Zabójstwo z chrześcijańską premedytacją
Najprościej można powiedzieć tak: idźmy za tym, co mówi Pan Bóg, nawet jeśli to nas będzie kosztowało utratę życia. Zanim jednak oddamy całe życie za Niego, spróbujmy oddać chociaż kawałek nas samych.
Czwartek po Popielcu - (Pwt 30,15-20; Łk 9,22-25)
O tym, że sprawa jest naprawdę poważna, mówi grecki czasownik "apollymi". Biblia używa tego słowa, kiedy chce opisać zniszczenie Sodomy i Gomory. Tak samo, kiedy mówi o wypędzeniu narodów pogańskich albo o zagładzie, jaka grozi Izraelowi. Podobnie, gdy opisuje proces usuwania ze społeczeństwa. Słowo greckie może oznaczać również czynność zamordowania, jak w przypadku Jonatana i jego towarzyszy z Pierwszej Księgi Machabejskiej. To samo chciał zrobić Herod z Niemowlęciem z Betlejem. Tego domagały się od Piłata tłumy - żeby Jezusa zgładzić, zabić, zamordować, usunąć, wykluczyć.
Kiedy więc Jezus wybiera słowo "apollymi", żeby mówić o stracie życia, jest pewne - sprawa jest naprawdę poważna: "Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" (Łk 9,24).
W tej kwestii potrzebne są jeszcze trzy myśli.
Najpierw ta, że chęć zachowania swego życia nie jest żadnym grzechem. Przecież to Bóg zachęcał Lota, żeby ocalił swoje życie, a przez proroka Jeremiasza wzywał Izraelitów: "Ratujcie swoje życie!" (Jr 48,6). I nie może to dziwić, bo przecież sam Bóg tak "umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął [znowu czasownik "apollymi"], ale miał życie wieczne" (J 3,16). Bogu więc chodzi zawsze o ocalenie.
Jeśli jednak Bogu chodzi o życie, to dlaczego Jezus zostaje zabity? Jeśli chodzi o ocalenie, to dlaczego mówi: "Kto chce zachować swoje życie, straci je"? Dzieje się tak, bo czasem trzeba stracić, trzeba pozwolić na zabójstwo z chrześcijańską premedytacją. Ewangelia mówi o tym wielokrotnie i na różne sposoby: "Syn Człowieczy musie wiele wycierpieć i będzie zabity" (Łk 9,22); "Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je" (Mk 8,35); "Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne." (J 12,25). A więc są takie sytuacje, kiedy dla ocalenia własnego życia, trzeba własne życie stracić.
Pozostaje pytanie: jak to przełożyć na dzień powszedni?
Najprościej można powiedzieć tak: idźmy za tym, co mówi Pan Bóg, nawet jeśli to nas będzie kosztowało utratę życia. Zanim jednak oddamy całe życie za Niego, spróbujmy oddać chociaż jego kawałek.
Jeśli sumienie nam mówi, żeby nie siedzieć w internecie w godzinach pracy, to nie siedźmy! Zabijmy w sobie tego człowieka, który nie chce robić tego, co powinien, tylko to co mu się podoba.
Jeśli usłyszeliśmy przykre słowa, to zabijmy w sobie człowieka, który chce się zemścić. Nie pozwólmy mu wyjść na wolność i wylewać potok żalu.
Jeśli oszukujemy w podatkach, na uczelni czy w relacjach międzyludzkich, to zabijmy w sobie tego człowieka, który nie umie stracić, ciągle chce wygrać, a kombinowanie uważa za boski talent. Zabijmy w go sobie, bo on robi ludziom krzywdę.
Jeśli rodzina choruje na deficyt naszej miłości, zabijmy w sobie tego człowieka, który prędzej sięgnie po pilot niż pogada z własnymi domownikami. Zabijmy go, zanim on zabije nas wszystkich.
A jeśli wiemy, że potrzebujemy więcej czasu na modlitwę, na pogłębienie wiary, po prostu: dla Boga, to zabijmy w sobie człowieka, któremu żal 15 minut na spotkanie ze Stwórcą. Nie pozwólmy na to, by rządziła nami ta niewdzięczna kreatura.
Zabójstwo z chrześcijańską premedytacją nie jest grzechem. Jest koniecznością wiary, bo nie każde życie jest największym darem. Największym darem jest życie prawdziwe. A największym jego wrogiem jest człowiek sam dla siebie.
Ks. Wojciech Węgrzyniak - ur. 1973, ksiądz od 1998, doktor nauk biblijnych, studia biblijne Rzym + Jerozolima, wykładowca biblistyki na UPJPII w Krakowie, kaznodzieja, rekolekcjonista. Mieszka i pomaga w duszpasterstwie przy Kolegacie św. Anny. Rozważania ks. Węgrzyniaka można znaleźć tutaj
Skomentuj artykuł