Skoro politycy i media nie dają nam dobrego przykładu, my im go dajmy

Skoro politycy i media nie dają nam dobrego przykładu, my im go dajmy
Fot. PAP/Łukasz Szeląg

Nie trzeba od razu nikogo dosłownie zabijać, by poważnie naruszać piąte przykazanie. Wystarczy - przez kąśliwy żarcik, hejt czy uszczypliwość - odebrać drugiej osobie choćby najmniejszy pierwiastek życia - godność, dobry humor, optymizm, o który ktoś być może z trudem walczył po przeżytym dopiero co kryzysie. Czy wobec tego - jako jednostki i społeczeństwo - jesteśmy w stanie stanąć ponad naszą kruchą kondycją? Wiele wskazuje, że tak.

Kampania - szczególnie przed wyborami prezydenckimi, kiedy ścieranie się kandydatów jest o wiele bardziej spektakularne niż w przypadku wyborów parlamentarnych czy samorządowych - to brutalna gra. Sztaby wyciągają brudy kontrkandydatów, nierzadko posługują się kłamstwem i podstępem. A wszystko to dzieje się w blasku fleszy i z aprobatą spragnionego igrzysk społeczeństwa. Obserwując ostatnią kampanię, mam wrażenie, że tak ostrych poczynań w polityce nie widziałem jeszcze nigdy. A wiele wskazuje, że największe starcie dopiero przed nami. Zagraniczne media - obserwując sytuację w Polsce - donoszą, że sztaby, właśnie teraz, przed drugą turą, wytoczą najcięższe działa.

Gdy o tym myślę, martwię się o Polskę. Pomijam już fakt, że w czasie telewizyjnych debat bardziej niż merytoryczne argumenty, liczyły się: cięta riposta, odporność psychiczna na ciosy przeciwnika oraz to, kto czym kogo zaskoczy i jak bardzo będzie to spektakularne (bez wątpienia to najważniejsze cechy każdej głowy państwa). Najbardziej niepokoi mnie jednak nienawiść (obawiam się, że to właściwe słowo), która wylewa się z portali informacyjnych i mediów społecznościowych. Dodam, że nie śledzę internetowych trolli i pieniaczy. Mówię o ludziach, kultury, dziennikarzach i politykach, osobach publicznych, które powinny (wiem, jestem naiwny) prezentować poziom. Wulgaryzmy, pogarda wobec innych i emocjonalne wpisy, z których wylewa się hejt, są chętnie publikowane i cytowane.

Obserwując aktualną sytuację w Polsce i poziom spolaryzowania naszego społeczeństwa, przestaje mnie aż tak bardzo dziwić poziom przemocy, która w ostatnich miesiącach przetacza się przez nasz kraj (brutalne morderstwa w Warszawie i Krakowie to tylko niektóre z przykładów). W żadnym wypadku nie usprawiedliwiam sprawców okropności, które się wydarzyły (powinni oni ponieść surowe kary, a państwo - zrobić wszystko, by podobne tragedie nigdy się nie powtórzyły), ale gdy elity - same uważające się za wzór do naśladowania - dają nam przykład, jak przed kamerami i w mediach społecznościowych poniewierać się nawzajem, trudno oczekiwać od społeczeństwa, że będzie postępowało inaczej.

DEON.PL POLECA



DEON.PL POLECA

Jak to wszystko unieść? Jak poradzić sobie z tak olbrzymią dawką wzajemnej niechęci, która coraz bardziej polaryzuje nasze społeczeństwo? Z odsieczą niespodziewanie przyszła niedzielna Ewangelia, a konkretniej fragment Modlitwy arcykapłańskiej Jezusa, która już od kilku dni jakby "przygotowywała nas" na nadchodzący czas. Fragment odczytany w dniu wyborów był jednak wyjątkowo wymowny:

"Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem (…). Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali" (J 13, 34-35).

Obok takich słów, odczytanych w "półfinale" najbardziej zaciekłej kampanii prezydenckiej po transformacji ustrojowej (a może w ogóle?), trudno przejść obojętnie. Moc Bożego Słowa ma jednak to do siebie, że w pierwszej kolejności trafia ono do serca człowieka, który słucha. Wobec tego warto najpierw - zanim zacznę oceniać innych - spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: "Czym różnię się od polityków?". Patrząc na siebie i moje podejście do wszystkiego, co można "podpiąć" pod piąte przykazanie, często w kontekście moich relacji z najbliższymi, odpowiedź na postawione przed chwilą pytanie, może być tylko jedna: "To skomplikowane". Czy inni odpowiedzieliby inaczej? Nie mnie to oceniać, ale zachęcam, by w szczerości serca spróbować zastanowić się, czy moje codzienne decyzje, oczywiście w "skali mikro" (a więc bez kamer i fleszy, w zaciszu domu i biura), na pewno aż tak różnią się od tego, o czym w kontekście zaciekłej kampanii słyszymy w prasie, telewizji i internecie? Relacje z domownikami, bliższymi i dalszymi krewnymi, sąsiadami, współpracownikami - czy tu aby na pewno wszystko gra?

Obawiam się, że w obliczu uświadomienia sobie "poziomu skomplikowania" naszych - pokrótce wymienionych przed chwilą - ludzko-ludzkich relacji, wielu z nas może poczuć się bezradnie. W końcu naprawdę nie trzeba od razu nikogo dosłownie zabijać, by poważnie naruszać piąte przykazanie. Wystarczy - przez kąśliwy żarcik, hejt czy uszczypliwość - odebrać drugiej osobie choćby najmniejszy pierwiastek życia - godność, dobry humor, optymizm, o który ktoś być może z trudem walczył po przeżytym dopiero co kryzysie.

Pojawia się zatem pytanie - czy jako jednostki i społeczeństwo jesteśmy w stanie stanąć ponad naszą kruchą kondycją? Wiele wskazuje, że tak. W skali "makro" udowodnił to jeden z kandydatów na prezydenta, który - choć sam apelował o to, by na niego nie głosować - nie tylko wziął udział we wszystkich debatach telewizyjnych, obnażając niejeden polityczny absurd, ale i zorganizował na swoim kanele YouTube cykl spotkań z każdym z kandydatów. Tak naprawdę był on bardziej dziennikarzem niż kandydatem na prezydenta, który zdecydował się na przeprowadzenie nieznanego dotąd w Polsce eksperymentu. Mowa o Krzysztofie Jakubie Stanowskim, który pokazał, że można spokojnie porozmawiać z każdym i o wszystkim. W żadnym wypadku nie twierdzę, że Stanowski jest idealny. Jestem mu jednak wdzięczny, ponieważ zrobił coś, na co w Polsce chyba jeszcze nikt się nie zdecydował - stworzył format, w którym dał szansę wypowiedzieć się wszystkim. Dzięki Stanowskiemu mogliśmy poznać każdego z kandydatów. Osobiście niektórych polityków nawet polubiłem (przyznaję, że gdyby nie eksperyment Stanowskiego, byłoby to niemożliwe).

A co ze "skalą mikro"? To zdecydowanie trudniejsza kwestia. Biorąc pod uwagę, że wszyscy mamy coś za uszami, sprawa wydaje się przegrana. Kiedy jednak uświadomimy sobie, że  Jezus wziął pod uwagę naszą kondycję i mimo to nas zbawił - za darmo, bez oczekiwań, osądów, pretensji - pojawia się światełko nadziei. To punkt wyjścia do nawrócenia, które kiedyś - miejmy nadzieję - rozleje się na nas, nasz kraj i świat. Może skoro politycy i media nie dają nam dobrego przykładu, my damy przykład im? "Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali" (J 13, 34-35). Nawet jeśli czujemy, że do tego nam jeszcze bardzo daleko, nawet najmniejsza decyzja, by w porę ugryźć się w język i nie eskalować spirali przemocy, będzie czymś, co uczyni ten pokręcony świat lepszym.

Dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Laureat Pierwszej Nagrody im. Stefana Żeromskiego w 30. edycji Konkursu Nagrody SDP przyznawanej za publikacje o tematyce społecznej. Autor książki "Bóg odrzuconych. Rozmowy o Kościele, wykluczeniu i pokonywaniu barier". Od 10 lat redaktor DEON.pl. Interesuje się historią, psychologią i duchowością. Lubi wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
bp Artur Ważny, Piotr Kosiarski

Poniżej możesz zobaczyć drugą część naszej wielkopostnej serii video Ćwiczenia Wielkopostne z rozważaniem biskupa Artura Ważnego

Czy w Kościele jest miejsce dla każdego?

Dziś coraz częściej słyszy się o osobach, które czują się wykluczone z...

Skomentuj artykuł

Skoro politycy i media nie dają nam dobrego przykładu, my im go dajmy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.