4 myśli o aborcji i ochronie życia

4 myśli o aborcji i ochronie życia
(fot. shutterstock.com)

Nie jestem jeszcze jednym bojownikiem jednej ze stron i kimś, kogo można uznać za propagatora którejś z ustaw. Jestem za życiem rozumianym holistycznie, a nie za lub przeciw aborcji. Mówię "nie" instrumentalizacji bardzo wielkich ludzkich problemów.

Po raz kolejny przekonuję się o tym, jak bardzo nie potrafię precyzyjnie wyrazić swoich myśli i jak bardzo media społecznościowe sprawiają, że nie czytamy siebie nawzajem z dobrą intencją, ale robimy to, zakładając obronę własnych tez.

W wielkiej medialnej (i nie tylko) dyskusji na temat projektów nowych ustaw (z których jeden odpadł bardzo szybko) zabrałem głos i ja. Jednak czytając komentarze, widzę, że często nie zostałem dobrze zrozumiany. Dlatego chciałbym w tym wpisie zrobić coś w rodzaju podsumowania.

DEON.PL POLECA

I tak:

1. Nigdy nie wypowiadałem się o projektach ustaw z bardzo prozaicznych powodów. Nie uważam, że ktokolwiek na tym świecie jest w stanie stworzyć prawo, które przewidzi wszystkie możliwe przypadki i sytuacje i będzie egzekwowane w taki sposób, by wszyscy czuli "zadowolenie". Po wtóre nie znam się na prawie, nie jestem prawnikiem i nie taka jest moja rola w tym świecie, by mówić, które ustawy są lepiej skonstruowane, a które nie. Po prostu to nie są moje kompetencje.

2. Tak, jestem za ochroną życia, ale już od lat mówię, że rozumiem ten zwrot w sposób holistyczny. Chciałbym, by prawo chroniło, to znaczy dawało możliwości rozwoju i wsparcie człowiekowi od poczęcia do naturalnej śmierci. Skoro chcemy chronić człowieka w fazie prenatalnej, to trzeba go wspierać również po urodzeniu. Skoro chcemy, by nie było możliwości wykonywania kary śmierci, to trzeba zrobić wszystko, by człowieka zresocjalizować. Mówiąc inaczej: nie możemy walczyć tylko o jeden moment w życiu człowieka, bo wtedy człowiek staje się tylko argumentem, a możliwość jego śmierci jest czymś, co można wykorzystać w walce politycznej i publicznej naparzance.

3. Przez ostatnie dni byłem zasypywany zdjęciami i filmami dotyczącymi patologii ciąży na różnych jej etapach. Tak, znam te "obrazki", sporo się o tym uczyłem, poznawałem. Nie mam swoich dzieci (serio) [BTW argument o swoich dzieciach jest zabawny, bo raz w moim przypadku jest zaletą, innym razem czymś, co mnie przekreśla w dyskusjach] i z tego powodu nie mam możliwość doświadczyć na własnej skórze, co to znaczy je mieć. Jednak podejrzewam, że gdybym je miał, usłyszałbym zapewne, że nie mogę dyskutować, bo nie mam dzieci chorych itp. Skądinąd wiem, że sporo osób dyskutujących (po jednej i drugiej stronie) także ich nie "posiada", ale to ich nie wyklucza. Mnie wyklucza jedynie koloratka, ale to tak na marginesie.

Tak więc mam świadomość patologii ciąży, ciężkich chorób genetycznych i nie tylko. Przy tym punkcie chcę wyraźnie powiedzieć, że kiedy dziecko w fazie embrionalnej jest chore w takim sensie, że zagraża życiu lub zdrowiu matki, to oczywiście jestem za tym, że nie wolno nam ocenić "odgórnie", że jedno życie jest ważniejsze od drugiego, ale że każde z nich - na ile to możliwe medycznie - musimy ratować. I jeśli w pewnym momencie kobieta albo rodzina podejmie decyzję, że "przesuwamy akcenty" na jedno z nich, to trzeba to uszanować. Ale zawsze śmierć jednej z osób musi być skutkiem, nie celem samym w sobie.

Przy tym punkcie chcę powiedzieć jeszcze następującą rzecz. Tak jak nie godzę się w przypadku środowisk pro-life na wykorzystywanie zdjęć abortowanych dzieci do walki z przeciwnikami, tak samo nie godzę się na wykorzystywanie zdjęć dzieci chorych do walki z środowiskami pro-life.

4. Wiem, że kobiety są gwałcone i czasem z tych niechcianych stosunków seksualnych poczyna się życie. Wiem, że są to również kobiety bardzo młode czy wręcz dziewczynki. Nie, nigdy nie będę zgwałconą kobietą, więc nie poczuję tego, co ona. Mam za to w swoim doświadczeniu już sporo rozmów z kobietami, które doświadczyły przemocy seksualnej. I wiem, że to, czego one na pewno potrzebują, to możliwości stworzenia im warunków, w których poczują się bezpieczne i zaakceptowane. Nie można sprowadzać problemów kobiet zgwałconych tylko do ułatwienia im aborcji.

Kobiety przyjęte i wsparte w trudnym doświadczeniu zaczynają inaczej myśleć, a jeśli jedynym problemem osób z ich otoczenia jest poczęte życie i pokazywanie tego jako problemu - to tak, one bardzo często myślą o pozbyciu się owocu traumy. Wiem, że ktoś mi zarzuci unikanie jasnej deklaracji: można czy nie doprowadzić do aborcji w takim przypadku? Odpowiem tak: jeśli tylko będzie taka sytuacja i potrzeba, to stanę i przy tej kobiecie, która zdecydowała się na aborcję, i przy tej, która zdecyduje się urodzić swoje dziecko.

To, że ja chcę ochrony życia, nie znaczy, że jestem za którąś z ustaw w jej obecnym brzmieniu. Nie umywam rąk, bo nie muszę się opowiadać za ustawami. Nie jestem, jak już napisałem, osobą kompetentną. Moją rolą jest być przy osobach dotkniętych cierpieniem (jakkolwiek one je rozumieją w kontekście swojego życia) i to próbuję robić.

Kiedy w grudniu 2013 roku zdeklarowałem możliwość adopcji dziecka, które chciała abortować pani Bratkowska, to robiłem to szczerze. Byłem i jestem do dziś różnie oceniany w zależności od tego, kto to wydarzenie komentuje. Jestem: "bardzo dojrzałym człowiekiem, który chciał zaryzykować swoje życie" albo "szczeniakiem, który zagrał pod publiczkę". Ja wiem, że zrobiłem to szczerze i oczywiście dziś nie powtórzę tego samego, bo byłoby to groteskowe, dziś działam inaczej. Wspominam jednak o tamtym wydarzeniu, bo uważam je dla siebie za kluczowe. Uświadomiło mi ono to, co pisałem na początku, że nie mogę być tylko aktywistą jednej czy drugiej strony sporu, walczącym o taką czy inną ustawę, ale muszę być kimś, kto - na miarę swoich możliwości - działa dla osób, o których życie walczy. Jestem księdzem, stąd mogę wykorzystać ten fakt, że rozmawiam z wieloma osobami znajdującymi się w trudnych sytuacjach. Już sporą sprawą jest to, że te osoby nie muszą (i nie mogą) być przeze mnie oceniane, ale przyjęte, by otrzymać wsparcie ludzkie, ale także propozycję konkretnych rozwiązań psychologiczno-socjalnych.

Reasumując. Nie jestem jeszcze jednym bojownikiem jednej ze stron i kimś, kogo można uznać za propagatora którejś z ustaw. Jestem za życiem rozumianym holistycznie, a nie za lub przeciw aborcji. Mówię "nie" instrumentalizacji bardzo wielkich ludzkich problemów.

Wiem, że "posiadanie" księdza po jednej z stron wojny jest atrakcyjne medialnie, ale to nie jest moja rola. Chcę bronić życia i pomagać życiu (nie tylko dziecka), bez względu na to, jaka będzie ustawa dotycząca tej kwestii w Polsce. Rozumiem też, że ksiądz, który wystawia nos z plebanii i pokazuje twarz, jest kimś w rodzaju tarczy, w którą można przyłożyć. Godzę się na to, taka jest między innymi moja rola.

Grzegorz Kramer SJ - jezuita, blogerpomysłodawca mszy w intencji mężczyzn w kościele św. Barbary w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

4 myśli o aborcji i ochronie życia
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.