Kto tu rozwala Kościół?

Kto tu rozwala Kościół?
Dariusz Piórkowski SJ

Zarzut Tomasza Terlikowskiego, że część ojców synodalnych nie chce głoszenia Ewangelii i tylnymi drzwiami wpuszcza do Kościoła "konia trojańskiego", ociera się o demagogię.

Jest tylko jedna rzecz, z którą zgadzam się z redaktorem Terlikowskim: podsumowanie tygodnia obrad Synodu nie jest żadną rewolucją, tylko próbą opisu sytuacji i wyzwań, przed którymi stoi Kościół odnośnie do małżeństwa. I jest to ciągle pierwszy, ale konieczny krok, a nie żadna meta ani zapowiedź schizmy w Kościele. Skoro sam redaktor przyznaje, że to tylko podsumowanie, to po co napędza machinę strachu i trąbi o "rozmywaniu" doktryny i mąceniu ludziom w głowach?

"Rozmywanie", jak wynika ze słów redaktora Terlikowskiego, polega na samym podawaniu odmiennych opinii, opisie sytuacji i patrzeniu na sprawę z różnych punktów widzenia. A przecież podsumowanie niczego nie sugeruje poza tym, że jest etapem długiego procesu synodalnego i szczerym przeglądem niełatwej sytuacji małżeństwa i rodziny w świecie.

Synod jest czasem duchowego rozeznawania, a nie podejmowania decyzji naprędce pod wpływem chwili i nacisków mediów czy kogokolwiek innego. Dlatego Papież rozpisał Synod na kilka etapów, a nawet lat, by dać czas temu rozeznaniu i w ogóle dopuścić różne głosy, co wcale nie oznacza, że na najbliższe święta Bożego Narodzenia ex cathedra i nieomylnie opublikuje synodalny dokument. Myślę, że przyjęcie takiej metody prac synodu jest przejawem ogromnego męstwa Franciszka. Podobnie na Soborze Watykańskim II uczynił św. Jan XXIII, chociaż wielu hierarchów kręciło głowami.

Natomiast nie zgadzam się z tezą Terlikowskiego, że znaczenie positio jest żadne. Ono ma swoje znaczenie. Chociażby z tego powodu, że jest to owoc szczerego wysiłku tych, którzy zgromadzili się na synodzie, i setek tysięcy ludzi, którzy wcześniej wypełnili tzw. ankietę Franciszka.

Ponadto pretensje pod adresem sekretariatu Synodu, że podaje do publicznej wiadomości robocze streszczenie owoców obrad, to jakieś nieporozumienie. Synod nie jest konklawe, na którym obowiązuje tajemnica ujawniania jego przebiegu i treści pod karą ekskomuniki. Bardzo dobrze, że wszyscy wierzący i cały świat na bieżąco informowany jest o tym, co się dzieje na Synodzie. Trudno się też dziwić mediom, że żywo interesują się tym, co wynika z pracy ojców synodalnych, nawet jeśli niektóre media oczekują "nowinek" i "rewolucji". Kościół nie żyje w izolacji i oderwaniu od świata.

Owszem, mogę zgodzić się, że niektóre sformułowania podsumowania są nieprecyzyjne. Ale, na miłość boską, to jest dokument roboczy, protokół, próba zebrania i pogrupowania ogromu problemów w jakieś bloki tematyczne. I nawet jeśli niektórzy biskupi mają wątpliwości co do jasności wyrażeń zawartych w podsumowaniu i rozłożenia akcentów (co jest rzeczą normalną, bo to dokument roboczy, a nie ostatnia wersja konstytucji soborowej), z pewnością ich zastrzeżenia będą wysłuchane i uwzględnione. Po co więc wtaczać na salę obrad konia trojańskiego i bić na alarm, że Kościół jest rozwalany od środka?

Małżeństwo i rodzina jest tak złożonym i trudnym pastoralnie tematem, iż wymaga dłuższego namysłu i słuchania. Jednak patrząc na Synod z punktu widzenia Tomasza Terlikowskiego, trzeba by uznać, że wprowadzenie w pierwszych wiekach chrześcijaństwa możliwości pokuty i powrotu do Kościoła dla osób, które wyparły się wiary, powinno być poczytane za "rozmycie" doktryny. A dyskusje o to były zażarte. Podobnie z częstą spowiedzią, której pierwotnie nie było w Kościele "w planie". Pojawiła się stosunkowo późno. Można by jednak wysnuć z tego wniosek, że skoro dzisiaj wierni spowiadają się np. co miesiąc, to znaczy, że chrześcijanie stali się większymi grzesznikami, bo kiedyś nie spowiadali się w ogóle. Wprowadzenie zmian, które uwzględniły ludzką słabość i rozpoznały lepiej Boże miłosierdzie, nie obyło się bez sporów, kłótni i podziałów. Ale najwidoczniej innej drogi nie ma. Aż dziw bierze, kiedy słyszę lub czytam głosy wierzących, że dawniej tak nie było. Przeciwnie, w pierwszych wiekach swego istnienia dyscyplina Kościoła była o wiele surowsza niż dzisiaj, a jednak surowość nie zwyciężyła.

Problem w tym, że Synod próbuje patrzeć przede wszystkim na konkretnego człowieka przez pryzmat Ewangelii, także na tego, którego za czasów Pana Jezusa określano jako "celnika, grzesznika i cudzołożnicę". Dziwnym trafem Jezus nigdy nie patrzył na nich z góry, za to Jego przeciwnicy najbardziej mieli Mu za złe, że spoufala się z tymi, którzy na to nie zasługują.

Wiele wskazuje na to, że Tomasz Terlikowski obiera przeciwny kierunek. Najpierw koncentruje się na doktrynie i problemie, a konkretnego człowieka umiejscawia w tle. A przy tym, jak zwykle, nie próbuje spojrzeć na sprawę w szerszym kontekście, lecz skupia się na wycinku, eksponując dyżurne tematy i budząc upiory lęku.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kto tu rozwala Kościół?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.