Polityka i Biblia. Prezydent-elekt cytuje słowa Pisma Świętego

Politycy i osoby publiczne zabiegając o społeczne poparcie cytują nieraz Biblię. Zwykle po to, by wzmocnić swoje przesłanie słowami pochodzącymi z natchnionych ksiąg, które dla większości obywateli są źródłem wskazań moralnych. Czasem po to, by zilustrować swoje intencje i odczucia albo zmanipulować słuchaczy wyrwanym z kontekstu fragmentem.
W swoim przemówieniu inauguracyjnym prezydent Donald Trump zacytował krótkie zdanie z Psalmu 133: „O, jak dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie mieszkają!” (Biblia Warszawska), a prezydent Wołodymyr Zelensky podczas przemówienia w Wielkiej Brytanii w 2023 roku przywołał słowa Psalmu 27: „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?” (BT).
Po pierwszych wynikach sondażowych Karol Nawrocki, nie znając jeszcze końcowego rezultatu głosowania, które mu dało zwycięstwo, rozpoczął swoje wystąpienie słowami z 2 Księgi Kronik: „Jeśli upokorzy się mój lud, nad którym zostało wezwane moje Imię, i będą błagać, i będą szukać mego oblicza, a odwrócą się od swoich złych dróg, Ja z nieba wysłucham i przebaczę im grzechy, a kraj ich ocalę” (2 Krn 7,14). Czy mamy to odbierać jako upomnienie i wezwanie do porzucenia dróg, które wydeptaliśmy?
Paweł Gużyński OP, w poście na Facebooku, uważa, że prezydent-elekt wykorzystuje Słowo Boże do osiągnięcia swoich celów politycznych, do umocnienia swojej władzy. Jest tym przerażony i oczekuje reakcji biskupów na takie traktowanie natchnionego tekstu. Czy rzeczywiście cytowanie Biblii przez polityków powinno nas niepokoić, czy raczej zachęcać do odkrywania rzeczywistego znaczenia słów, na które się powołują?
W jakim kontekście zacytowane zdanie z 2 Księgi Kronik pojawia się w Piśmie Świętym i jakie intencje miał Karol Nawrocki wybierając je jako motto swojego wystąpienia, jakie znaczenie chciał mu nadać w kontekście obecnej sytuacji politycznej w kraju?
Cofając się trzy wersety wstecz, dowiadujemy się, że król Salomon, gdy zbudował Bogu świątynię a sobie pałac królewski, miał sen. Objawił mu się Pan Bóg i rzekł do niego „wysłuchałem twojej modlitwy”. Następnie mówi o zesłaniu suszy, szarańczy i zarazy. Te kataklizmy miałyby zniszczyć kraj. Czy nowo wybrany prezydent chce to odnieść do minionych lat, czy to rzeczywistość, w której żyjemy, a może to dopiero przed nami? Jeśli to scenariusz, jaki nas czeka, to możemy go uniknąć, jeśli upokorzymy się, jeśli będziemy błagać i szukać oblicza Pana odwracając się od „swoich złych dróg”. Ale to nie wszystko. W wersetach 17. i 18. Bóg stawia warunki samemu królowi: „Ty zaś, jeśli będziesz postępował wobec Mnie, jak postępował twój ojciec Dawid, dbając o to, aby wypełniać wszystko, do czego cię zobowiązałem, jeśli będziesz strzegł moich praw i nakazów - utrwalę tron twego królestwa”. A jeśli pozwolisz, że lud odwróci się ode Mnie i porzucicie moje prawa i nakazy – „to wykorzenię was z mojej ziemi, którą wam dałem, a dom, który poświęciłem memu Imieniu, odtrącę od mego oblicza i uczynię z niego przedmiot przypowieści i pośmiewiska u wszystkich narodów” (7,20).
Jest to przesłanie bardzo mocne i wydaje się nie być skierowane do politycznych przeciwników, lecz do własnych wyborców, do ludzi, którzy powierzyli los swojemu „królowi”, zaufali mu i są wobec niego lojalni. Biblijny tekst z 2 Księgi Kronik miał przemawiać do swoich, nie do obcych, nie do wrogów, i tak też należałoby go interpretować dzisiaj. Król ma zobowiązania wobec własnych poddanych, prezydent wobec własnych wyborców.
Wiemy mniej więcej do czego ponad połowa głosujących zobowiązała nowego prezydenta, na szczęście nie króla, bo te czasy dawno minęły. Wiemy, jakie są ich (czy też nasze) zróżnicowane oczekiwania. Nie wiemy jednak do czego zobowiązał go Bóg. To może wielu przerażać, bo odwykliśmy od liderów o twardej ręce, którzy realizują cele wiadome tylko sobie. Ponadto nikt nie sprawdzi jaki bóg i co mu szepce do ucha.
Będąc jednak dobrej myśli, zakładam, że cytowany fragment Biblii był jedynie zabiegiem retorycznym, bardzo dobrze zresztą przygotowanym. Miał dodać splendoru nadchodzącemu „władcy”, dzięki któremu Bóg ocali naród i uczyni go na powrót wielkim (great again). Podziwiałem jego wiarę w wygraną graniczącą z silnym przekonaniem o zwycięstwie mimo nieprzychylnych doniesień medialnych. Jego wybór jest dla jednych rozczarowaniem i zagrożeniem, dla innych dobrą nowiną i szansą.
Cieszę się, że przy tej okazji dobitnie wybrzmiało słowo Boże i zachęcam wszystkich polityków, by częściej sięgali do Biblii, by utożsamiali się z losem jej bohaterów, również królów i charyzmatycznych przywódców. By uczyli się na ich błędach i naśladowali ich szlachetne czyny. Nie po to jednak, by rządzić z poczuciem, że Bóg jest po ich stronie, lecz by służyć człowiekowi. Również temu, który się nie zgadza, który protestuje i nie chce ani Salomona ani Chrystusa na sztandarach.
Skomentuj artykuł