Dziecko głosi kazanie

Dziecko głosi kazanie
(fot. neneo / Shutterstock.com)

Dzieci nie mają wyłącznika. Nie da się także w pełni sterować ich zachowaniami. Nawet najgrzeczniejsze i najposłuszniejsze maluchy przynajmniej od czasu do czasu nie usiedzą w miejscu i odezwą się nie wtedy, kiedy trzeba. Także podczas Mszy św.

Te najmłodsze płaczą, gaworzą, domagają się nakarmienia, te trochę większe biegają albo spacerują, eksplorując sakralną przestrzeń. Przeszkadzają. Nie tylko wiernym uczestniczącym w liturgii. Także księdzu.

Od kilkudziesięciu lat tkwi w mojej pamięci drobne zdawałoby się zdarzenie. Służyłem do Mszy św., którą odprawiał bardzo poważany w okolicy kapłan, który osiągnął już ustawowy (wówczas) wiek emerytalny. Od pierwszych chwil liturgii oprócz głosu księdza, dźwięków organ i wspólnych śpiewów wiernych rozlegał się w świątyni raz po raz płacz. Płakało dziecko w wózku.

Nie pomagały wysiłki rodziców, aby je uspokoić. Nie płakało bardzo głośno, ale każdy je słyszał. Ksiądz odczytał fragment Ewangelii, po czym spoglądając w stronę niemowlęcia i jego rodziców zadysponował: "Proszę wyjść z tym dzieckiem. Teraz będzie kazanie i musi być cisza". Polecenie uzupełnił jednoznacznym, wypraszającym gestem. Wciąż mam przed oczyma obraz czerwonej po nasadę włosów, zawstydzonej matki opuszczającej w kompletnej ciszy świątynię. Odprowadzały ją dziesiątki spojrzeń. Pomyślałem wtedy, że jeśli zostanę księdzem, nigdy czegoś takiego nie zrobię.

Nie wiem dlaczego właśnie to wydarzenie wybija się z mojej pamięci. Już jako ksiądz niejednokrotnie byłem świadkiem podobnej sytuacji. Rozmawiałem potem z wypraszającymi dzieci z kościoła duchownymi (w bardzo różnym wieku). Czasami udawało mi się ich przekonać, że popełnili błąd. Ale nie za często. Temat przeszkadzających w liturgii dzieci wiele razy pojawiał się również w rozmowach ze świeckimi, np. podczas kolędy. Z przykrością, choć również z pewnym zrozumieniem, słuchałem gromów rzucanych na "nieodpowiedzialnych rodziców, którzy lekceważą innych uczestników Mszy św.". Skóra mi ścierpła, gdy tuż po tegorocznych świętach Zmartwychwstania Pańskiego dowiedziałem się o wikarym, który w Wielkanocny Poniedziałek podczas Mszy św. skomentował zachowanie niepełnosprawnego dziecka i jego rodziców "Gdyby matka tego dziecka była mądra, wyszłaby z kościoła". "Ciekawe, jak w podobnej sytuacji zachowałby się papież Franciszek" - pomyślałem.

Dzisiaj już wiem. Jak podało "L'Osservatore Romano" kilka tygodni temu podczas Mszy św. odprawianej przez Franciszka w Domu św. Marty, dokładnie w czasie homilii, zaczęło płakać jakieś dziecko. Papież nie zignorował tego faktu. Uspokajając rodziców powiedział: "Nie przejmujmy się, bo kazanie dziecka w kościele jest piękniejsze od kazania księdza, kazania biskupa i kazania Papieża. Pozwól mu płakać - pozwól mu, bo jest to głos niewinności, który przydaje się wszystkim".

Jest coś ujmującego, ale też mocno zastanawiającego w takim potraktowaniu, takim nazwaniu dziecięcego płaczu w czasie Mszy św. Według Franciszka, to nie forma przeszkadzania w liturgii, którą można potraktować ostrzej lub łagodniej. To forma udziału, uczestnictwa, pełnoprawnego wypowiadania się. Czy nie takie potraktowanie dziecka w kościele jest najwłaściwszą realizacją polecenia Jezusa: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże" (Łk 18,16)? Warto przy okazji przypomnieć, na marginesie toczącej się w krajowych mediach gorącej dyskusji, że w zeszłym roku Franciszek zajął stanowisko w sprawie karmienia piersią. Również podczas Mszy św. w Domu św. Marty powiedział: "Matki, dawajcie dzieciom mleko, nawet teraz jeśli płaczą lub są głodne. Karmcie je piersią, nie przejmujcie się".

Znam wielu księży i świeckich, którym płacz czy gaworzenie dziecka poważnie zakłóca udział w liturgii. Rozprasza ich. Odciąga uwagę od tego, co się dzieje w prezbiterium. Być może takie podejście, jakie zaprezentował papież Franciszek pozwoli im spojrzeć na problem (bo to jest problem) inaczej?

W opublikowanym właśnie przez dziennik "La Repubblica" wywiadzie z papieżem-seniorem Benedyktem XVI padają słowa: "Osobiście byłem głęboko poruszony od pierwszej chwili niezwykłą ludzką dyspozycyjnością papieża Franciszka wobec mnie". Benedykt XVI mówi też o "ludzkiej życzliwości" jego następcy. Myślę, że to bardzo istotna wskazówka przy rozwiązywaniu rozmaitych, mniej lub bardziej istotnych problemów wśród wierzących w Jezusa Chrystusa. Chodzi o to, aby być w każdej sytuacji "ludzkim". Pamiętać, że wszyscy jesteśmy ludźmi, takimi samymi pod względem godności w oczach Bożych. Także małe, płaczące w czasie homilii dziecko. Być może właśnie o tym właśnie głosi ono kazanie.

Dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dziecko głosi kazanie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.