Rada prawna KEP vs poruszeni katolicy. To nie jest kłótnia o opinię, to jest batalia o jakość i jasność Kościoła

Rada prawna KEP vs poruszeni katolicy. To nie jest kłótnia o opinię, to jest batalia o jakość i jasność Kościoła
Potrzebujemy uzdrawiającego działania, a nie siłowania się frakcji, zwłaszcza że nie chodzi o kwestie moralnie obojętne, ale o grzech wołający o pomstę do nieba. Fot. Depositphotos.com

Od kiedy kilka dni temu Tomasz Terlikowski ujawnił opinię rady prawnej KEP, zastanawiam się, jakie efekty to realnie przyniesie. Czy ten nacisk, który teraz Kościół wywiera na Episkopat, coś da? Czy może ten niechciany przez Kościół duch pewnego biskupa, który już nie zasiada w radzie prawnej KEP, dalej będzie się nad Episkopatem unosił? 

Pierwsze reakcje to było głównie oburzenie i niedowierzanie – bo opinia, gdy się ją uważnie czyta, brzmi właśnie tak – jakby miały nastąpić próby odkręcenia tego wszystkiego, co wypracowano przez ostatnie dwa lata. I choć komentarzy wcale nie jest bardzo wiele, te, które się pojawiły, mocno pokazują, na czym polega istota sprawy. 

Jak czują się zranieni - mogę sobie tylko wyobrażać i w wyobraźni poczuć to wielkie rozczarowanie i żal. Dosadnie wyraził je Robert Fidura, który w swoich mediach społecznościowych opublikował sparafrazowany werset z Psalmu 1: "Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie zasiada w radzie prawnej KEP". 

"Jak długo nas jeszcze będziecie ignorować?"

Nie pomaga wcale fakt, że opinia wypłynęła tuż przed dorocznym dniem modlitwy polskiego Kościoła za skrzywdzonych. I nie dziwi mnie, że w sieć trafia kilka bardzo szczerych słów od osoby skrzywdzonej ze Szczecina: "Jak długo nas jeszcze będziecie ignorować? Ignorujecie nas od ponad 50lat! Jak długo jeszcze? O wszystko my, osoby nieumarłe, musimy walczyć, wręcz wydrapywać naszymi paznokciami!
Spotkanie naszych przedstawicieli z Wami 19 listopada na Jasnej Górze było na Was, Panowie biskupi, wymuszone naszym listem 44 sygnatariuszy! Cóż takiego dobrego od 19 listopada się dla nas wydarzyło? Nic! Zero, a nawet mniej niż zero! (...) Czy Wy, biskupi, jesteście jeszcze ludźmi wierzącymi? Na to pytanie jest odpowiedz niestety negatywna! Kiedy Wam się otworzą oczy? Kiedy? Czy już całkiem bogactwa ziemskie Wam zamknęły oczy na ludzi i to wszystkich? Kiedy się obudzicie i nas zobaczycie? Kiedy?"

DEON.PL POLECA

Jest też list do biskupów Tośki Szewczyk, opublikowany przez Fundację Składak. "Ze względu na szacunek do samych siebie, nie prowadźcie w przyszłym tygodniu wobec siebie procesu o niepoczytalność. Dobrze wiedzieliście, co robicie, dwa lata temu. Rada prawna woli w Was z tamtego czasu widzieć zagubionych we własnych emocjach małych chłopców. Ja tam bym się na to nie zgodziła. Mnie by to obrażało. Ze względu na szacunek do nas proszę natomiast, żeby ci z Was, którzy dzisiaj [7 marca, w dniu modlitwy za Zranionych- przyp. red.] będą okazywać nam solidarność, okazali ją również w przyszłym tygodniu na zebraniu plenarnym. Pokłóćcie się o nas. Stańcie okoniem. A jeśli zostaniecie przegłosowani - nie milczcie po spotkaniu o tym, co naprawdę myślicie."

Agata Rujner i "Odwagi, Bracia Biskupi"

Jak czują się biskupi, którzy dla osób zranionych wykorzystaniem już zrobili i wciąż robią bardzo wiele, też trudno mi powiedzieć. Mam nadzieję, że więcej w nich jest woli walki o uporządkowanie tego tematu niż zrezygnowania. Nie cieszy mnie też fakt, że w mediach grzeje się temat, wyrzucając wszystkim biskupom należącym do KEP chęć złamania danej już obietnicy. Dlaczego? Dlatego, że poza kilkoma oczywistymi w tej kwestii nazwiskami, jak bp Ważny czy abp Polak są też inni biskupi, dla których niewyjaśnione sytuacje ukrywania pedofilii, kładące się cieniem na naszym Kościele są naprawdę bólem serca i sporą motywacją do działania. I szczerze - na ich miejscu po tej opinii i historiach o kulisach jej powstania po prostu ręce by mi opadły. 

W tym kontekście bardzo potrzebna jest inicjatywa Agaty Rujner i Pawła Zarosy, którzy błyskawicznie przygotowali akcję "Odwagi, Bracia Biskupi" (odwagibracia.pl). Zachęcają w niej do tego, by wesprzeć biskupów w upominaniu się o powstanie zespołu - i po prostu o sprawiedliwość.

Na stronie akcji czytamy:  "W dniach 12-14 marca 2025 odbędzie się 400. zebranie plenarne KEP. Jednym z jego tematów będzie projekt powołania komisji niezależnych ekspertów do zbadania zjawiska wykorzystywania seksualnego osób małoletnich w Kościele katolickim w Polsce, który ostatnio negatywnie zaopiniowała Rada Prawna KEP. (...) Chcemy otoczyć biskupów naszą modlitwą i dodać odwagi tym, którzy mogą tego teraz potrzebować. Dołącz do nas! Podpisz się i wyślij wiadomość do polskich biskupów." 

Sprawy wykorzystania to nie historia, a niestety teraźniejszość

Co mnie osobiście bardzo niepokoi w opinii rady prawnej, to fakt, że przebija przez ten dokument zgoda na badanie spraw historycznych oraz, i to zdecydowanie, lęk przed badaniem spraw obecnych. A to właśnie od nich powinno się zacząć. Jeszcze ładnych kilka lat temu, jak wielu innym katolikom wydawało mi się, że sprawy wykorzystywania seksualnego to kwestie w pewnym sensie historyczne, związane ze starym, mało wrażliwym i wąskim rozumieniem kwestii wykorzystywania dzieci. Ostatnie lata pokazują, że tak nie jest, że sprawy dotyczące różnego rodzaju wykorzystania seksualnego dzieci i nastolatków przez osoby duchowne to niestety nasza teraźniejszość, a nie przeszłość. Świadomość rośnie, szkolenia są prowadzone, Kościół zyskuje i wdraża kolejne dobre narzędzia, a mimo to każdego roku zdarzają się kolejne przypadki...

Nie dziwię się, że myśl o zespole z opcją kontroli budzi lęk w części Episkopatu

Właśnie dlatego ta obecna batalia o powstanie zespołu w kształcie zarekomendowanym przez ekspertów od tematu (bo przecież dokument opisujący działanie zespołu tworzyli ludzie, którzy mają wiedzę i doświadczenie) jest taka ważna. Nie chodzi tylko o zbadanie, co w przeszłości poszło nie tak i kto zawinił. Chodzi o powołanie takiego organu, który - przepraszam, ale nazwę sprawę po imieniu - będzie budził słuszny strach. Nie jak hiszpańska inkwizycja, ale jak instytucja prawa, która ma podstawy do tego, by zbadać nieprawidłowości i nie będzie odsyłana z niczym przez ordynariuszy, gdy postanowi zająć się jakąś sprawą.

Możliwość potencjalnej kontroli - bo opcja wysłuchiwania, czyli de facto śledcze działanie komisji takim rodzajem kontroli jest - to w pewnym sensie dość potężna rewolucja w krajobrazie naszego Kościoła. Do tej pory niektórym udawało się przedłużać, zwlekać, manipulować zeznaniami, ukrywać i ignorować przypadki wykorzystania seksualnego zarówno dzieci, jak i dorosłych i na różne sposoby unikać odpowiedzialności. Efektem ubocznym takiej sytuacji jest wysoki próg wejścia do grona sprawiedliwych w Episkopacie: sądzę, że gdy na pokładzie są zarówno mężczyźni, którzy mają coś na sumieniu, jak i mężczyźni, którzy chcieliby ten grzech wreszcie wrzucić na taczki, wywieźć za stodołę i spalić, większość energii idzie w wewnętrzne przepychanki zamiast w konkretne, uzdrawiające działanie.

Nie chodzi o kwestie moralnie obojętne, ale o grzech wołający o pomstę do nieba

Jasno widać, że potrzebujemy uzdrawiającego działania, a nie siłowania się frakcji, zwłaszcza że nie chodzi o kwestie moralnie obojętne, ale o grzech wołający o pomstę do nieba. Nie pomylę się, pisząc, że każdy zwykły, "szeregowy" wierzący człowiek z polskiego Kościoła bez większego namysłu uznałby, że propozycja powołania zespołu porządkującego wszystkie te cholerne, łamiące serca i wiarę skandale seksualne to coś, na co biskupi powinni jako sprawiedliwi pasterze Kościoła zareagować gromkim "hurra" i jednogłośną aklamacją sfinalizowaną natychmiastowym przejściem do realizacji postulatu.

W tej perspektywie bardzo żałośnie brzmi stwierdzenie z opinii rady prawnej KEP: "Wniosek został przegłosowany przez biskupów obecnych na sali. W związku z tym, że głosowanie było przeprowadzone ad hoc przez podniesienie ręki – bez wcześniejszego uprzedzenia, że sprawa ma podlegać głosowaniu – uchwała w tej kwestii nie została spisana i charakter podjętej decyzji budzi wątpliwości." 

Jestem w stanie zrozumieć, że istnieją procedury, których mądrość polega na tym, że chronią przed popełnieniem głupich błędów w ważnych sprawach - to normalne w Kościele i poza nim. Ale błagam - jak można uznać za błąd przegłosowanie powstania bardzo potrzebnego zespołu? 

Nie ma nic ukrytego, co nie miałoby wyjść na jaw - już teraz?

Być może można, gdy się myśli w sposób pokazany w opinii: uważając, że złą rzeczą będzie "ocena obowiązujących przepisów i działań oraz swego rodzaju osąd nad poszczególnymi przełożonymi kościelnymi, do czego kompetentna jest Stolica Apostolska". O ile mi wiadomo, Stolica Apostolska w części kwestii dla siebie zarezerwowanych może udzielać kompetencji innym podmiotom i na pewno da się ustalić jakiś tryb postępowania, w którym nasz polski zespół jest od tego, by odkryć prawdę, wskazać błędy, ocenić rozwiązania i zaproponować lepsze i skuteczniejsze, a Stolica Apostolska będzie podejmować decyzje na przykład w sprawie skompromitowanych ordynariuszy. Intuicja więc podpowiada mi, że tak naprawdę wszystkie lęki między wierszami wyrażone w opinii sprowadzają się do jednego, poważnego lęku przed tym, że oto spełni się to, co powiedział Jezus: że nie ma nic ukrytego, co nie miałoby wyjść na jaw.

Łatwo jest te słowa odnosić do Sądu Ostatecznego, a trudno do przyszłego roku, jeszcze po tej stronie życia, do upublicznienia błędów, grzechów i zaniedbań i publicznego ciężkiego zawstydzenia. I jak dla mnie o to właśnie jest sprawa: nie o spory o podłożu prawnym, ale o to, czy pozwolimy, żeby nasz Kościół wciąż miał straszne tajemnice, czy też powiemy "dość".

O tym, jak się żyje Ewangelią, przypominają kobiety. Jak zawsze? 

Optymistyczne w tej w sumie nieciekawej sytuacji jest to, że coraz więcej ludzi Kościoła mówi to "dość". Jak Tośka Szewczyk ze swoim mocnym hasłem "milczenie nie wchodzi w grę". Jak środowisko "Więzi" bezkompromisowo walczące o prawdę i sprawiedliwość. Jak Agata Rujner ze swoim listem do biskupów i akcją dodawania odwagi tym z nich, którzy mają jej za mało, by "zachować się jak trzeba". 

Zresztą te kilka zdań, które Agata zostawia chętnym do zacytowania w mailu do swojego biskupa, pokazuje, co jest istotą sprawy. "Proszę, nie przegap okazji do czynienia dobra. Bądź dla nas przykładem solidarności i troski o sprawiedliwość. To jest ten moment, gdy warto i należy zachować się „jak trzeba”. Modlę się za Ciebie i wszystkich biskupów o męstwo, o roztropność, o wiarę, o prawe sumienie, które nie pozwoli wybrać wbrew Chrystusowi, obecnemu w bliźnich."  Te mocne słowa, które nie są żadnym argumentem prawnym, przenoszą dyskusję z poziomu prawa na poziom ducha i prawdy. A gdy się zna choć trochę historię Kościoła, wcale nie zaskakuje fakt, że o konieczności zaufania Jezusowi i życia Ewangelią bardziej niż wszystkim innym przypominają hierarchom właśnie kobiety...

Czy bulwersuje mnie to, że biskupi nie mówią jednym głosem i to mimo prób demonstrowania, że Episkopat jest jednomyślny? Ani trochę - bo spory w Kościele były od zawsze, patrz sytuacja z Antiochii, gdzie Paweł ostro musiał upomnieć Piotra za to, że bardziej dba o swój komfort niż o Ewangelię. Tyle, że za moment może się okazać, iż za mało jest w naszej obecnej sytuacji Pawłów, a za dużo Piotrów. Dlatego jestem bardzo ciekawa, jakie efekty przyniesie najbliższe zebranie plenarne KEP. Zwłaszcza, że odczuwam jako pewnego rodzaju niesprawiedliwość fakt, że wszystkich biskupów w kontekście tej zeszłotygodniowej afery wrzuca się do jednego worka z naklejka "mają gdzieś zranionych". Dobrze wiadomo, że w przypadku konkretnych biskupów jest dokładnie odwrotnie i znane są ich starania zmierzające do porządkowania Kościoła w tej kwestii. Czemu ich głos nie dominuje? A właściwie to pytanie brzmi inaczej: kto w Episkopacie się czego boi oraz: kto i kogo wybiera w swoich decyzjach?

To okazja, by Kościół zmieniał świat. Pytanie, kto to rozumie 

Jest jeszcze jeden bardzo ważny dla mnie aspekt tej sprawy. Otóż kwestia wykorzystania seksualnego dzieci, młodzieży i osób zależnych to nie jest tylko problem Kościoła. A szkolenie w kwestii ochrony dzieci przeprowadzone przez niekościelne instytucje tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to, co organy państwa i instytucje społeczne próbują teraz w bólu wypracować, my - Kościół mamy już częściowo za sobą. Wypracowaliśmy dobre i skuteczne praktyki i działania, by chronić dzieciaki przed wielką niesprawiedliwością i złamanym życiem i opiekować się osobami zranionymi wykorzystaniem. Może nie wszędzie da się je na sto procent wprowadzić, no i sporo pracy jeszcze zostało, ale to, co już jest, realnie robi różnicę. 

Krótko mówiąc: możemy być przykładem dla świeckiej Polski, bo w Kościele, zmuszona przez okoliczności (a może nawet bardziej dzięki Bożej łasce?) wcześniej obudziła się świadomość zagrożeń, konieczność wypracowania procedur, zrozumienie pewnych mechanizmów. Nie mówię, że wszystko działa super, ale gdy patrzę na potężne afery z innych środowisk, jak afera Tęczowego Music Boxu czy inne z udziałem znanych aktorów, ludzi kultury i sztuki czy celebrytów, widzę, że nasze bagno przynajmniej zaczęło być osuszane, a w bardzo wielu innych środowiskach zasypuje się je kwiatami i udaje, że to piękny ogród, w którym nic złego się nie dzieje. To są te miejsca, w których bardzo potrzeba naszych kościelnych narzędzi i lekcji ich używania, a kolejną dobrą lekcją może być właśnie powstanie zespołu do badania spraw wykorzystania. Zróbmy to dobrze, a zmienimy świat. Nie róbmy tego wcale, a wróci bagno.

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Justyna Kaczmarczyk

Zranieni w Kościele – wysłuchać, zrozumieć, pomóc

Lata traumy, emocjonalne zamknięcie, depresja – to tylko niektóre skutki, z którymi muszą mierzyć się osoby wykorzystane seksualnie. Co czuje osoba skrzywdzona przez księdza? Na jaką pomoc może...

Skomentuj artykuł

Rada prawna KEP vs poruszeni katolicy. To nie jest kłótnia o opinię, to jest batalia o jakość i jasność Kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.