Do seminarzystów i księży

Do seminarzystów i księży
(fot. shutterstock.com)

To nie jest złośliwość. Nie chcę nikogo atakować. Kocham Kościół i dlatego chciałbym prosić wszystkich seminarzystów i księży o przeczytanie tego tekstu. A świeckich, którym zależy na naszej wspólnocie, o przekazanie go swoim pasterzom.

Myśl o napisaniu tego tekstu chodziła za mną od wielu miesięcy. Wielokrotnie dyskutowałem o sposobie głoszenia w Kościele z przyjaciółmi i znajomymi, duchownymi i świeckimi. Wniosek najczęściej był podobny - sytuacja jest zła. Ludzie przychodzący w niedzielę do kościołów, zamiast usłyszeć słowa budujące ich wiarę, często dostają słabej jakości wynurzenia, które w najlepszym wypadku wywołują ziewanie, a w najgorszym mogą nawet zniechęcić do uczestniczenia w liturgii.

Sprawa jest skomplikowana. W dużo lepszej sytuacji są ludzie mieszkający w miastach. Łatwiej im znaleźć księży albo zakonników, którzy z zapałem głoszą Dobrą Nowinę. Wystarczy jednak pojechać do jakiejś mniejszej miejscowości albo na wieś, by przekonać się, że problem nie jest wyssany z palca, ani nie jest przejawem jakiegoś fanatycznego antyklerykalizmu.

Wielokrotnie przekonałem się o tym na własnej skórze. Przez ostatni rok sporo jeździłem po Polsce. Byłem w różnych kościołach. Słyszałem lepsze i gorsze kazania. Niestety tych drugich było zbyt dużo. Dwa przykłady, które najbardziej zapadły mi w pamięć.

DEON.PL POLECA

Pierwszy z małej miejscowości. Proboszcz mówił o ludziach, którzy wysypali nielegalnie śmieci przy wejściu na lokalny cmentarz, że powinni się oni obawiać kary, ponieważ "Bóg jest miłosierny, ale na sprawiedliwość też przyjdzie czas".  A o tych, którzy nie przyszli pomóc w sprzątaniu kościoła, powiedział, że dokonali "publicznego wyznania niewiary". Cokolwiek miałoby to znaczyć.

Drugi przykład z miasta w południowej części kraju. Młody ksiądz na rekolekcjach wielkopostnych dla młodzieży mówił o in vitro, masturbacji, o tym "jak słodko jest umierać za ojczyznę" i że księży w naszym kraju zabijają. Dramat.

W ostatnim czasie przeczytałem dwa ważne teksty, które w bezpośredni sposób traktują o problemie miernej jakości głoszenia w naszych kościołach.

Pierwszy to artykuł opublikowany przez o. Tomasz Grabowskiego OP na jego blogu. "List na Wielki Post. Do kapłanów". Tekst jest autentycznym listem od jego znajomej. Poniżej obszerny cytat. Całość znajdziecie w serwisie liturgia.pl.

"Poszłam na naukę przed Sakramentem Chrztu. Trwała godzinę. Prowadzący ją ksiądz ani razu nie spojrzał na obecnych. Nie zadał nam żadnego pytania. Podstawowe informacje o historii tego sakramentu, nie o jego istocie, czy momencie, w którym został ustanowiony, przeczytał z kartki. Zajęło to 7 minut. Czytał, że dawniej chrzczono dorosłych, dopiero później zaczęto chrzcić dzieci. I że chrzest "wypędza z nas szatana", ale “to nie znaczy, że te małe aniołki są opętane", ze względu na grzech pierworodny, gdy rodzimy się, więcej w nas zła niż dobra i bardziej należymy do sił złych… W pozostałym czasie dowiedziałam się też, że w kościele nie należy żuć gumy, nie należy rozmawiać, czym jest zakrystia (to miejsce, gdzie ksiądz się przebiera), że dziecko nad chrzcielnicą należy trzymać główką w dół, to znaczy nóżkami do góry, po to by woda spłynęła (inaczej nie spłynie). Co jeszcze? Wyjaśnił znaczenie słowa “chełpić się" i że Kościół to nie tylko 'papież Franciszek, nasi biskupi i księża… no i jeszcze jacyś zakonnicy'. Czy mam pisać dalej, czy już jest Ci przykro? (...) To nie skarga. Bardziej wyraz złości. Ze mną jest trochę tak, jak w wierszu Różewicza:  'Życie bez Boga jest możliwe / Życie bez Boga jest niemożliwe'. Ale taki dzień jak dziś zmusza do odejścia. Do zamknięcia się na kolejne kilka lat. To nie jest tylko moje odczucie. To samo mówiła bratowa, mój brat nie mówił nic. Przeprosili mnie za 'wczorajszą traumę', było im wstyd. Bo ile my mamy lat, żeby mówić nam o gumie do żucia… I tu nie chodzi o to, że niczego nas nie nauczyli, nie dali szansy, by coś przeżyć, ale w sumie w jakiś sposób nas obrazili - naszą godność i inteligencję".

Drugi tekst ("Nie-Dobra Nowina. Bóg polskich kazań")napisała Małgorzata Wałejko. Został on opublikowany  w najnowszym numerze "Więzi". Wymownym jest fakt, że autorka proponowała go kilku czasopismom kościelnym i odbiła się od ściany. Zbigniew Nosowski stwierdził, że powinien on być lekturą obowiązkową w seminariach duchownych i podczas formacji permanentnej duchownych już wyświęconych. Podpisuję się pod tym obiema rękami.

Wałejko apeluje: "Drodzy Księża! Proszę, byście mówili nam o Jezusie, który nas do końca umiłował. Który wszystko nam przebaczył, cierpiąc krzyż. Nie wbijajcie nas tym w poczucie winy, bo Jezus właśnie to poczucie winy chce z nas zdjąć. Przebacza i zwraca nam godność, zakłada nam najlepszy płaszcz i pierścień. Nie oskarżajcie nas, że nie jesteśmy dość dobrzy, bo dla Boga jesteśmy w sam raz. On - jak w miłości małżonków, przyjaciół - widzi nas samych, a nie osądza nasze powodzenia i niepowodzenia. Obiecuje jedynie: przyjdź do mnie, utrudzony, obciążony (czym, jeśli nie najbardziej własnym grzechem?), a ja cię pokrzepię! Przyjdź, gdy grzeszysz, a nie: trzymaj się z dala".

Dwa przykłady z życia i dwa teksty. To tylko kropla w morzu.  Sprawę można zbagatelizować, ale jeśli to zrobimy, nie dziwmy się, że za kilka lat kościoły opustoszeją. Nie miejmy wtedy pretensji do "złego świata", że odciągnął młodych od wiary. To będzie nasza wina. Obudzimy się z ręką w nocniku z powodu własnych zaniedbań.

Dlatego zwracam się do wszystkich seminarzystów i księży ze szczerą prośbą. Weźcie to sobie do serca. Nieustannie walczcie o swoją bliską relację z Bogiem. Siedźcie ze Słowem. Proście o Ducha Świętego. Ludzie nie są głupi. Kiedy wychodzicie na ambonę i zaczynacie mówić, to po krótkiej chwili widać i słychać, czy mówicie z serca. O czymś, co jest Wam bliskie, co przeżywacie, czego doświadczacie i czym chcecie się dzielić. Jeśli jest inaczej, to naprawdę da się wyczuć, że ściemniacie, opowiadacie wyuczone historyjki albo powtarzacie zdania wyczytane w tzw. gotowcach.  Nie da się dzielić czymś, czego się najpierw samemu nie doświadczyło.

Jeszcze raz podkreślam - nie chcę nikomu dokopać, nikogo ranić, nikomu dowalać. Po prostu widzę swoich rówieśników, którzy coraz rzadziej przychodzą do kościoła, bo czują, że ktoś wciska im kit, mówi o czymś, w co sam nie wierzy. I chciałbym, żeby moi pasterze zrobili coś, co odmieni ten stan rzeczy.

Piotr Żyłka - publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Jego projekty można znaleźć na blogu autorskim

Dziennikarz, publicysta, człowiek z Zupy na Plantach. W latach 2015-2020 redaktor naczelny DEON.pl. Autor książek, m.in. bestsellerowego wywiadu z ks. Kaczkowskim "Życie na pełnej petardzie. Wiara, polędwica i miłość", przetłumaczonej na język niemiecki rozmowy z ks. Manfredem Deselaersem "Niemiecki ksiądz u progu Auschwitz" czy "Siostry z Broniszewic. Czuły Kościół odważnych kobiet". Laureat Nagrody "Ślad" im. bp. Jana Chrapka. Prowadzi podcasty "Słuchać, żeby usłyszeć" i "Wiara wątpiących".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Do seminarzystów i księży
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.