Reforma seminarium kobiecym okiem. Cztery punkty do przemyślenia

Reforma seminarium kobiecym okiem. Cztery punkty do przemyślenia
Fot. Maya Reagan / Unsplash

Trzy lata temu napisałam tekst, który przyniósł małą burzę w kręgach kościelno-decyzyjnych. Dotyczył reformy seminariów, a właściwie pięciu spraw, o które z perspektywy wiernych należy zadbać w formacji kapłanów. Bogatsza o trzy lata obserwacji, rozmów i doświadczeń, dokładam do tego kolejne cztery punkty.  

Nie pozwalajcie klerykom na zmanierowanie

O co chodzi w tym zmanierowaniu? To objaw nieprzyciętego na czas indywidualizmu i uważam, że jedyny słuszny czas na przycinanie jest właśnie w seminarium. Stała formacja po święceniach tego już nie zmieni.

Oczywiście indywidualizm sam w sobie jest dobrym wynalazkiem Stwórcy, ale niepokojące są tendencje do robienia z niego swojego znaku rozpoznawczego. I smutno się patrzy, jak klerycy – zazwyczaj młodzi chłopcy z raczej niedużym życiowym doświadczeniem próbują dorastać do swojej wizji kapłaństwa, hodując ekscentryczne nawyki.

Przykłady podam zmyślone i mało prawdopodobne, żeby nikomu nie było przykro –  myślę, że nie będzie trudno przełożyć je na seminaryjną codzienność. Gdy widzę dwudziestokilkulatka, który z upodobaniem nosi popielate skórzane rękawiczki i traktuje je jako swój wyróżnik, pije wyłącznie zieloną liściastą herbatę z południowego stoku alpejskich gór i kolekcjonuje przekłady dzieł Simiona Bărnuțiu na języki zachodnioeuropejskie – jestem przekonana, że nasz przyszły kapłan mentalnie zapisał się do Klubu Koloratkowych Dżentelmentów i w przyszłości będzie się odróżniał nie świętością, ale ekscentrycznością trudną do zniesienia dla zwykłych ludzi.

DEON.PL POLECA


Uczcie głosić tak samo dobrze, jak uczycie sprawować liturgię

Przyznam, że wielkim zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, ile czasu jest przeznaczone w seminarium na naukę głoszenia homilii, że o nauce głoszenia konferencji typu rekolekcyjnego już nie wspomnę. Co prawda w różnych seminariach różnie to wygląda, ale często dominuje teoria i zbyt wiele razy spotkałam się z opinią, że formacji w tę stronę prawie nie ma, by nie czuć niepokoju. A gdy znajomy ksiądz, zapytany, jak często głosił „próbne” homilie w seminarium powiedział mi, że zgodnie z programem zrobił to raz w ciągu całych sześciu lat – poczułam lekką zgrozę.

Wyobrażałam sobie bowiem, że ćwiczenie pod tytułem „masz trzy minuty, wyjaśnij nam jedną rzecz z dzisiejszej Ewangelii” jest wykonywane przynajmniej raz w tygodniu przez minimum dwa lata, pisanie niedzielnej homilii dwa razy w miesiącu jest obowiązkowym zadaniem na dwóch ostatnich latach, a diakoni przygotowują słowo na każdą niedzielę, święto i uroczystość i jest ktoś, kto umie głosić i kto im to sprawdza i daje informację zwrotną. No i że poza tym jest też jakiś koleżeński feedback: kleryk głosi, koledzy słuchają i mówią, co było fajne, a co do poprawki.

Skoro tyle pracy jest włożone w to, żeby przyszli księża umieli porządnie sprawować sakramenty, dlaczego nie zainwestować więcej czasu w drugą kluczową z perspektywy parafian kapłańską umiejętność?  

Zrezygnujcie z wewnętrznego tytułowania i kleryckich „urzędów”

Coraz bardziej jestem przekonana, że wszystkie kleryckie posługi i „urzędy”, których hermetyczne nazwy mówią coś wyłącznie samym wtajemniczonym, są trampoliną do budowania nieznośnego klerykalizmu w późniejszym życiu.

To jasne, że były pomyślane jako dobre i porządkujące, zwłaszcza wtedy, gdy w seminariach było naprawdę dużo kleryków. To jasne, że przyszli księża muszą się uczyć brać bardzo konkretną odpowiedzialność, a funkcję czy posługę z przyczyn praktycznych trzeba konkretnie nazwać. Dziekan, senior, prymus, sacelan, ceremoniarz, portator, kaplicznik – choć dla świeckich z zewnątrz brzmi to bardzo zagadkowo, w środku struktury ma sens, pod jednym warunkiem: celem jest służenie, a nie podbijanie ego.

Hierarchiczny Kościół jest pod tym względem trudny. Tytuły i urzędy często są traktowane jak windy wartości, a świeccy wstydzą się później za księży, którzy gwałtownie żądają poprawki na plakacie reklamującym rekolekcje, gdyż przy ich nazwisku jest błąd: nie dodano tytułu inżyniera ani informacji, że ksiądz jest infułatem.

Umiłowanie tytułów nie służy kapłaństwu. W przypadku jednostek mniej odpornych na pokusę sprawowania władzy już w seminarium włącza się ten mechanizm: nie jestem zwykłym klerykiem, jestem dziekanem, rozumiesz. Jestem ceremoniarzem. Jestem pierwszym prymusem. Więc z szacunkiem proszę. A gdy będę księdzem, będę ks. mgr dr inż. lic. kan. prał. i wszyscy będą musieli o tym pamiętać.    

Rozmawiajcie z klerykami o seksualności. Dużo

Pisałam o tym w poprzednim tekście, napiszę i teraz. W Ratio studiorum, czyli dokumencie organizującym formację w seminariach, jest punkt „Wychowanie do celibatu”. Brzmi on tak: „W całym procesie formacji prezbiterów i we wszystkich jej aspektach niezbędne staje się przygotowanie do dojrzałego przeżywania seksualności i miłości pasterskiej, czego owocem jest praktykowanie cnoty czystości i wybór życia w celibacie. Nabywaniu odpowiednich cech, umiejętności, postaw i wiedzy służyć powinny m. in. konferencje, wykłady, warsztaty, profesjonalne szkolenia oraz kierownictwo duchowe i sakrament pojednania”.

Tyle teoria. Zbyt wielu księży mówiło mi w bardzo szczerych rozmowach, że jednym przygotowaniem do celibatu było jego duchowe i biblijne, wzniosłe uzasadnienie. A potem przyszło życie, w którym trzeba sobie radzić z własną seksualnością. I nie chodzi o zachowanie czystości, bo ta walka jednak często jest wygrana. Chodzi o przygotowanie na to, co przyjdzie w życiu jako skutek jej zachowywania po pięciu, dziesięciu, dwudziestu latach. O takie rozmowy, warsztaty, szkolenia czy cokolwiek innego, które choć trochę przygotują dwudziestolatków do życia bez seksualnej bliskości do końca swych dni. 

Słyszałam kiedyś argument, że do celibatu nie da się nikogo przygotować tak samo, jak nie da się przygotować nikogo do macierzyństwa, bo doświadczenie jest nieprzekazywalne. To prawda, a jednak istnieją setki książek, szkoleń i świadectw, które mówią o tym, jak to będzie być matką i można na ich podstawie ocenić rozmiar wyzwania, które na mnie czeka, oraz zyskać radę, gdy coś idzie mi nie tak. W kwestii celibatu mam wrażenie, że albo się o nim milczy, albo idealizuje, albo uważa seksualność za rzecz wstydliwą i że taki stan rzeczy naprawdę nie służy formacji do kapłaństwa. Nie chcę tu pisać o skandalach, ale wymowny jest fakt, że nieuporządkowane życie seksualne księży, podpadające nawet czasem pod paragraf to nie przeszłość: co roku zdarza się od kilku do kilkunastu przypadków bardzo smutnego łamania celibatu. Dla mnie to prosty dowód, że ta część formacji, w teorii ładnie ogarnięta, w praktyce wymaga zdecydowanej poprawki. 

Marta Łysek - dziennikarka i teolog, pisarka i blogerka. Twórczyni Maluczko - bloga ze Słowem, współautorka "Notesów duchowych", pomagających wejść w żywą relację z Ewangelią. Sporadycznie wykłada dziennikarstwo. Debiutowała w 2014 roku powieścią sensacyjną "Na uwięzi", a wśród jej książek jest też wydany w 2022 roku podlaski kryminał  "Ciało i krew". Na swoim Instagramie pomaga piszącym rozwijać warsztat. Tworzy autorski newsletter na kryzys - "Plasterki". Prywatnie żona i matka. Odpoczywa, chodząc po górach, robiąc zdjęcia i słuchając ciszy.  

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
ks. Janusz Umerle

Święty Paweł pisał, że uczeń Chrystusa jest glinianym naczyniem (por. 2 Kor 4,7), którego wyjątkowość kryje się w tym, co ono w sobie zawiera. W przypadku sakramentu święceń skarbem, który jest zdeponowany w sercu każdego...

Skomentuj artykuł

Reforma seminarium kobiecym okiem. Cztery punkty do przemyślenia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.