To jest męski punkt widzenia...

To jest męski punkt widzenia...
Piękno jest to wymiar dla kobiety bardzo istotny. Od niego uzależnia często poczucie własnej wartości (fot. kelsey_lovefusionphoto / flickr.com)
Logo źródła: Życie Duchowe Andrzej K. Ładżyński / slo

Sytuacja współczesnej kobiety w rodzinie jest zagadnieniem złożonym i wieloaspektowym. Podejmując je, skazuję tekst na pewną ogólnikowość, operowanie wycinkowymi opisami rzeczywistości oraz subiektywne, męskie podejście. Muszę też spróbować umieścić się w przestrzeni pomiędzy męskim szowinizmem a serwilizmem wobec kobiet, którym nie chciałbym się narazić.

Kobieta występuje w rodzinie w różnych rolach: córki, żony, matki, teściowej, babci. Sam mam obecnie okazję obcowania z trzema ważnymi dla mnie kobietami z różnych pokoleń. Otóż mam mamę, kobietę w wieku dojrzałym, żonę, w kwiecie wieku, i pokwitającą córkę, wkraczającą dopiero w okres dorastania. Każda z nich tworzy mi inną wizję kobiecości. Jednej, która przyjęła wyzwanie urodzenia mnie, wychowania i wprowadzenia w świat, zawdzięczam miłość matczyną i błogosławieństwo życia, drugiej - miłość małżeńską i dar tworzenia rodziny, trzeciej natomiast - szansę i możliwość bycia ojcem, realizowania się w roli opiekuna domowego, bycia pierwszym lustrem dla kształtującej się kobiecości. Każdy z tych etapów stawia przed kobiecością inne zadania.

Kobiecość kształtuje się w domu rodzinnym

DEON.PL POLECA

Dobrze, gdy na małą dziewczynkę oczekuje się z radością, gdy jej przyjęciu nie towarzyszy sugestia, że byłoby większym szczęściem, gdyby urodziła się chłopcem. Epoka nadziei na chłopca - dziedzica i spadkobiercę, przy którym spędzi się starość - minęła. Nazwisko może obecnie dziedziczyć też kobieta.

Dziewczynka, a potem nastolatka uczy się, jak być kobietą od swej matki. Gdy tej nie ma, może ją w tej funkcji zastąpić starsza siostra lub babcia. Sporą rolę ma tu również do odegrania ojciec. Zauważyłem, że dziewczynki ubierają się, wykorzystując potencjał mamy, jej porady, stroje, dodatki, i naśladując ją, ale żeby dowiedzieć się, jak wyglądają, znacznie częściej przychodzą do ojca. Już jako przedszkolaki pytają: "Ładnie mi w tym? Ładnie wyglądam? Podoba ci się? A w którym ci się bardziej podoba?". I to od ojca córka powinna otrzymać odpowiedź, nie raz, ale wielokrotnie.

Mam za sobą takie osobiste doświadczenie. Otóż moja kilkuletnia wówczas córka dostała od kogoś z rodziny dziecięce pisemko, dosyć monotematyczne, prezentujące trzy prawie jednakowo wyglądające lalki, różniące się drobnymi szczegółami stroju, imitujące pewną "lalkę robiącą światową karierę". Na natarczywe pytania dziecka, która z tych jednakowych, a tylko przebranych i ufarbowanych lal podoba mi się najbardziej, w grubiański sposób stwierdziłem: "Żadna mi się nie podoba". Córka nie dawała jednak za wygraną mówiąc: "Ja wiem tatusiu, że żadna ci się nie podoba, ale wybierz z tych, które ci się nie podobają, taką, która podoba ci się najbardziej". To jedna z sytuacji, które uświadomiły mi, wagę mojej opinii dla kształtowania się świadomości młodej kobiety. W tym miejscu należałoby powiedzieć wszystkim ojcom, że to oni mają wpływ na budowanie poczucia własnej wartości swoich córek, wzmacnianie w nich kobiecości, dostrzeganie urody, która w nich jest. Jeśli pierwsza ikona męskości dla małej dziewczynki, ojciec, nie uczyni tego, co do niego należy, czyli nie poświęci córce uwagi i nie przekaże ważnej informacji zwrotnej, może nieświadomie skazać ją na ciągłe poszukiwanie męskiej akceptacji i na swoisty głód uznania.

Wprowadzenie w kobiecość to wysłanie już małej, pokwitającej dziewczynce komunikatu o wartości bycia kobietą, dobrze przyjęte i wewnątrzrodzinne świętowanie pierwszych oznak dojrzewania. Matka może przecież na okoliczność tego doświadczenia córki powiedzieć: "My to nie mamy łatwo... Całe życie musimy się męczyć" albo może wnieść "tort owulacyjny" z napisem "Witaj w Klubie", "Naszej kolejnej Damie" itp. To są z pozoru drobne, ale jakże istotne elementy kształtujące tożsamość i zachęcające do tego, by z radością wejść w rolę, zamiast przyjąć ją jako dopust Boży.

Umiejętności przydatne w życiu kobieta zdobywa w domu rodzinnym. Niekiedy jednak matka nie pozwala ich rozwijać. Zdarzyło mi się spotkać studentki, które nie umiały gotować, nie dlatego, że nie chciały się nauczyć, ale dlatego, że matki powstrzymywały je przed eksperymentowaniem w kuchni. Wietrzę za tym nie tyle chęć, by "dziecko" zajmowało się głównie nauką, ale lęk rodziców przed opuszczeniem domu, lęk separacyjny. Przecież jeśli dorosła córka, będzie umiała gotować i posiądzie przy okazji kilka innych umiejętności, odejdzie z domu. Nieumiejąca zawsze łatwiej przyjmie komunikat, że sobie sama nie poradzi. Zatem dobrze jest zadebiutować w domu rodzinnym plackami naleśnikowymi, ziemniaczanymi... żeby mama przez większość życia nie była niezbędna do przygotowania nawet prostego posiłku.

Oczywiście, w pokoleniu kobiet, które obecnie wzrastają, umiejętności te nie wydają się niezbędne, bowiem już w generacji osób w wieku średnim znam przedstawicieli diad małżeńskich, w których mężczyźni wygrali małżeński przetarg nieograniczony na gotowanie i zajmują się kuchnią. Jeden z moich znajomych piecze ciasta, a nawet torty, których nie powstydziłby się profesjonalny cukiernik. Niemniej doskonalenie się w umiejętnościach życia codziennego może przydać się młodej kobiecie. Wiem, że mężczyźni na ogół cenią sobie tę sferę życia. Stare polskie porzekadło głosi wszak, że "przez żołądek do serca...". W warunkach rodzinnych czymś pozytywnym jest zaangażowanie dziewczynki w przygotowanie posiłków czy świątecznych wypieków. Szkoda pozbawiać dziecka i nastolatki satysfakcji z pierwszych sukcesów kulinarnych. I wcale nie chodzi mi o wepchnięcie kobiety do kuchni i zatrudnienie jej tylko przy garach.

Kobieta pragnie żyć dla kogoś. Czuje się lepiej, gdy jest potrzebna, oddana i może się zaangażować. Znam kobiety, które nie gotują obiadu, jeśli miałby być to posiłek tylko dla nich. Kobieta nawet dziecko rodzi dla kogoś. Dość często w ludzkich narracjach pojawia się określenie: "urodziła mu dziecko". Nie sobie zatem, ale jemu: mężowi, ojcu. To ukazuje kobietę jako istotę ofiarną, szlachetną, skłonną do działania dla innych, częściej niż mężczyzna zresztą występującą w rolach zawodowych wymagających pracy z ludźmi i dla ludzi.

Kobiety były w przeszłości określane jako płeć słaba. Obecnie można niekiedy zakwestionować tę cechę. Niektóre ze znanych mi młodych kobiet uważają się za silne i żyją w sposób, który przynajmniej zewnętrznie nie wskazuje, że należą do słabszej części rodzaju ludzkiego. Widzę wokół młode, wykształcone i zaradne kobiety, zdobywające samodzielnie środki na utrzymanie, posiadające mieszkanie i samochód. Tak duża życiowa przedsiębiorczość może jednak mieć pewne mankamenty. Mężczyźni nie zawsze dobrze czują się przy samowystarczalnych i niezależnych niewiastach. Trudno zaimponować tak dobrze zorganizowanej przedstawicielce płci pięknej. Niektóre spośród nich głoszą wprost, że nie lubią przebywać w towarzystwie słabych mężczyzn. A męskich Herkulesów nie mogą z kolei odnaleźć.

Piękno jest to wymiar dla kobiety bardzo istotny. Od niego uzależnia często poczucie własnej wartości. Ważna jest dla niej estetyka, którą pragnie odkrywać w sobie oraz w rzeczywistości, którą tworzy wokół siebie. Zawsze, gdy myślę o wyczuciu piękna przedstawicieli dwojga płci, przypomina mi się wizyta w dwóch pokojach pewnego akademika, którą miałem okazję kiedyś odbyć. Pierwszy należał do dwóch młodych mężczyzn, drugi zajmowały ich koleżanki z roku. Jakże odmienne to były pokoje. Architektura wnętrza była wprawdzie jednakowa, ale poziom estetyki mocno zróżnicowany. Mężczyźni nie należeli do niechlujnych, niemniej ich porządek "nie umywał" się nawet do pokoju dziewczyńskiego. To nie jest oczywiście zasada, ale prawidłowość występująca dość często.

Kobiecość jawi się jako wrażliwsza część ludzkiego świata. W modelu wychowawczym dziewczęcym uczuciom poświęca się znacznie więcej uwagi. Matka z córką chętniej rozmawiają o ich przeżywaniu. Kobieta ma prawo wyrazić je poprzez łzy bez groźby narażenia się na drwiny. Jej bowiem wolno płakać, bez względu na wiek. Tym sposobem staje się świadoma swojej wrażliwości i w relacji z mężczyzną może być ekspertem od świata uczuć. W związku z tym, jej rolą jest zadbać o rozwój męskiej wrażliwości, o szacunek dla jego wzruszeń i łez. Mężczyzna wszak ma śluzówki o tej samej wielkości. Niekoniecznie musi reagować jak opisywana bohaterka tekstu z książki o rodzicielskiej nadopiekuńczości, która mówi: "A potem się rozpłakał. Wywracało mi się w żołądku, chciałam wrzasnąć: Bądź mężczyzną! Nie mogłam się doczekać kiedy odejdzie". To głębsze podejście do przeżywania przydaje się kobiecie w życiu rodzinnym. Ona bowiem w dużym stopniu odpowiada za klimat domu. Dom "o ciepłych ścianach" jest jej dziełem. Kobiecy świat uczuć kształtuje wzorce zachowań w tej sferze u pozostałych członków rodziny.

Żona

Kobiecość zmienia się w sposób nieznany wcześniejszym pokoleniom. Współczesna kobieta poszukuje swojego miejsca, negocjuje z mężem nowy styl życia, podział obowiązków domowych itp. Ustalają wspólnie normy i zakresy przyjmowanej odpowiedzialności. Dzieje się to w sposób płynny, ale bywa również źródłem konfliktów. Ostatnie dekady przyniosły zmianę związaną z rolami społecznymi. Dawniej oczekiwano, że kobieta zajmie się mężem i dziećmi, rezygnując z kariery i rozwoju zawodowego. Obecnie nie jest to już oczywiste. Często dobrze przygotowana zawodowo kobieta, realizuje się w pracy, która ją satysfakcjonuje, zasila budżet rodzinny swoim wynagrodzeniem, które jest niekiedy tej samej wysokości, co pensja męża. Zdarza się nawet, że kobieta zarabia więcej niż wybranek.

Żona to partnerka męża. Ślubuje mu miłość, wierność i trwanie wspólne po kres ziemskich dni. Spytałem w ostatnich tygodniach w kilku grupach młodych kobiet, jak rozumieją to ślubowanie. Niektóre mówiły mi, że słowo "ślubuję" powinno zostać zastąpione jakimś określeniem typu: "przyrzekam postarać się" czy "będę czyniła wysiłki" lub też "będę pielęgnowała miłość". Moje rozmówczynie najczęściej tę ślubowaną miłość interpretowały jako uczucie. A że afektywność człowieka jest zmienna i nietrwała, sugerowały dokonanie modyfikacji uwzględniającej słabość człowieka i fluktuację uczuć. Zastanawialiśmy się, jaką miłość przyrzekają sobie wobec Stwórcy mąż i żona. I w tych dysputach, z mniejszym czy większym trudem, dochodziliśmy do zgody, że małżonkowie nie deklarują postawy afektywnej, której nie są pewni - bo być nie mogą - ale mówią o woli, przyrzekają wierność podjętej decyzji i ślubują postawę miłości.

Kobieta zawiera związek, ponieważ kocha mężczyznę. Poprzez małżeństwo pragnie uzyskać szansę zbudowania możliwie największej bliskości z drugim człowiekiem, w zakresie duchowym, psychicznym i fizycznym. W zależności od swej dojrzałości -podobnie zresztą jak i jej małżonek - akcentuje bardziej jeden z tych wymiarów. Małżeństwo daje jej poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. To mocno sobie ceni. Co interesujące, kobiety mają mniejsze wątpliwości i - jak sądzę - mniejszy lęk przy podejmowaniu decyzji o powierzeniu swojego życia drugiemu człowiekowi. My, mężczyźni, deliberujemy dłużej.

Małżeństwo nie jest dla kobiety konsekwencją miłości, ale okazją do niej. Związek zaspokaja potrzeby emocjonalne kobiety. W dobrze rozwijającej się driadzie ma szansę na realizację siebie we wszystkich zakresach. Obecnie kobieta lepiej rozumie swoją seksualność. Głębiej - jak się wydaje - niż poprzedniczki w minionych pokoleniach zna swoje ciało i jego reakcje. Znacznie większy jest dostęp do wiedzy w tym zakresie. Nie zawsze korzysta z dobrodziejstwa wynikającego z naturalnego rytmu płodności, ale na ogół ma okazję, żeby się z nim zapoznać. Dzieje się to przy okazji kursów przygotowujących do małżeństwa. Łatwiej jej wejść na drogę naturalnego gospodarowania płodnością, jeśli uzyskuje wsparcie i współpracę ze strony swego małżonka.

Matka

Choć macierzyństwo stanowi dla niej formę realizacji siebie, przygodę uczuciową i sposób wypełnienia roli życiowej, współczesnej kobiecie niełatwo jest się na nie zdecydować. Przekazy kultury i trudniej osiągalna dojrzałość ekonomiczna odstręczają od niego. Jednak w kobiecie żyjącej w związku małżeńskim szybciej niż w jej mężu rodzi się pragnienie rozszerzenia wspólnoty, podzielenia się miłością. Ona chce mieć dziecko. Widzi je u przyjaciółki, zachwyca ją klimat macierzyństwa i fascynuje samo maleństwo. Wówczas podejmuje temat z mężem. Niekiedy jest on w ogóle nieprzedyskutowany, a życie samo pisze własny scenariusz. Dziecko pojawia się bez planu, z zaskoczenia. I dzięki Bogu, na ogół jest przyjęte - nawet po okresie pewnego dyskomfortu - z radością. Matka obdarza je miłością bez warunków.

Pojawienie się pierwszego dziecka stanowi znaczącą zmianę jakościową. Z partnerki swojego męża kobieta przechodzi w rolę matki. To zmienia ją i mocno przeobraża świat przeżywanych uczuć. Jako matka w naturalny sposób oddaje się noworodkowi na wyłączność. Więź pomiędzy matką a dzieckiem ma charakter niezwykle silny. W okresie prenatalnym i w pierwszych miesiącach życia jest ona symbiotyczna. Dla większości kobiet pojawienie się dziecka to najważniejsze wydarzenie w życiu. Łatwo im przyzwyczaić się do myślenia o dziecku w kategoriach całkowitej odpowiedzialności za nie. Miarą optymalnego macierzyństwa jest jednak trzymanie dziecka blisko siebie, gdy jest na to czas i zdobycie się na odwagę pozwolenia mu na stopniowe odchodzenie. Ojciec uosabia w rodzinie autorytet, matka miłość, wspólnie natomiast tworzą dziecku klimat bezpieczeństwa.

W tej fazie życia, na nowo z mężem, a teraz już także ojcem dziecka negocjują podział obowiązków, ustalają poziom bliskości i dystansu. Matka pragnie być blisko dziecka, ale potrzebuje też wsparcia i uczestnictwa ze strony mężczyzny. Pragnie czułości i opieki. Znajduje się w sytuacji nowej wobec męża, który może czuć się odsunięty. Dobre jest odciążanie młodej matki i uwalnianie jej z tej dwudziestoczterogodzinnej służby przez umożliwienie jej wyjścia z domu, początkowo - choćby jednego popołudnia w tygodniu, tak by mogła na chwilę oderwać się od fascynującego, ale jednostajnego trybu funkcjonowania.

Współczesna kobieta pragnie być żoną i matką oraz nie zrywać związków z pracą. Zgrabne połączenie tych ról nie jest jednak łatwe. Doba ma niezmienną liczbę godzin, a ilość obowiązków wzrasta. Tempo życia jest duże. Rosną także nieustannie wymagania pracodawców. Jeśli po urodzeniu kobieta wycofuje się z pracy zawodowej, czyni to na ogół na krótki czas. Potem korzysta z pomocy męża, kobiet z rodziny i - coraz częściej - płatnej opiekunki. Ponadto dosyć szybko powraca do pracy. Często ponownie rozpoczyna działalność zawodową nie z potrzeby, lecz z lęku, by nie utracić pracy. Niekiedy nie wykorzystuje w pełni przysługującego jej urlopu wychowawczego. Jeżeli mąż pracującej żony nie przyjmuje części odpowiedzialności za funkcjonowanie domu, kobieta czuje się przeciążona.

Znam również kobiety wyłączające się z działalności zawodowej na okres, dopóki nie odchowają swych dzieci, czy w ogóle rezygnujące z pracy, by w pełni zaangażować się w sprawy rodziny. Gdy nieopatrznie spytałem matkę trojga dzieci, czym się zajmuje, spojrzała na mnie ze zdziwieniem, pytając: "A to, co robię, nie wystarcza?". Po czym opowiedziała swoją własną wizję podejmowania najważniejszej inwestycji życiowej, czyli wychowania potomstwa.

Współczesność daje nam przykłady heroizmu kobiety. Miałem okazję obserwować sytuację, gdy młoda matka nie mogła znaleźć pracy w zawodzie, do którego była przygotowana. Zatem przyjęła zatrudnienie w godzinach popołudniowych. Podobnie pracował jej mąż. Małżeństwo miało rezolutną córeczkę w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Wydawało się, że dziecko dobrze sobie radzi. Praca była dla rodziców ważna. Potrzebowali pieniędzy na zakup planowanego mieszkania. A zdolność kredytowa zależy od wysokości poborów. Zatem sytuacja jak u wielu rodzin na tym etapie życia. Młodzi rodzice przebywali w pracy, a dla dziecka byli w każdej chwili dostępni "pod telefonem". Wszystko pozornie układało się dobrze. Aby zwiększyć możliwość kontaktu z córką, ojciec zainstalował w domu sieć komputerową, żeby mogli kontaktować się jeszcze w jeden, dodatkowy sposób. Po jakimś czasie ojciec przyniósł do domu wydruk rozmów z córką prowadzonych poprzez pocztę elektroniczną (e-mailem). Wraz z żoną wczytali się w ich treść. Wynikało z niej poczucie osamotnienia dziecka. Tego wieczoru wspólnie sobie popłakali. Kilka dni później matka zrezygnowała z pracy.

Dla mnie jest to piękna historia, świadcząca o dojrzałości małżonków, których stać było na niełatwy, ale ważny dla dziecka gest. Córka otrzymała istotny komunikat, że w trudnej sytuacji nie jest zdana sama na siebie, ale może liczyć na rodziców.

Wyjście do pracy czy inne, alternatywne formy realizacji siebie są również matce potrzebne. Jest to element długotrwałego procesu uczenia się, nabywania wiary, w którym matka zdobywa przekonanie, że dziecko poradzi sobie bez jej pomocy. Ten etap nie odnosi się do czasu, gdy dziecko jest niemowlęciem. Następuje stopniowo, w taki sposób, że matka zwalnia uścisk, w którym trzymała dotąd dziecko i oddala się, by z dystansu obserwować, jak ono radzi sobie samo6. Macierzyństwo ma wiele, niekiedy trudnych, aspektów. Kobieta musi dbać o więź z mężem, by relacja z dzieckiem nie zajęła dominującej pozycji, otrząsać się z postawy nadmiernej opiekuńczości, przygotowywać dzieci do wyjścia w świat, do innych ludzi, nie wiążąc ich emocjonalnie.

Współczesna kobieta tak jak wiele przedstawicielek minionych pokoleń pragnie realizować się w rodzinie. W ten sposób kroczy jedną z podstawowych dróg wyborów życiowych. To, co obecnie stanowi dla niej realną trudność, to ambiwalencja ról, które podejmuje. Z jednej bowiem strony pociągające jest być żoną i matką, z drugiej natomiast wiele dobra może też osiągnąć, realizując się zawodowo. Zadania stojące przed nią nie są łatwe, ale stanowią fascynujące wyzwania natury i kultury.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To jest męski punkt widzenia...
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.