W najsmutniejszym dniu w roku… malujemy jajka

Czy wiecie, o co chodzi w przysłowiu: „Biega jak jezuita w Wielki Piątek”? Otóż chodzi o liturgię, w której jezuici nie są ekspertami i generalnie nie potrafią wyjść poza pobożną celebrację mszy po-trydenckiej. A właśnie liturgia Wielkiego Piątku stawia szczególne wymagania: odprawia się ją raz do roku i nie jest to msza, a więc łatwo się w niej pogubić, co tego dnia – jak twierdzą złośliwi – jezuitom zdarza się nagminnie. W sumie jednak to nie Wielki Piątek jest najsmutniejszym dniem w roku, ale Wielka Sobota, bo w tym dniu nie sprawuje się żadnej liturgii!
Po zakończeniu liturgii Wielkiego Piątku w kościołach zalega cisza. Już dzień wcześniej milkną organy, nie używa się dzwonków, które na kilka dni zastępują kołatki. Ciało Jezusa składamy w grobie, przy którym czasami – jak na moim rodzinnym Podkarpaciu – staje symboliczna straż. Rozpoczyna się czas smutnej, cichej zadumy.
Bóg nie żyje
Kiedy Jezus o tym czasie, który miał dopiero nadejść, powiedział, że będzie to „panowanie ciemności”, odnosił się nie tylko do „festiwalu okrucieństwa”, jaki mu zgotowali oprawcy, zanim powiesili go na krzyżu, ale i do wszystkiego, co później miało nastąpić. Tamta sobota – choć był to bardzo uroczysty Szabat – dla wszystkich przebywających wtedy w Jerozolimie okazała się bardzo wyjątkowym dniem: dniem pustki i żalu. Z pola widzenia znikli apostołowie, którzy uciekli już w chwili aresztowania. Piotr w samotności przeżywał własny upadek, Jan płakał z żalu, a w nocy z piątku na sobotę powiesił się Judasz. Tylko kobiety kręciły się niespokojnie, ale to wyłącznie dlatego, że w całym zamieszaniu późnego pogrzebu nie wszystko zrobiły tak, jak by tego chciały, i po cichu planowały „poprawkę”. Ci, którzy wprawdzie byli obecni przy egzekucji i nawet z zapałem krzyczeli: „Na krzyż z nim!”, szybko się zorientowali, że dali się zmanipulować – w sobotę obudzili się na moralnym kacu. Nie mogąc sobie jednak w żaden sposób z tym poradzić, chcieli jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Tylko zacięci wrogowie Jezusa czuli się dobrze – sobota to było ich święto. Chcieli zabić Nauczyciela z Nazaretu i właśnie im się to udało. Dopięli swego. Osiągnęli cel. Odnieśli sukces!
Bóg został zabity, ale to nie oznacza, że „nie ma Boga”
Przywódcy Wybranego Narodu długo planowali tę egzekucję, jednak nie było to takie proste, jak początkowo myśleli. Na przeszkodzie stanęła im wiara prostych ludzi, którzy garnęli się do Jezusa. On im dawał coś, czego pragnęli, a czego nie mogli otrzymać od nikogo innego. Ich wiara jeszcze bardziej „nakręcała” Nauczyciela z Nazaretu, bo to właśnie dzięki wierze był w stanie dokonywać nowych cudów. Jeśli chcieli Jezusa zabić, wpierw musieli zabić wiarę w jego uczniach. Działając powoli, ale wytrwale, dopięli swego. I nie jest ważne, że po jego śmierci wielu uderzyło się w piersi – ważne było, że sprawy dociągnęli do końca. Taka jest logika diabelskiego działania.
Jednak fakt, że Bóg został zabity, wcale nie oznaczało, że Boga nie ma. I o tym boleśnie już wkrótce mieli przekonać się wszyscy ci, którzy w poczuciu triumfu odetchnęli na moment i poczuli się zwycięzcami. Zresztą jeszcze tego samego dnia dopadł ich dziwny niepokój i wiedzeni złym przeczuciem poszli do Piłata z prośbą, aby przed grobem ustawił straże. Na ten jeden dzień: trzeci dzień po jego śmierci.
Wielka Sobota – pusty dzień
Dwa tysiąclecia po śmierci Jezusa, w Smutną Sobotę wszystkie kościoły są otwarte, bo przez cały dzień trwa adoracja Zbawiciela złożonego do grobu. To najsmutniejszy dzień w roku, bo widzimy, do czego jest w stanie doprowadzić ludzka złość. To czas zadumy nad potęgą grzechu...
Spokój adoracji przerywa jednak wiele rzeczy. Po kościele biegają ministranci, którzy ćwiczą przed wieczorną liturgią, jeszcze bardziej skomplikowaną niż ta z poprzedniego dnia. Siostry układają kwiaty przy ołtarzach. Czasami przemkną dwie panie z miotłą i mopem. Trwają ostatnie spowiedzi. No ale przede wszystkim przez kościół przewalają się tłumy z pełnymi koszyczkami kiełbasek, ciast i kolorowych jajek – wszystko to do poświęcenia. (W tradycji mojej podkarpackiej parafii wtedy po jednym jajku ofiarowało się strażakom, którzy trzymali wartę przy grobie). Tego dnia do kościoła przychodzą nawet ci, którzy zaglądają rzadziej niż sam diabeł. Gorliwie oddają hołd tradycji, ale nie umęczonemu i pogrzebanemu Bogu. Ponownie zobaczymy ich... za rok.
Tymczasem Wielka Sobota, choć jest przerażająca, może bardzo wzmocnić naszą wiarę. Zatrzymajmy się na adoracji grobu, nie tylko na chwilę! Dopiero, gdy doświadczymy nieobecności Boga, uzmysłowimy sobie, że taka sytuacja jest nie do wytrzymania: a wtedy przekonamy się, że wolimy, gdy on jest! Niech już nawet wiele od nas wymaga, byle tylko był!
Skomentuj artykuł