Sobór Watykański III?
Pierwszy wniosek jaki się nasuwa po lekturze (nawet pobieżnej) Instrumentum to świadomość jakiejś bezdennej przepaści między codziennym życiem zdecydowanej większości ochrzczonych a doktryną Kościoła. To właściwie dotyczy wszystkich omawianych aspektów życia chrześcijańskich rodzin. Czytając poszczególne punkty pogłębiała się we mnie świadomość jakiejś niewyobrażalnej klęski misji Kościoła.
Pod koniec czerwca Stolica Apostolska opublikowała Instrumentum laboris - dokument przygotowujący Nadzwyczajny Synod Biskupów w 2014 oraz Synod Biskupów w 1015. Można powiedzieć, że szykuje nam się "Vaticanum III". Na samym początku autorzy dokumentu zaznaczyli, że chodzi o ustalenie strategii duszpasterskiej wobec wyzwań, przed którymi stoi wspólnota rzymskokatolicka.
Oś dokumentu stanowi osiem tematów, które znalazły się w kwestionariuszu Franciszka rozesłanym do wszystkich episkopatów świata. Pytania to zostały także opublikowane przez DEON i były przedmiotem dyskusji w wielu środowiskach katolików zaangażowanych w życie Kościoła.
Dokument noszący (przyznać trzeba, że nieco przydługi) tytuł Wezwania duszpasterskie odnośnie rodziny w kontekście ewangelizacji podzielony jest na trzy części. Pierwsza dotyczy problemu komunikowania ewangelii rodziny dzisiaj, druga poświecona jest duszpasterstwu rodzin wobec nowych wyzwań, zaś trzecia koncentruje się na kwestii otwartości na życie.
Pierwszy wniosek jaki się nasuwa po lekturze (nawet pobieżnej) Instrumentum to świadomość jakiejś bezdennej przepaści między codziennym życiem zdecydowanej większości ochrzczonych a doktryną Kościoła. To właściwie dotyczy wszystkich omawianych aspektów życia chrześcijańskich rodzin. Czytając poszczególne punkty pogłębiała się we mnie świadomość jakiejś niewyobrażalnej klęski misji Kościoła. Wydaje się, że przyczyny takiego stanu rzeczy są wielorakie.
Przede wszystkim brak autentycznego doświadczenia chrześcijańskiego, osobistego spotkania z Jezusem Chrystusem. Takie stwierdzenie każe nam przemyśleć i jakość naszej katechezy, i jakość naszego życia parafialnego, i jakość naszej liturgii. Zresztą, w dokumencie do tych dwóch pierwszych wątków będzie się wracało po wielokroć.
Na ten brak nakładają się także czynniki kulturowe, które utrudniają misję ewangelizacyjną Kościoła. W pierwszej części, jako najpoważniejsza bariera, zostaje wymieniona erozja pojęcia prawa naturalnego. To prawo w dzisiejszej kulturze albo jest problematyczne albo niezrozumiałe. Przyczynił się do tego rozwój nauk ścisłych, które rzuciły wezwanie samemu pojęciu natura. Nie wolno zapomnieć o zauważalnej redukcji praw człowieka do praw podmiotu samoustalającego się (indywidualizm). Wspomniana zostaje także (a jakże) teoria gender rozumiana jako pogląd, który powstanie płci tłumaczy uwarunkowaniami społecznymi, kulturowymi czy osobistymi decyzjami podmiotu, ale niekoniecznie wiąże tę płeć z biologią.
To wszystko prowadzi do sytuacji, w której współczesna kultura neguje uniwersalność prawa naturalnego, gdyż brakuje punktu odniesienia, który byłby wspólny dla wszystkich. Po prostu brakuje natury!
Tutaj na marginesie należałoby poczynić jedną uwagę. Dostrzeżenie kryzysu pojęcia prawa naturalnego nie jest nowością w Kościele. Już w 2008 roku Międzynarodowa Komisja Teologiczna przygotowała dokument (w języku polskim opublikowany w 2010 roku) W poszukiwaniu etyki uniwersalnej: nowe spojrzenie na prawo naturalne.
Ta troska Kościoła o właściwe rozumienie prawa naturalnego "nie jest obroną jakiegoś abstrakcyjnego pojęcia filozoficznego ile podkreśleniem koniecznego związku jaki Ewangelia ustanawia z tym, co ludzkie" (pkt 20). Wygląda to trochę tak jakby z erozją pojęcia prawa naturalnego Kościół tracił to, co w starożytności nazywano praeparatio evangelica filosofica, a co ułatwiało zrozumienie orędzia chrześcijańskiego przez pogan, zwłaszcza na płaszczyźnie moralnej.
Jedną z konsekwencji utraty świadomości istnienia prawa naturalnego jest "uprywatnienie" małżeństwa i rodziny. Polega to na tym, że państwo uchyla się od wspierania małżeństwa i rodziny (widząc w tym prywatny wybór swoich obywateli), zaś same małżeństwa i rodziny wycofują się z przestrzeni publicznej na państwo (czyli anonimowe struktury) cedując swoje powinności (jak chociażby wychowanie dzieci).
Dokument Stolicy Apostolskiej w kilku miejscach postuluje znalezienie nowego języka, który pozwoliłby przekazać współczesnemu człowiekowi Ewangelię rodziny. Czy ten postulat wypełnić ma posługiwanie się obrazem Świętej Rodziny z Nazaretu? Odnoszę jednak wrażenie, że to przywoływanie rodziny nazaretańskiej może narazić Kościół na zarzut, że trzymając się prawa naturalnego szuka jakiejś jego konkretyzacji historycznej. Nie żebym nie wierzył w Świętą Rodziną. Wydaje mi się tylko, że dane historyczne są tak znikome, że budowanie na tym jakiejkolwiek duchowości małżeńskiej czy też rodzinnej naraża Kościół na zarzut, że ucieleśnia w ten sposób prawdy prawa naturalnego. Jak to powiedział kiedyś jeden z teologów (co prawda odnosząc się do innej historii): trudno nie przyznać, że czynnik teologiczny (w tym wypadku filozoficzny) zdominował czynnik historyczny.
Jeśli w pierwszej części najwięcej miejsca zajmuje właśnie kwestia dekadencji pojęcia prawa naturalnego to w drugiej części omawia się przede wszystkim kryzys rodziny. Przestała ona być środowiskiem wiary. Zanika w niej doświadczenie miłości ojcowskiej (bo kryzys przeżywa postać ojca), wrażliwość na życie. Poddana została mentalności konsumpcyjnej, w której mieć usidliło być. Prawo cywilne faworyzuje indywiduum a nie wspólnotę. Prowadzi to do rzeczywistej redefinicji małżeństwa. Hasła, które wywołują przygnębiający krajobraz egoizmu i duchowej pustyni.
W dodatku Kościół jest świadomy, że w tym kryzysie umęczonej rodziny (i małżeństwa) najczęściej postrzegany jest jako wspólnota wyłączająca a nie jako wspólnota, która towarzyszy i wspiera. To w tej części (jakkolwiek przy omawianiu kwestii związków osób tej samej płci) padną słowa, które wyrażają całą dramaturgię obecności (i misji) Kościoła w dzisiejszym świecie: jak pozostać wiernym Magisterium (w tym całej Tradycji) a zarazem okazać miłosierdzie i towarzyszyć człowiekowi XXI wieku?
Być może jednym z pierwszych efektów postulatu odnowienia języka teologicznego, duszpasterskiego jest dosyć serdeczne i ciepłe odniesienie się do osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Otóż w punkcie 80 czytamy, że kryją się nich pokłady wielkiego cierpienia i świadectwa szczerej miłości. Zważywszy, że pierwsze pozytywne odniesienie się do tych osób mamy dopiero w Familiaris consortio (Adhortacja Apostolska świętego Jana Pawła II z 1981) trzeba przyznać, że postęp jest imponujący. Jak na Kościół! Autorzy Instrumentum wyrażają życzenie, aby Kościół zechciał wyposażyć się w narzędzia duszpasterskie, które pozwolą tym osobom, żyjącym w związkach nieregularnych, okazywać więcej miłosierdzia, wyrozumienia i łaskawości.
Czytając te refleksje światowego episkopatu nie sposób umknąć pytaniu ku czemu ma to prowadzić. Do legitymizacji drugich związków? Do życia po chrześcijańsku na miarę możliwości? Być może pomocne byłoby tutaj odniesienie się do prawosławnej kategorii ekonomii zbawienia, do której w swoich najnowszych książkach Miłosierdzie i Ewangelia rodziny odwołuje się kardynał Kasper. To wymagałoby osobnej refleksji, ale mam nieodparte wrażenie, że tam gdzie tradycja prawosławna mówi o ekonomii tam Kościół katolicki mówi o towarzyszeniu. I ponownie wraca kwestia zachowania stosownej równowagi między miłosiernym przyjęciem człowieka a służeniem mu pomocą w osiąganiu autentycznej dojrzałości ludzkiej i chrześcijańskiej. Doskonale sobie zdajemy sprawę, że tej dojrzałości nie sposób osiągnąć bez stawiania wymagań!
Jaką formę to towarzyszenie musiałoby przyjąć skoro dokument wprost mówi o klęsce tych wszystkich programów katechetycznych, które miały objąć rodziców dzieci pierwszokomunijnych, młodzieży do bierzmowania czy też narzeczonych przygotowujących się do małżeństwa. Przytłaczająca większość z nich, po uzyskaniu celu, odchodzi z życia parafialnego.
Mówiąc o osobach żyjących w związkach niesakramentalnych nie wolno zapominać o tych, którzy, mimo opuszczenia, dochowują wierności węzłowi małżeńskiemu. Co ciekawe, dokument Stolicy Apostolskiej nazywa ich nowymi ubogimi, czyniąc w ten sposób aluzję do Kazania na Górze.
Ów przygnębiający obraz zostaje dopełniony w trzeciej części dokumentu, w którym omawia się kwestie otwartości na życie. Bez zbędnych słów zostaje powiedziane, że zasady Kościoła odnoszące się do ludzkiej płciowości (określone przede wszystkim w encyklice Pawła VI Humanae Vitae) znane są znikomej liczbie wiernych. Przede wszystkim tym, którzy związani są z duszpasterstwami specjalistycznymi. Co więcej, sami duchowni wobec tego nauczania zajmują częstokroć postawę dwuznaczną.
Odpowiedzi na te wszystkie wątpliwości szukać będą ojcowie synodalni jesienią 2014 i 2015 roku. Ale już teraz autorzy Instrumentum laboris sugerują pewne rozwiązania. Jakie to są zatem środki zaradcze, sygnalizowane na poziomie tej wczesnej refleksji poszczególnych episkopatów i innych środowisk katolickich? Zaleca się, aby ożywiać całe duszpasterstwo rodzinne, małżeńskie Słowem Bożym - tak jakbym słyszał ojca Piotra Rostworowskiego, który w 1970 roku mówił, że jedyną siłą zdolną oprzeć się sekularyzacji jest Słowo Boże. Duszpasterze powinni także ukazywać charakter egzystencjalny prawd przekazywanych w dokumentach Kościoła. Odpowiedzialni za duszpasterstwo mają towarzyszyć rodzinom w przestrzeni parafii, pojmowanej jako rodzina rodzin. Nie sposób uciec myśli, że czasami mamy do czynienia ze swoistą żonglerką słowną. Sobór Watykański II wypracował wizję parafii jako wspólnoty wspólnot. Teraz natomiast mówi się o parafii jako rodzinie rodzin. Nie ulega jednak wątpliwości, że ta batalia o przyszłość naszego Kościoła rozstrzygnie się właśnie w naszych parafiach. Od ich kondycji zależeć będzie czy Kościół będzie w stanie realizować swoją misję we współczesnym świecie.
Skomentuj artykuł