokumentów pod warunkiem, że będą udostępniane na żądanie śledczych. I tak też się stało. Kościół doprowadził proces kanoniczny do końca, sprawca został wydalony. Stało się to na kilka tygodni przed skierowaniem przez prokuratora aktu oskarżenia do sądu.
Podejmując zatem problematykę relacji państwo-Kościół nie można zatrzymywać się wyłącznie na kwestiach nauczania religii czy Funduszu Kościelnego. Trzeba te relacje postrzegać szerzej - choćby w wątkach podniesionych powyżej. Całościowy ogląd tych relacji doprowadzi nas niestety do wniosku, że z poszanowaniem autonomii, na którą państwo umówiło się przed laty z Kościołem, najlepiej nie jest.
Skomentuj artykuł