Polska nie jest podzielona na pół

W małym miasteczku otwarto nowy bar. Właściciel zakupił dwa rodzaje kubków: czerwone z napisem konserwatysta, i niebieskie z napisem liberał. Każdy klient miał możliwość wybrania sobie kubka. Przez pierwszy tydzień czerwoni siadali po jednej stronie, niebiescy po drugiej. Aż któregoś dnia przyszedł starszy pan, poprosił o herbatę i zapytał: "A są może zielone kubki?".
W następnych dniach ktoś poprosił o filiżankę w kwiaty, a jakaś pani chciała, by podano jej herbatę w szklance. Wreszcie właściciel wybrał się na zakupy, by każdemu klientowi dogodzić. W barze zrobiło się kolorowo. Szybko znikł czerwono-niebieski podział. Od tej pory ludzie dzielili się jedynie na tych, co dają napiwek, i tych, co go nie dają.
Krzysztof Ratman w czwartkowym numerze Gazety Wyborczej opublikował krótki, ale ważny moim zdaniem tekst o "rzekomym głębokim podziale społeczeństwa na dwa nieprzejednane obozy". Tłumaczy, że narrację o podziale Polski na pół budują media i nie odzwierciedla ona złożonej rzeczywistości. Polacy różnią się między sobą o wiele ciekawiej i społeczeństwo nie jest dwubiegunowe. Czy wszyscy konserwatyści odnoszą się nieżyczliwie do uchodźców, a dialog międzyreligijny traktują jako zagrożenie dla rozwoju własnej kultury? Czy wszyscy progresiści planując podróż, zastanawiają się nad tym, ile pozostawią po sobie śladu węglowego? Nie każdy Polak o lewicowych poglądach jest zwolennikiem aborcji i eutanazji, a liberalne poglądy niewiele mają wspólnego z moralną rozwiązłością.
Są osoby, dla których wartości narodowe mają charakter bardziej batalistyczny, a są i tacy, dla których patriotyzm to przede wszystkim piękno ojczystej mowy i rodzimej przyrody, a troska o ojczyznę nie kłóci im się z pacyfizmem. Jesteśmy bardzo zróżnicowani i tę różnorodność warto szanować. Tworzenie narracji dwóch walczących ze sobą plemion to czysta manipulacja. Dzisiaj media niestety żywią się umacnianiem tej polaryzacji.
Niektórzy próbują zbudować podobną narrację o Kościele katolickim rzekomo podzielonym na konserwatystów i liberałów, którzy obrażają się nawzajem i wysyłają jedni drugich do piekła. W rzeczywistości mamy wśród wiernych różnorodne wrażliwości, różne duchowości i różną dojrzałość w przeżywaniu wiary. Katolicyzm jest wielokulturowy, bogaty w ryty o różnych tradycjach i niejednolity nawet pod względem teologii i prawa kanonicznego.
Nie sposób nie odwołać się tu do mądrości św. Ignacego Loyoli, który uważał, że prowadzenie ludzi do Boga tą samą drogą jest błędem, nie przynosi duchowych korzyści. Jest tyle dróg i powołań ilu ludzi na świecie. Coraz trudniej określić precyzyjnie liczbę wszystkich zgromadzeń zakonnych mających własną tożsamość, które czasem ze sobą współzawodniczą uważając się za pobożniejszych, pracowitszych, mądrzejszych. Najczęściej jednak uzupełniają się w swoich charyzmatach. Również każdy wierny świecki może mieć swojego ulubionego świętego i preferować inną modlitwę. Wszyscy możemy się pięknie różnić, a czasem nawet ze sobą zadzierać w pięknych, aczkolwiek burzliwych dyskusjach o wyższości jednych świąt nad drugimi.
Krąży wiele dowcipów o różnicach między jezuitami i dominikanami. Osoby związane z neokatechumenatem nie czułyby się u siebie na spotkaniu grupy charyzmatycznej. Pielgrzymi idą do Częstochowy w różnych grupach „branżowych” i kulturowych. Klubowi Inteligencji Katolickiej nie jest po drodze z Rodziną Radia Maryja. Niepotrzebnie w to wszystko wdziera się narracja o dwóch zwalczających się plemionach: konserwatystów i liberałów. Żaden z tych dwóch terminów mnie nie opisuje.
"Być może największym zagrożeniem nie jest sama polaryzacja – pisze Krzysztof Ratman we wspomnianym artykule – ale to, że coraz trudniej ją zakwestionować" i zachęca, by ten groźny mit rozmontowywać. W pełni się pod tym podpisuję. Zarówno w stosunku do Polski jak i do Kościoła.
Skomentuj artykuł