Zło dobrem zwyciężaj. Kilka słów od kibica do kibiców

Jestem z Rakowa. Urodziłem się tutaj i wychowałem. Stadion na Limanowskiego to moje dzieciństwo. Od podstawówki chodziłem na mecze, na trybunach krzyczałem to, co wszyscy i nie pałałem szczególną miłością do Widzewa… Raków to trzydzieści trzy lata mojego życia. Rozumiem bardzo dobrze kibicowską wspólnotę, miłość do klubu i tę niezwykłą jedność oraz poczucie sensu płynące z przynależności do grupy. Dlatego dziś, jak kibic do kibiców, chciałbym napisać do was kilka słów o tym, co sądzę o ostatnich wydarzeniach na Jasnej Górze i dlaczego – jako kibica – napełniają mnie one niepokojem.
Zapewniam, że nie jestem waszym przeciwnikiem. Jak to się mówiło u nas na Rakowie – nic do was nie mam. Nie potępiam was i – na ile to możliwe dla jezuity – spróbuję się za bardzo nie wymądrzać. Chcę jedynie wyjaśnić mój sprzeciw wobec haseł, które wznosiliście podczas ostatniej pielgrzymki na Jasną Górę i które umieściliście na niektórych banerach.
Żeby była jasność. Nie jestem fanem komunizmu. Zgadzam się, że to system zbrodniczy, zasługujący na jednoznaczne potępienie i odrzucenie. To co mnie uwiera w waszych hasłach, to nie sprzeciw wobec tego nieludzkiego systemu. Ten opór rozumiem i popieram z całego serca. Boli mnie fakt, że chrześcijanie posługują się narracjami, które pielęgnują w ich sercach nienawiść. Mało jest działań bardziej szkodliwych dla duszy i sprzecznych z Ewangelią. Nienawiść niszczy innych, ale przede wszystkim tego, który ją żywi.
Ognia nie da się zgasić ogniem
Doskonale rozumiał to ks. Jerzy Popiełuszko, który w swoich kazaniach powtarzał, że jedynym antidotum na zło jest dobro – „nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21). Te słowa świętego Pawła przywoływał także na Jasnej Górze podczas organizowanej przez siebie pielgrzymki ludzi pracy. Ks. Jerzy wiedział, że ognia nie gasi się ogniem, bo prowadzi to jedynie do eskalacji pożaru. Rozumiał, że gdy w walce ze złem stosujemy metody zła, to zwykle do niego dołączamy, zamiast mu się przeciwstawiać.
To wymagające, ale Jezus jest wymagający. Żąda od nas radykalnego wyboru dobra, miłości nieprzyjaciół i ciągłego przebaczania, a więc nieustannego przekraczania siebie. Nic dziwnego, że taka postawa budzi sprzeciw, że w walce ze złem wolelibyśmy stosować twardsze środki, przynoszące szybszy efekt, dające emocjonalną satysfakcję i poczucie pokonania wroga.
Wielu z nas wprost przyznaje, że ze złem nie ma się co „cackać”. Przypominamy w tym trochę więźnia z drugiej części „Psów”, zagranego znakomicie przez Sławomira Suleja. Opowiada on w celi o bulwersującym złu, z którym się zetknął: w czasie świąt zlitował się nad pewną ubogą kobietą i dał jej kilka złotych: „na pomarańcze dla dzieci”. Jakiś czas później spotkał ją na melinie, raczącą się alkoholem kupionym za jego pieniądze. Zło, które ujrzał, wstrząsnęło nim. Jak przyznał, nie wytrzymał i sięgnął po młotek… Swoją opowieść skwitował: „wyrwałem chwasta”.
Hasła, które wznosiliście na Jasnej Górze to właśnie postawa w stylu „wyrwij chwasta!”. Komunizm to zło? Niewątpliwie. No to bij komucha! Na szubienicę! „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści!”. „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę!”…
Nienawiść niszczy przede wszystkim tego, kto nienawidzi
Warto w tym kontekście przypomnieć, co o chwastach mówił Jezus. Według Niego chwast ma róść aż do żniwa. Koncentrując się na walce ze złem, na wyrywaniu chwastów, możemy wyrwać całe dobro, jakie jeszcze w nas jest… Poddając się nienawiści do kogokolwiek, niszczymy dobro, które zasiał w nas Chrystus, zatracamy się i upodabniamy do tego, z czym walczymy. Nienawiść oczywiście może doprowadzić do zniszczenia naszych wrogów, tych prawdziwych i tych wyimaginowanych. Z pewnością jednak doprowadzi do zniszczenia nas samych, do zabicia naszej duszy.
Dlatego chrześcijaństwo nie godzi się na przemoc. Jezus każe nadstawiać drugi policzek. Nie oddaje też słudze arcykapłana, który go policzkuje, ale pyta ze spokojem: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeśli dobrze, to dlaczego mnie bijesz?” (J 18, 23).
„A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Na Jasnej Górze, wywieszone na murach sanktuarium, kolejny raz prawdziwie ewangeliczne hasła…
— Łukasz Sośniak SJ (@LukaszSosniakSJ) January 11, 2025
Nie wiem, co to ma wspólnego z chrześcijaństwem. Moim zdaniem nic.
Fot. Grzegorz Skowronek pic.twitter.com/V0W0XvRSok
Nie oznacza to, że mamy zgadzać się na wszystkie krzywdy i pozwolić sobą poniewierać. Jednak chrześcijański model oporu wobec zła, to nie bezmyślna przemoc i odwet, nie zemsta, ale rozumna miłość, która wymaga zaparcia się siebie, mądrości, a czasem… sprytu. Jezus nie chce byśmy szli na łatwiznę, ale pragnie byśmy szukali sposobów unikania przemocy i budowali dobro bez wikłania się w zło.
Ks. Jerzy Popiełuszko jest świetnym przykładem tego, że zwyciężanie zła dobrem jest nie tylko godziwe, ale też po prostu skuteczne. To między innymi dzięki temu bohaterskiemu księdzu odzyskaliśmy wolność w sposób pokojowy i bezkrwawy. Ks. Jerzy zainspirował miliony ludzi, pokazał, że jako naród nie musimy się zniżać do metod naszych oprawców, a jednocześnie możemy pozostać skuteczni w walce z bestialskim ustrojem. Utorował drogę pokojowym zmianom. Wiele krajów nie miało tyle szczęścia.
„Trzecie pokolenia AK kontra trzecie pokolenie UB”
Żyjemy w czwartej dekadzie po upadku komunizmu w Polsce. Dzięki ciężkiej pracy odzyskaliśmy wolność i należne nam miejsce w Europie. Wciąż nie jest różowo i wciąż zmagamy się z wieloma wyzwaniami. Tak jednak będzie zawsze – idealny świat to niebo, a my żyjemy na ziemi. Jednak z naszymi problemami zmagamy się teraz jako ludzie wolni, żyjący w suwerennej ojczyźnie, decydujący samodzielnie o swojej przyszłości. To wielki skarb.
Komunista to dziś po prostu epitet, który nie odnosi się do komunistów sensu stricto, bo tych już niewielu zostało, ale jest złośliwą etykietką, którą przyklejamy politycznym przeciwnikom. „Trzecie pokolenie AK walczy z trzecim pokoleniem UB” – to jedno z najgłupszych haseł jakie pojawia się w nieczystych politycznych zagrywkach. Każdy człowiek jest osobiście odpowiedzialny za swoje czyny. To, że ojciec był ubekiem, czy komunistycznym prokuratorem, nie oznacza automatycznie, że syn także będzie kanalią. Często jest wręcz przeciwnie.
Jednym z moich przyjaciół jest syn bezpieczniaka, straszliwego człowieka, który z prawdziwą pasją i upodobaniem walczył z Kościołem. Syn od lat stanowczo odcina się od przerażającej przeszłości swojego ojca. Jest aktywnie zaangażowany w pomoc charytatywną na rzecz ofiar komunizmu. Opowiadał mi, że czasem zdarzało mu się spotykać osoby, które od jego ojca doznały wielu krzywd. Te spotkania – jak przyznawał – nieraz kończyły się łzami i doświadczeniem ulgi.
To oczywiście nie oznacza, że miniony system należy oddzielać przysłowiową grubą kreską, tak, jakby go nie było. Był i stał się przekleństwem dla milionów ludzi. Znamy historię dzielnych akowców, którzy za swoje bohaterstwo i całkowite oddanie Polsce otrzymali w nagrodę zimną celę i strzał w tył głowy. Komunistyczni prokuratorzy, którzy wydawali te haniebne wyroki, często w będących farsą praworządności „procesach kiblowych”, nie doczekali się sprawiedliwości, czyli wieloletniego więzienia. Zaniedbania są ogromne, a skutki komunizmu, jak każdego poważnego grzechu, wiąż nas dosięgają.
W komentarzach na X pod moimi wpisami o sytuacji na Jasnej Górze pojawiło się wiele głosów krzyczących, że komuniści byli potworami, więc należy im się szubienica. W tym zgiełku warto zajrzeć do swojego serca i posłuchać, czy rzeczywiście zależy nam na sprawiedliwości, czy zaspokajamy jedynie swoją żądzę zemsty? Nienawiść to nić, z której utkano komunizm – poddając się jej stajemy się podobni do oprawców. Czy rzeczywiście to jest waszm celem, drodzy kibice? Myślę, że nie, że zależy wam na dobru, a więc na przecięciu spirali nienawiści.
Skomentuj artykuł