Centrum człowieka
Szkarłatna Tajemnico wszech rzeczy - mówi Kościół w hymnie Gertrudy von Le Fort - Serce samotne, Serce wszechwiedzące, Serce świat zwyciężające.
Serce jest to - jak czytamy w rozmowach metafizycznych Hedwig Conrad-Martius -"centrum człowieka, w którym cała jego istota, jaka się rodzi, rozwija i rozprzestrzenia w duszy, ciele i umyśle, zostaje ponownie zebrana i ujęta w jedno; w którym jest ona jakby związana w jeden węzeł i osadzona, w którym zbiegają się wszystkie «strumyki krwi», wszystkie drogi osobistego życia, aby stamtąd znowu się rozchodzić. Człowiek jako całość, w sposób całkowicie osobisty, nie może powiedzieć, zechcieć i uczynić niczego, co nie pochodziłoby z tego centrum jego samego, w którym właśnie cała jego istota jest zebrana w jedno. Wszystko inne jest puste, pozbawione substancji i w sensie osobowym nieistotne".
Sercem nazywamy więc jedność w wielorakości człowieka, tę ostateczną podstawę jego istoty, z której wychodzi on w wielorakość swych myśli i czynów, z której rozwija się to wszystko, czym on jest i co czyni i w której wszystko to było początkowo jednością, wychodząc pozostaje jednością i w końcu znowu jednością się staje. Nazywamy tym słowem wewnętrzną podstawę ludzkiej istoty, w której człowiek wszystko swoje ma w jednym, w której jest samym sobą. Serce jest niepowtarzalnością, czyli jedynością człowieka, jego jednością, jego intymnością, jego samotnością. A ta jedyność serca odsłania się i przesłania zarazem we wszystkim, czym człowiek poza tym jeszcze jest i co czyni. Nie byłoby całej wielorakości człowieka w byciu i działaniu, gdyby nie wykwitała ona -jak z żywego podłoża - z ludzkiego serca. Jednocześnie przesłania ona owo ukryte podłoże, ponieważ jego wody nigdy nie występują w pełni na tę powierzchnię, którą na co dzień nazywamy naturą i zachowaniem człowieka.
Serce jest niepowtarzalną tożsamością człowieka. Ale właśnie dlatego człowiek jest zawsze sam i samotny - w sensie, jaki tym słowom nadaje codzienność, język zgiełkliwego targowiska, który już nawet nie przeczuwa, jakie głębie ukryte są w ludzkich słowach. Tam bowiem, gdzie człowiek jest całkowicie i niepowtarzalnie sobą samym i swoim niepowtarzalnym losem, tam, gdzie nie może już siebie i swego dzieła wynosić w kawałkach na targ codzienności, a więc tam, gdzie jest on swoim sercem - tam jest człowiek z tą jedynością swego istnienia i życia również sam i samotny. Sam, ponieważ serce, to niepowtarzalne, nie jest nigdy pojęciem rodzajowym, nie jest nigdy monetą, co może przechodzić przez wiele rąk, lecz zawsze należy tylko do siebie samego i do Boga, który je stworzył. I dlatego tylko serce jest wiedzące wszystko w jednym, jedynie wiedzące. Bo cokolwiek człowiek wie, wie tylko dlatego, że należy to do sfery jego własnego bytu, w którą emanuje on wielorakość swego życia, czyli do świata, albo że jest to tajemnicą jego jedynego w sobie serca, czyli Bogiem. I dlatego wszelka wiedza głęboka, rozległa i pełna, będąca czymś więcej niż sumą obojętnych wiadomości, jest wiedzą serca, przeżytą i przecierpianą wiedzą tego centrum człowieka, w którym duch i ciało, światłość i miłość zamieszkują wspólnie i nierozdzielnie w jednej przestrzeni.
Serce w swojej jedyności wszystko, co wie, wie w jednym, ponieważ posiada samo siebie. Ale czym jest to jedyne, jedynie wiedzące ludzkie serce - serce, które skupia w sobie świat, które jest tajemniczym podłożem człowieka i wszystkich jego czynów? Czy jest to coś zniszczalnego, czy trwałego? Cień czy rzeczywistość, śmierć czy życie? Czy ostatecznym doświadczeniem z około tysiąca miejsc Pisma, które mówią o sercu, jest gorzka prawda Eklezjastesa (7, 4): Cor sapientium, ubi tristitia est, et cor stultorum, ubi laetitia (Serce mędrców jest w domu żałoby, a serce głupców w domu wesela) - czy też wiara Piotra (2 P 1, 19), że w sercu wschodzi gwiazda polarna i trwa wieczna radość pokoju? Kiedy człowiek skupia się cały w swoim sercu, kiedy całe jego bycie i działanie powraca z rozproszenia w to jedno podłoże, które nazywamy sercem, co się tam wtedy dzieje? Czego doświadcza człowiek, doświadczając w sercu, co ma na własność, czym właściwie jest? Czy to podłoże jest nicością, czy pełnią? Czy pełnia i rzeczywistość zawiera się tylko w wielorakości i czy jedyność jest tylko żałosnym osamotnieniem? Czy to jedyne serce graniczy z nieskończonością, czy też jako kres wszystkich rzeczy i rzeczywistości jest ono miejscem, w którym jedyność przychodzi do siebie samej, aby wsiąknąć we własną skończoność i popaść w rozpacz? Czy serce oznacza ujście wszystkich strumieni naszego istnienia w morze nieskończoności, czy też jest bramą, przez którą cała śmiertelna rzeczywistość przechodzi, znużona, ku śmierci, co trwa? Czy skupienie całej naszej rzeczywistości w sercu jest końcem złudzenia, jako-byśmy byli czymś, ponieważ wielorakość nie skupiona w jedno nie pozwala dostrzec, że jej wewnętrzną sumą jest nicość? Czy nie jest tak, że człowiek już w doświadczeniu dnia codziennego może się wydawać tym ciaśniejszy i bardziej pusty, im więcej jest skupiony, tym zaś bogatszy, im bardziej jego uwaga jest rozproszona i skierowana na zewnątrz? Czy nie wygląda to tak: kto posiada siebie, ten ma właśnie tylko siebie, inne zaś rzeczy ten tylko może posiadać, kto się w nich zatraci? Czy zatem skupienie się na samym tylko sercu nie jest rozproszeniem całej reszty rzeczywistości, a rozproszenie się w tej całej reszcie czy nie jest jedynym możliwym skupieniem się na niej? Może więc jedyność nie istnieje, jeśli zaś istnieje, to jest to tylko jedyność pustego serca? Tutaj zatem tkwi największa bieda, najgłębsze utrapienie: oto ludzkie serce, skończone centrum świata, wydaje się być tylko miejscem, gdzie własne ubóstwo człowieka popada w przerażenie nad sobą samym i gdzie w najlepszym razie ujawniona zostaje skończoność wszystkich rzeczy, które nigdy nie mogą być wszystkim w jednym. Czy powinniśmy swoje serce kochać i szukać go, bo tylko w ten sposób jesteśmy u siebie, czy też je nienawidzić i uciekać od niego, bo w swoim podłożu posiadamy tylko znikomość swej własnej natury?
Odpowiedź nasuwa nam się bardzo łatwo. Może nawet byłoby lepiej, gdybyśmy jej tak nie mieli na podorędziu. Mówimy: Bóg. Oczywiście, to jest odpowiedź, i to nawet cała - zakładając tylko, że ją rozumiemy. Tak, to On jest tym jedynym, które jest pełnią a nie pustką, życiem a nie śmiercią. On jest centrum, sercem świata, gdzie cała rzeczywistość jest skupiona, a przecież nie stłoczona w ponurej ciasnocie; otchłannym mrocznym łonem, w którym jednak wszystko jaśnieje, jednością, co nie jest okupiona negacją. Z Jego wzgórz wszystkie wody spływają odwiecznie w dolinę naszej przyziemności, a ich źródła wiecznie pozostają pełne. On jest sercem całej rzeczywistości, wszech-jedyną głębią wszystkich rzeczy, która stoi ponad całą wielorakością i całym rozproszeniem i nie potrzebuje być wieloraka, aby być wszystkim. Może On bowiem być jednym, nie będąc jednostronnym, może być wszystkim, nie będąc pospolitym.
Ale czy w ten sposób znaleźliśmy już odpowiedź dla udręczonego serca? Czy mówiąc "Bóg", nazwaliśmy już to, co jest sercem naszego serca? Czy powiedzieliśmy już przez to, że również jedyność naszego serca jest pełnią, a nie pustką, rzeczywistością, a nie desperacką samotnością? Że głęboka wszechwiedza naszego serca zawiera w sobie to co nieskończone, a nie naszą marność? A może właśnie ta pochopnie rzucona odpowiedź wtrąca nasze serce, to centrum naszego istnienia, w najwyższe niebezpieczeństwo? Bo jeśli On jest sercem naszego serca, to czy udręka tego naszego serca zostaje zażegnana, czy też dopiero jawi się w całej swojej wyrazistości?
W duchu mądrości tego świata tak łatwo ogłaszamy Boga sercem naszego serca i sądzimy, iż powiedzieliśmy przez to, że mamy w sobie pełną jedność i jedną pełnię, która wypełnia naszą pustą jedyność, nie musząc przechodzić w całkowite rozproszenie. Ale nawet kiedy mówimy, że Bóg jest tajemnicą naszego życia, ukojeniem jego udręki, to jeśli się dobrze nad tym zastanowimy, ogarnia nas lęk i drżenie na myśl, że może On być centrum naszego centrum. Bo czyż nie On sam tylko może znieść swoją nieskończoność, w której wszystko jest tym samym? On jest zawsze wszystkim w każdym ze swych przymiotów i w każdym ze swych czynów. We wszystkim, czym jest i co czyni, ma cale swoje serce, tak że wszystko w Nim jest jednocześnie bogate i głębokie.
Ale gdy tak właśnie przychodzi do nas? Wtedy również w nas jest wszystkim we wszystkim. Nie potrzebuje się troszczyć o to, aby piorun Jego wszechmocy, uderzając w nasze życie, był dla niego również łagodnym światłem Jego mądrości. Może całe swoje istnienie przelać w swoją moc, a przecież Jego wody znikąd nie odpłyną i nie pozostawią wolnym nic, czego nie wypełniałby On swoją rzeczywistością. Może przyjść do nas jako nieubłagany Sędzia, a i tak wydany przezeń wyrok wiecznego potępienia będzie dla Jego ucha głosem radości wysławiającym Jego niezmierzoną dobroć.
Ale dla nas i dla naszej ciasnoty to właśnie jest straszne i przerażające i sprawia, że cała nasza skończoność pęka w szwach. On jest zawsze sobą całym, jakkolwiek z nami postępuje: czy nas kocha, czy przechodzi obok nas, czy objawia nam swoją potęgę, czy dobroć, sprawiedliwość czy miłosierdzie. Ale właśnie dlatego, że jest On i pozostaje jedną, wszech-jedną nieskończonością wszelkiego istnienia, jakkolwiek by się w nas objawiał, nie wiemy, odwołując się do tej Jego wszechjedynej nieskończoności, jaki On dla nas jest. Ogłaszając Go śmiało sercem naszego serca, nie wiemy, czy tym sercem naszego serca staje się sąd, czy łaska. Chcąc wstawić Jego serce do trudnego rachunku naszego serca, aby on się zgodził, wpisujemy zagadkową liczbę Jego wieloznacznej nieskończoności i wtedy rachunek naszego serca staje się tym bardziej nierozwiązalną zagadką. On ma być centrum naszego serca i dlatego ma sam darować nam siebie. Daje sercu swoją wewnętrzną, ale wieloznaczną nieskończoność i przez to rozsadza całą strukturę naszej skończoności, staje się zagrożeniem naszego życia, pozbawia nas wszelkiego poczucia bezpieczeństwa.
Filozofowie wiedzą o Bogu tyle tylko, że Go nie znamy i że powinniśmy nazywać szczęśliwym tego, komu rozbłyśnie światło Jego Ducha. Jeśli mówią, że wiedzą o Nim coś więcej, to kłamią. Nie mogą bowiem wiedzieć, czy On nas mocą łaski kocha, czy też mocą sprawiedliwego wyroku nienawidzi. A co o Nim wiemy, jeśli tego nie wiemy? Jakże bezsensowną byłoby rzeczą rozmyślać o Nim i wyliczać Jego przymioty, gdybyśmy nie wiedzieli, czy spadną one na nas jak niszczący piorun, czy jak błogosławiona rosa. Cała mądrość świata tego nie wie. Nigdy bowiem nie wiedziała ona o Bożych wyrokach, którym wszyscy podlegamy. A bez tego cała prawda pozostaje tragiczną naiwnością albo złością.
Centrum naszego serca musi być Bóg, serce świata musi być sercem naszego serca. Musi On nam podarować swoje serce, aby nasze serce stało się spokojne. Musi to być Jego serce. Ale nie może to być serce obejmujące wszystko i każdą rzecz w niezgłębionej jedności. Sercem naszej istoty musi On uczynić serce będące rzeczywiście sercem nieskończonego Boga, ale które przy tym nie jest wszystkim, które oznacza tylko jedno, jest podłożem tylko czegoś jednego. By nas opuścił śmiertelny przestrach w obliczu Jego wieloznacznej nieskończoności, musi On sprawić, aby Jego serce stało się skończone, aby się stało jednoznacznością, która jest naszym życiem, aby weszło w naszą ciasnotę, tak by mogło być centrum naszego życia, nie niszcząc ciasnego domu naszej skończoności, która jest jedynym dostępnym nam mieszkaniem.
I uczynił to. A Jego serce zwie się sercem Jezusa Chrystusa. Jest to serce skończone, a przecież serce Boga. Kiedy ono nas kocha i przez to staje się centrum naszego serca, cała serdeczna udręka jest nam odjęta. Jego serce jest bowiem sercem Boga, ale nie ma w sobie przerażającej wieloznaczności, której źródłem jest Boża nieskończoność. Z tego serca wypłynęły słowa człowiecze, słowa serdeczne, słowa Boga, które jednak mają jeden tylko sens - sens uszczęśliwiający. W tym sercu nasze serce staje się spokojne. Kiedy ono nas kocha, to wiemy, że miłość takiego serca jest tylko miłością i niczym więcej.
W nim zagadkowa tajemnica serca świata, którym jest Bóg, staje się tajemnicą wszystkich rzeczy mówiącą, że Bóg umiłował świat w jego zagubieniu. Tylko w tym sercu wiemy, kim Bóg chce dla nas być, tylko w nim zagadka, do której prowadzi cała mądrość świata, przemienia się w uszczęśliwiającą tajemnicę miłości. W nim serce nasze staje się prawdziwie wiedzące, wie bowiem to jedno, bez czego cała wiedza jest tylko próżnością i udręką ducha, a całe doświadczenie naszego serca rodzi tylko rozpacz; wie, że jest zjednoczone z tym sercem Boga, w którym nawet złodzieje i mordercy znajdują przebaczenie, z tym sercem, w którym nasze najciemniejsze noce stają się dniem, bo ono je z nami dźwiga, z tym sercem, w którym wszystko przemienia się w jedną miłość. Jeśli ono jest naszym sercem, to nasza wielorakość może wejść w Bożą wszechjedyność i nie spalić się w niej. W nim nasze rozproszenie może się przemienić w skupienie, nie stając się ciasnym, nasze serce może wypłynąć w przestwory świata, nie gubiąc się w nich. Serce Jezusa jest sercem Boga w świecie. Jedynie w nim świat może odnaleźć swego Boga jako swoją błogosławioną Tajemnicę, w której Bóg staje się sercem naszego serca, w której nasza istota znajduje swoje centrum: jedno i wszechogarniające zarazem.
Skomentuj artykuł