Te trzy rzeczy robię dla siebie w grudniu. Niby proste, ale mają moc
Koniec roku już za kilkanaście dni. W te dni zazwyczaj dużo się dzieje. U mnie to czas wielkiej kumulacji zadań, spraw i wydarzeń. Jest adwent, idą święta i nieuchronnie nadchodzi nowy rok. Czas zaczyna przyspieszać, dlatego sama staram się trochę zwolnić. Bo grudzień, nawet z całą jego intensywnością, to dobry moment, by zrobić dla siebie trzy rzeczy.
Koniec starego roku i początek nowego, długie i ciemne wieczory zachęcające do spędzania czasu w oświetlonych, zamkniętych pomieszczeniach, wychodzące na wierzch z okazji świąt wspomnienia, sentymenty, marzenia i rozczarowania - to dobra motywacja, by znaleźć czas na siebie i dla siebie. Dlatego w grudniu robię dla siebie trzy rzeczy.
Spisuję pętle do domknięcia
Domykanie pętli: ta nazwa bardzo mi się podoba, a pożyczam ją leciutko zmienioną od Katarzyny Kędzierskiej, autorki bloga o minimalizmie, z którą wiele nas różni, ale sporo mamy wspólnego. Czym są pętle i pętelki do domknięcia? To drobne i większe sprawy, które czekają na załatwienie i skończenie. Są mniej lub bardziej ważne, bardzo pilne albo wcale nie. Najważniejsze jest jednak to, że są niezakończonymi procesami, które obciążają mój umysł. Gdy jest ich bardzo dużo, potrafią wybitnie spowolnić mnie w działaniu i powodować gruby stres.
Wiem, że pora spisać taką listę, gdy nieoczekiwanie przydarza mi się wolne popołudnie i siedzę z książką na kanapie, ale mój mózg równolegle przeżywa ciężkie chwile: jest przekonany, że na pewno o czymś zapomniałam, bo to niemożliwe, żeby nie było zupełnie nic do zrobienia!
Wiem też, że na pewno istnieją na świecie ludzie, którzy nie mają zaległości, ale ja zdecydowanie do nich nie należę. Ilość zadań, która na mnie przypada, jest całkiem spora, bo jestem naraz żoną, matką, managerem domu, redaktorem i dziennikarką w Deonie, pisarką i szkoleniowcem, w tym roku animatorką wspólnoty i osobą proszoną często o pomoc w sprawach, w których mam moc sprawczą, wiedzę lub doświadczenie. Myślę, że do życia bez zaległości wystarczyłoby mi rozciągnięcie doby do 36 godzin, ale mimo wielu sugestii Stwórca jakoś nie chce tego dla mnie na stałe zmienić. Więc mam dużo otwartych pętli. A one generują u mnie spory stres.
Dlatego w grudniu dbam o siebie właśnie tak, że domykam te zadania, na które mnie stać – mentalnie, czasowo i finansowo. Każda rzecz, która spada z rozkładu, to lżejszy plecak w mojej wędrówce. Lista zrobiona przed kilkoma dniami ma ponad pięćdziesiąt pozycji. Na część z tych spraw potrzebuję kwadransa, na inne – kilku godzin, inne zajmą miesiąc. Ale każda rzecz, nawet najmniejsza, którą skreślam z listy, poprawia mi samopoczucie i dodaje lekkości.
Robię trochę inne podsumowanie roku
Od kilku lat korzystam z darmowego narzędzia, którego idea bardzo mnie ujęła. To YearCompass – zestaw pytań i podpowiedzi, który pozwala podsumować i pozamykać różne, oczywiste i nieoczywiste przestrzenie w życiu. I pootwierać nowe, bo jest tu miejsce na myślenie o kolejnym roku.
Można takie podsumowanie zrobić tylko ze sobą i dla siebie, można spotkać się w rodzinie czy z przyjaciółmi i podsumować rok wspólnie, dzieląc się odkryciami, które przynoszą kolejne pytania. Ja wolę robić to sama, a zrobienie notatek z ostatniego roku i zapisanie kilku myśli, oczekiwań i pomysłów na przyszły zajmuje mi kilka wieczorów.
Co mi to daje? Choć jestem ze sobą na bieżąco, robię dla siebie notatki z życia i prowadzę kilka różnych dzienników, które pomagają mi się w różnych sferach rozwijać, a czasem po prostu przetrwać kryzysy – to jednak zaglądanie w swoje życie na co dzień różni się od patrzenia na nie z perspektywy roku. To trochę jak oglądanie ścieżki ze zdobytego właśnie szczytu, na który mozolnie się wspinaliśmy przez ostatnie godziny, a potem wracanie do bazy tą samą drogą. Na szczycie pamiętamy zazwyczaj tylko te najtrudniejsze albo najpiękniejsze momenty, ale to droga powrotna przynosi czasem najwięcej zaskoczeń – bo zauważamy inne miejsca, które mówią nam więcej o całej wędrówce.
Dobrze jest wrócić do minionego roku: miesiąc po miesiącu, wydarzenie po wydarzeniu. Ocenić, co miało być ważne, a co naprawdę było; co chcieliśmy zrobić, a co rzeczywiście zrobiliśmy. Co chcemy zabrać w następny rok, a co zostawić przed progiem. Z kim chcemy wędrować dalej, a z kim się pożegnać u progu nowego roku.
Sprzątam, ale trochę inaczej i oddaję rzeczy
Lekko w opozycji do tego trendu sprzed kilku lat, który zachęcał do odpuszczenia spiny związanej z idealnie umytymi oknami i wspaniałym porządkiem świątecznym, w grudniu staram się zrobić wokół siebie więcej przestrzeni. Co jest nieodłącznie związane ze sprzątaniem, ale innym niż mycie podłóg na błysk. Nie chodzi tylko o układanie rzeczy, które mnie otaczają, ale o podjęcie decyzji, czy jeszcze chcę je mieć i układać po raz kolejny. Czy nie lepiej będzie się z nimi pożegnać. Może komuś przydadzą się bardziej?
Porządkowanie rzeczy głębsze niż tylko codzienne sprzątanie to też okazja do trochę innego podsumowania swojego życia. Do odkrycia, co jeszcze mi służy, a co już przestało. Co jeszcze jest potrzebne, a co już odegrało swoją rolę i może iść dalej. Nie jest łatwe, bo wiąże się z pytaniami: kim byłam w ostatnim roku? Jak się zmieniłam? Co chcę zabrać ze sobą w kolejny rok? Czego nie chcę zabierać? Czego teraz naprawdę w życiu chcę i które z rzeczy posiadanych będą mi potrzebne na mojej obecnej życiowej ścieżce? Co z tych rzeczy jeszcze mnie cieszy, a które już przestały mi sprawiać przyjemność? Co jest spadkiem po niezrealizowanych planach, które już odpuściłam, a czego jeszcze się kurczowo trzymam, choć wiem, że nie ma to sensu?
Proste, ale łatwo o tym zapomnieć
Te trzy rzeczy to nic odkrywczego: są proste, oczywiste - i dlatego łatwo o tym zapomnieć. Tak samo, jak łatwo zapomnieć o sobie, gdy wokół nas mnóstwo się dzieje. I choć brzmi to banalnie, to naprawdę robi różnicę, gdy pozwolisz sobie mieć czas dla siebie - właśnie na to, żeby podomykać, podsumować, posprzątać. I nie czekać z tym, aż się zacznie nowy rok.
Skomentuj artykuł