Lourdes: co Maryja chciała nam przekazać?

Lourdes: co Maryja chciała nam przekazać?
(fot. shutterstock.com)

Trochę zafrapował mnie fakt, że podczas pierwszego i ostatniego objawienia Maryja nie wypowiada ani słowa, tylko się uśmiecha. Nic więcej. Któż by się tego spodziewał po tak szacownej personie, zwłaszcza że zstępuje do nas z samego nieba,

Piękna pani

O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna! (Pnp 4,1)

DEON.PL POLECA

Czesław Miłosz w swoim Traktacie teologicznym próbuje odgadnąć "niedocieczoną intencję ukazywania się dzieciom w Lourdes i Fatimie". Na podstawie relacji małych wizjonerów, których "zdumiała niewysłowiona śliczność" Maryi, stwierdza, że Matka Chrystusa przybyła, by "przypomnieć, że piękno jest jednym z komponentów świata". Nie tylko zło, gwałt i ruina. Poeta zauważa, że w Lourdes tętno zachwytu najbardziej pulsuje w ludziach "przed posążkiem Matki Boskiej, tak uformowanej, jak ukazała się dziecku".

Bernadetta od samego początku wyznaje najpierw spowiednikowi, a potem powtarza to samo komisarzowi policji, że to "coś białego przybiera postać Pani". Później nazywa Maryję "Piękną Panią", której, jak utrzymuje, niepodobna przyrównać do najbardziej urodziwej niewiasty w okolicy. Już po stwierdzeniu autentyczności objawień artysta Józef Fabisch (urodzony we Francji, ale jego ojciec pochodził spod Wadowic) wykonuje marmurową figurę Maryi, która do dzisiaj stoi we wnęce groty. Jak oddać jej ciało utkane z "niematerialnej materii"? Jak zachować ów blask piękna i nie zejść do poziomu odpustowej podobizny - głowi się artysta. Myśli, że Bernadetta przyjdzie mu z pomocą i obdarzy natchnieniem. Ale dziewczę nie zna się ani na rzeźbiarstwie, ani na atłasach i ba-wełnach. Brak jej słów, by opisać cudowność Pani. W końcu opowiada o najbardziej doniosłej chwili, w której Maryja wyjawia swoje tajemnicze imię: "Jestem Niepokalane Poczęcie". Pokazuje gesty Maryi. Poruszony rzeźbiarz postanawia uwiecznić ten moment. Jednak kiedy przedstawia owoc swojej pracy, Bernadetta, podobnie jak nieco później Faustyna Kowalska w przypadku miłosiernego Jezusa, nie rozpoznaje w figurze "Pięknej Pani". Widzi tylko cień jej piękności.

Patrząc na statuę lurdzkiej Pani, trudno w niej dostrzec milczącą powagę bizantyńskich ikon. Daleko jej do patosu koronowanych polskich Madonn. To rzeczywiście jest Maryja "folklorystyczna", a nie ta w stylu Boticellich, Tycjanów i Rafaeli. Taka właśnie się objawiła, dziecięca, "ludowa", wcale nie gorsza i banalna, ale wciąż piękna i delikatna. Ale czy w tym wszystkim chodzi o urodę? O proporcję kształtów, barw i harmonię dźwięków? Czy piękno świata to tylko góry, rzeki, zachody słońca i ukwiecone łąki?

Tak, to jego ucieleśnienia, niejedyne wszakże. Piękno jest po to, by wzbudzić zachwyt i zapierać dech w piersiach. Wtedy można się zatrzymać, opuścić na chwilę swój maleńki świat. Piękno istnieje, by zapragnąć porządku, by zatęsknić za życiem bez trosk i kłopotów. Jak często mi się to zdarza? Bernadetta na widok Niepokalanej przeżywa ekstazę, wychodzi z siebie, jest pochłonięta tym, co widzi. To przedsmak wiecznej kontemplacji Bożego piękna, które nas uszczęśliwi.

Także łaska jest piękna. Greckie słowo "charis" to w podstawowym znaczeniu przyjemny zewnętrzny wygląd, wdzięk, powab, atrakcyjność. Maryja przemieniona przez łaskę, przez Ducha Świętego, stała się piękna, właśnie jak owa Oblubienica z księgi Pieśni nad pieśniami. Odbija niezasłużoną miłość Boga do człowieka. Ludzie ciągną do Maryi, zatapiają wzrok w Jej figurze, ponieważ łaska nie odstręcza, nie przeraża, lecz zaprasza i daje radość. Łaska czyni pięknym. "Spojrzenie Najświętszej Panny to jest jedyne spojrzenie naprawdę dziecięce. (...) Żeby się do Niej modlić, trzeba czuć na sobie to spojrzenie" pisał G. Bernanos. Żeby zauważyć piękno, samemu trzeba pięknieć. Żeby pięknieć, trzeba przyjąć piękno. Bo "piękno zbawi świat" (Dostojewski).

Uśmiech Maryi

Najbogatsi z ludu będą szukali twego uśmiechu (Ps 44,13)

Podobno aniołowie się nie śmieją, bo nie mają ciała, a ściślej twarzy, chociaż trudno posądzać ich o brak humoru. W końcu, jak mawiał Jezus, oni też się radują, gdy grzesznik zawraca z bezdroży. Wygląda więc na to, że jako żywo, uśmiech to właściwość ludzkiego rodu. Oczywisty jak słońce na firmamencie, więc niewiele się nad nim zastanawiamy. Pewnie dlatego trochę zafrapował mnie fakt, że podczas pierwszego i ostatniego objawienia Maryja nie wypowiada ani słowa, tylko się uśmiecha. Nic więcej. Któż by się tego spodziewał po tak szacownej personie, zwłaszcza że zstępuje do nas z samego nieba, w dodatku z tak poważnym przesłaniem? Maryja uśmiecha się również, kiedy Bernadetta próbuje skropić ją wodą święconą. Uśmiecha się, reagując na prośbę miejscowego proboszcza, ks. Peyramale, który życzy sobie, aby Maryja dowiodła swego boskiego posłannictwa i sprawiła, że w zimie zakwitnie pobliski krzew dzikiej róży. Cud się jednak nie wydarzył. Krzak róży pozostał goły. W końcu Matka Chrystusa uśmiecha się, gdy Bernadetta usiłuje skłonić ją do wyjawienia jej imienia na piśmie. Również bez skutku.

Uporczywie powraca mi myśl, że chyba nie wypada, aby przy sprawach takiego kalibru rzucać promyki uśmiechu. W końcu Ewangelie o uśmiechu Jezusa milczą. Albo ewangelistom wydało się to na tyle oczywiste, że niewarte nawet wspominania (co potwierdza nasze codzienne doświadczenie), albo po prostu uznali, że widok radosnego Chrystusa mógłby zachwiać autorytetem Zbawiciela i umniejszyć Jego człowieczeństwo. Mnich Jorge z Imienia róży Umberto Eco obawiał się śmiechu, bo ten ludzki odruch wydał mu się zagrożeniem dla "dobroczynnego" lęku przed autorytetem, prawem i Bogiem.

Niewątpliwie, śmiech jest wieloznaczny, a nawet kłopotliwy. Staje się smutnym orężem wszelkiej maści szyderców i rozczarowanych życiem cyników. Jest pozą głupoty, gdy człowiek pokpiwa sobie z biedy innego. A czasem służy jako tarcza chroniąca przed pociskami zaskakującej rzeczywistości, gdy nagle dosięga nas to, co nieprawdopodobne, straszne, gdy świat zdaje się rozsypywać na kawałki.

Z drugiej strony, dlaczego uśmiech Chrystusa miałby uwłaczać Jego godności? Skoro Jego Matka nie zjawia się Bernadetcie z posępną twarzą, coś musi być tutaj na rzeczy, wszak Maryja idzie dokładnie w ślady swego Syna. Niebo z pewnością zna się na żartach, i, dzięki Bogu, nie jest śmiertelnie poważne, chociaż andronami tam się nie zajmują. Uśmiech to przecież jeden z przejawów piękna. Smętne spojrzenie nie przyciąga. Co więcej, uśmiech Maryi staje się szczególnym środkiem komunikacji, bezsłownej, a mówiącej tak wiele. To oznaka życzliwości samego Boga, który nawet jeśli ostrzega, czyni to jednak z miłością. Czyż nie zdarza się, że w codziennych relacjach promienny uśmiech przełamuje lody, nie mówiąc już o tym, że potrafi rozbroić grobową minę największego pesymisty? Piękna Pani nie okazuje uśmiechem dumnej pogardy lub poczucia wyższości wobec ludzkich prób okiełznania tajemnicy. Jej uśmiech odzwierciedla "łagodność Boga" i jest "źródłem żywej wody" (Benedykt XVI).

Gdy patrzę na chorych wokół mnie, przypomina mi się historia o Patchu Adamsie, jednym z amerykańskich lekarzy, który wpadł na niekonwencjonalny pomysł, aby leczyć pacjentów śmiechem. Swoimi figlami, opowieściami i żartami rozbawiał ich nieraz do rozpuku, choć wszyscy wokół uznali go za pomyleńca. Tu trzeba płakać i współczuć, a nie robić sobie kabaretu z ludzi cierpiących - powiadali zgorszeni krytycy. Okazało się jednak, że wielu pacjentom poprawił się nie tylko humor, ale i zdrowie. I łatwiej przyszło im znosić cierpienie. Morał z tego taki, że nawet najpoważniejszych spraw w życiu nie warto zawsze brać zbyt poważnie. Może wtedy byłoby mniej różnych chorób i klinicznych anomalii na tym Bożym świecie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Lourdes: co Maryja chciała nam przekazać?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.