Królik z dziennikarskiego kapelusza
W katolickich kręgach zawrzało. A to za sprawą rzekomych wypowiedzi papieża o optymalnej liczbie dzieci dla katolików. Gdy dotarły do nas dokładne zapisy tego, co Franciszek powiedział, szybko okazało się, że fakty wyglądają zupełnie inaczej. Niestety wina za to zamieszanie spada na nas, dziennikarzy.
Nie będę przytaczał tego, co papież w samolocie z Filipin faktycznie powiedział, bo można to przeczytać w istniejących już szerszych opracowaniach. Chciałbym skupić się na mechanizmie, który doprowadził do tego kłopotliwego poruszenia.
Warto więc podkreślić, że konferencja prasowa rządzi się swoimi prawami. Przepytywany nie zna wcześniej pytań, więc nie jest do nich całkowicie przygotowany. Odpowiedzi są spontaniczne, a znając latynoski temperament oraz obrazowy sposób mówienia kard. Jorge Bergoglio, można się spodziewać, że będą one w niektórych momentach mniej lub bardziej chaotyczne. Wiemy o tym dobrze, bo przypadki złych interpretacji słów papieża przerabialiśmy już kilkakrotnie podczas tego pontyfikatu. Wniosek: należy zachować ostrożność w relacjonowaniu jego wypowiedzi oraz powściągliwość, gdy słyszymy niepełne relacje.
Tej ostrożności nie zachowali niestety dziennikarze lecący z Franciszkiem w samolocie. To od nich bowiem pochodziły pierwsze relacje z tego, co wydarzyło się podczas podniebnej konferencji prasowej. Wiadomości zamieszczane przez nich na Twitterze zaraz po wylądowaniu wielu wprowadziły w błąd. Mnie również. Opierając się na nich sam też posłałem zniekształconą wiadomość o wiadomych królikach. Ale pamiętając o poprzednich perypetiach napisałem, że papież "podobno" to powiedział.
Zasadnej w tym przypadku rezerwy nie wykazała jednak Polska Agencja Prasowa, która zamiast poczekać na solidniejsze relacje, przygotowała depeszę najprawdopodobniej opierając się na pierwszych wybiórczych głosach dziennikarzy z samolotu. Tak powstał zafałszowany przekaz, który powieliły redakcje wielu największych portali.
Co więcej owej rezerwy nie zachowali także niektórzy publicyści katoliccy i opierając się na PAP-owskim materiale, publicznie zaczęli krytykować biskupa Rzymu. Za wypowiedzi, których - jak dziś już wiemy - w ogóle nie było.
W obecnej sytuacji, gdy znamy już dokładny zapis konferencji prasowej, naturalnym wydaje się, by ci, którzy przyczynili się do całego zamieszania, postarali się o naprawę sytuacji. Ja swoją wiadomość twitterową sprostowałem. Niestety ani PAP, ani inne redakcje do tego się nie kwapią. Właściwie tylko media katolickie zdementowały nieścisłości w relacjach.
Niemniej warto też dodać, że pochopni katoliccy krytycy Franciszka także nie chcą wycofywać się ze swych oskarżeń. Próbują zrzucać winę na samego papieża, że powinien był precyzyjniej się wyrażać i że to jego sposób formułowania odpowiedzi prowokuje media do przeinaczeń. Tyle, że to przecież była spontaniczna konferencja prasowa. Czy papież ma obowiązek w każdym momencie wypowiadać się w formie przemyślanej i dopracowanej encykliki?
Dajmy Franciszkowi prawo do mówienia w sposób taki, jaki uważa za słuszny. To my raczej dostosujmy się do tej formy, czekając cierpliwie na rzetelne informacje prasowe i starannie odczytując intencje autora.
Skomentuj artykuł