Ksiądz Jan Kaczkowski o ustawie antyaborcyjnej
Jesteśmy świadkami kolejnej gorącej debaty na temat kształtu ustawy antyaborcyjnej. Pada wiele argumentów za i przeciw. Zobacz, co o tej sprawie mówił ksiądz Jan Kaczkowski.
Piotr Żyłka: Dramat aborcji polega na tym, że mamy do czynienia z dwoma osobami, a więc z dwoma godnościami. Czy niezależnie od etapu rozwoju osoby - embrion i człowiek dojrzały - te godności są równe?
Ks. Jan Kaczkowski: Zacznę od wskazania manipulacji, jakiej dopuszczają się zwolennicy aborcji. Twierdzą oni, że katolicka etyka medyczna w sytuacji konfliktu życia matki i płodu zawsze na pierwszym miejscu stawia życie płodu. Nie jest to prawda.
W sytuacji zagrożenia życia podejmowane są starania, by prowadzić ciążę bezpiecznie dla obu osób najdłużej, jak to możliwe. W tym celu działają oddziały patologii ciąży. Krytyczny jest drugi trymestr. Na dalszych etapach dziecko jest już zdolne do samodzielnego życia poza organizmem matki. Minimalna waga urodzeniowa, w czasie kiedy przyszedłem na świat, wynosiła 1000 gramów. Urodziłem się, ważąc 980 gramów, a więc jako żywe poronienie. W późniejszych latach wagę urodzeniową stopniowo zmniejszano, aż zlikwidowano to pojęcie. Obecnie przeżywają dzieci - choć to też pytanie etyczne, w jakiej kondycji przeżywają - urodzone z wagą 380 gramów. Najmniejsze dziecko, o jakim wiem, które się urodziło i rozwija prawidłowo, przyszło na świat w Brazylii, ważąc właśnie 380 gramów.
Nie unikajmy tego pytania: gdzie leży granica walki o życie rodzącego się dziecka?
To pytanie powracało do mnie często, kiedy byłem członkiem komisji bioetycznej do spraw odstąpienia od uporczywej terapii dzieci. Czy stosować agresywne metody inwazyjne u dzieci wcześnie urodzonych? Czy nie jest to od razu terapia jatrogenna, czyli powodująca wzmożone cierpienie? Niekiedy dziecko ma nierozwinięte organy wewnętrzne.
Z etycznego punktu widzenia najtrudniejszy, jak już wspominałem, jest drugi trymestr ciąży. Jeśli wówczas dochodzi do konfliktu, to ostateczną decyzję podejmuje lekarz. Wyobraźmy sobie banalny przypadek. Kobieta podczas ciąży ma zapalenie wyrostka. Trzeba ją operować, ponieważ bez operacji z pewnością zginą dwie osoby: matka i dziecko. Często operacja kończy się szczęśliwie dla obu osób. Ale jeśli lekarz nie może uratować dziecka? W sytuacji gdy mieliby umrzeć matka i dziecko, lekarz ratuje życie matki. Przemawiają za tym różne okoliczności: szansa kolejnego zajścia w ciążę, wcześniejsze posiadanie dzieci, dla których kobieta jest matką.
Klasyczna teologia moralna powiedziałaby, że nigdy nie można dokonać aborcji. W jej świetle lekarz musiałby usunąć całą macicę z przydatkami z płodem w środku. Oznaczałoby to, że kobieta nie będzie już płodna. Takie podejście jest obecnie nie tylko archaizmem, ale też faryzeizmem. Medycyna daje nam dzisiaj możliwość operacji oszczędzających, na przykład w przypadku nowotworu macicy w czasie ciąży. Dlatego zastosowałbym tu rozszerzoną metodę podwójnego skutku. Lekarz nie operuje po to, żeby zabić dziecko, czyli nie działa bezpośrednio na rzecz zła, lecz działa, chcąc ratować oboje. I chociaż śmierć dziecka jest od początku prawdopodobna, to w sytuacji, w której nie ma innego wyjścia, jego zabicie nie jest celem. Na tym przykładzie widać, jak ważny jest apel o etycznych lekarzy.
Dodam, że zdarzają się też odwrotne przypadki. Niedawno media donosiły o kobiecie, która w wyniku wypadku straciła życie. Stwierdzono u niej śmierć mózgu. Kobieta była w ciąży. Podtrzymywano więc jej funkcje życiowe. Tym samym ciało kobiety przyjęło funkcję inkubatora dla dziecka. Nie było tu dylematu dotyczącego konfliktu życia i godności, a ciążę w odpowiednim momencie rozwiązano przez cesarskie cięcie.
W polskim prawie aborcja jest dopuszczalna w trzech przypadkach. Po pierwsze, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony albo istnieje wysokie prawdopodobieństwo takiego stanu rzeczy.
Absolutnie nie ma z mojej strony zgody na akceptację tego warunku. To, że ktoś jest ciężko chory jeszcze przed urodzeniem, nie odbiera mu prawa do życia.
Dlaczego użył Ksiądz kiedyś sformułowania "eugeniczny faszyzm"?
Ależ to naprawdę jest eugenika! Proszę popatrzeć na społeczeństwa Zachodu. Tam już nie rodzą się dzieci z trisomią 21 chromosomu, czyli z zespołem Downa. Przypadki te diagnozowane są bardzo wcześnie i od razu kwalifikowane do aborcji. Zadaję więc pytanie: co jest ciężkim i nieodwracalnym uszkodzeniem płodu? Brak rączki, nóżki, w ogóle kończyn, deformacja, zajęcza warga, rozszczepienie podniebienia, przepuklina mózgowo-oponowa? Katolicką odpowiedzią na to pytanie jest hospicyjna opieka perinatalna. Zainicjował ją w Polsce docent Dangel w warszawskim hospicjum dla dzieci. Po traumatycznym doświadczeniu rodziców, którzy przez wiele lat starali się o dzieci, a gdy kobieta zaszła w ciążę, okazało się, że dziecko nie będzie miało większych szans na przeżycie, to tam rodzice znajdują odpowiednią opiekę.
Niektórzy podkreślają, że taki eugeniczny stosunek do dzieci staje się powszechniejszy ze względu na coraz częściej przeprowadzane badania prenatalne.
Badania prenatalne są dopuszczalne, ponieważ medycyna poszła już tak daleko do przodu, że wykrycie licznych chorób przed narodzeniem dziecka pozwala na przeprowadzenie skomplikowanych operacji (by wspomnieć tylko wewnątrzmaciczne operacje na otwartym sercu płodu). Widoczny staje się w tym kontekście pewien rodzaj schizofrenii medycyny. Ta sama medycyna z jednej strony potrafi dokonywać cudów terapeutycznych, a z drugiej w tym samym czasie, niejako drugą ręką, jest w stanie dybać na powstające życie i je unicestwić. Znów więc wraca pytanie o intencje i standardy etyczne.
Trzeba pamiętać, że badania prenatalne są różne, niektóre bardziej, inne mniej inwazyjne. Niezależnie od podejmowanego ryzyka mogą być wątpliwe moralnie ze względu na intencje. Niekiedy stoi za nimi postawa "Jak dziecko będzie zdrowe, to urodzę, jak chore - to usunę".
Inne okoliczności, które sprawiają, że w Polsce aborcja może być przeprowadzona legalnie, to ciąża będąca wynikiem czynu zabronionego. Chodzi o gwałt lub stosunek kazirodczy.
Sposób poczęcia nie ma wpływu na godność osoby. Jako katolicy musimy być w tym podejściu bardzo konsekwentni. Nie ma znaczenia, czy ktoś został poczęty w katolickim małżeństwie, pod kołdrą i po bożemu, czy w śmiałym seksie po pijanemu w kiblu na dyskotece.
Jeżeli w przypadku gwałtu mamy do czynienia z trzema osobami dramatu, to niewątpliwie niewinnymi ofiarami są kobieta i poczęte dziecko. I niech żaden idiota nie mówi, zwłaszcza prawicowy publicysta, że kobiety same prowokują do gwałtu. Takie słowa to hańba. W żadnych okolicznościach nie ma wytłumaczenia dla gwałtu. Winny jest ten, kto gwałci. A co się w takiej sytuacji dzieje? Najbardziej winny dostaje, jeśli w ogóle, lekko po łapach. Z całym humanizmem prawa. Niewinne dziecko jest zabijane, bo to stosunkowo łatwe, ono nie krzyczy. A kobiecie dokładamy kolejną traumę, bo zamiast wsparcia emocjonalnego i stworzenia warunków do tego, by mogła po urodzeniu oddać dziecko komuś, kto na nie czeka, otrzymuje złudną szansę "pozbycia się problemu", a wręcz jest niekiedy do aborcji przynaglana. Sprawa nieco się komplikuje w przypadku kazirodztwa. To, że ojciec, brat czy kuzyn jest chamem i pijakiem, który zgwałcił córkę, siostrę czy kuzynkę, nie zmienia faktu, że poczęte dziecko jest osobą i ma swoją godność.
W trzecim przypadku ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia matki.
Tu jest przypadek, który ewentualnie można zniuansować. Jestem, przysięgam, zdecydowanym przeciwnikiem aborcji, ale tu jest ujęte to, o czym mówiliśmy wcześniej. Niekiedy są sytuacje bez wyjścia, w których niepodjęcie działania - nawet mogącego spowodować śmierć dziecka - będzie oznaczać śmierć dwóch osób.
Proszę zobaczyć, co robi Fundacja Rak'n'Roll. Przypadki kobiet będących w ciąży, które nagle wymagają gwałtownego leczenia onkologicznego, to w Polsce rzadkość. Fundacja znalazła lekarza, który prowadzi te trudne przypadki. Trudne to mało powiedziane. Ja ze swoim glejakiem nie mam takich dylematów jak te kobiety, co najwyżej mogę się leczyć lub nie. Natomiast te matki muszą dokonywać dramatycznych wyborów.
Czy leczyć się intensywnie i zaszkodzić swojemu dziecku, czy leczyć się mniej intensywnie albo odstąpić od leczenia, by dziecko było zdrowe? Jakiż to jest dramat! Urodzić dziecko i za chwilę je opuścić, bo przyjdzie nawrót choroby? Urodzić i opuścić dzieci, które już są na świecie, czy wziąć chemioterapię, przecież nie z założeniem zabicia dziecka, tylko z założeniem wyleczenia siebie? Odpowiedzi wcale nie są jednoznaczne.
Tekst pochodzi z książki "Życie na pełnej petardzie"
Skomentuj artykuł