Nie bójmy się świata

Nie bójmy się świata
(fot. Grażyna Makara)
Piotr Żyłka, Piotr Mucharski

Może jest w nas jakiś kompleks albo lęk, że katolicyzm w naszym kraju jest oblężony przez wrogie siły i każde dopuszczenie do różnicy zdań jest osłabieniem murów Kościoła? Ale to by znaczyło, że małej wiary jesteśmy - z redaktorem naczelnym "Tygodnika Powszechnego", Piotrem Mucharskim rozmawia Piotr Żyłka.

Piotr Żyłka: Po co nam "Tygodnik Powszechny" w 2014 roku? Jakie stawiacie sobie cele?

DEON.PL POLECA

Piotr Mucharski: 69 lat to nie w kij dmuchał. Tyle lat ma "Tygodnik" i mamy nadzieję, że jego misja i duch się nie zmienia - że są takie, jak u naszych ojców założycieli. Odpowiedź jest więc taka sama jak na początku - chodzi nam o coś, co oni zdefiniowali jako "Kościół Otwarty". Oczywiście ja mam kłopot z tą nazwą dzisiaj, bo brzmi ekskluzywnie i wykluczająco: skoro my jesteśmy otwarci, to by sugerowało, że inni są zamknięci.

Zarzut, z jakim często się spotykam, jest taki, że jesteście otwarci tylko na otwartych.

Odpowiem w ten sposób: używamy tego terminu, bo opisuje tradycję, do której się przyznajemy. Jest przede wszystkim apelem do nas samych, o rodzaj Franciszkowej otwartości. Chcemy wykraczać poza terytorialnie narysowaną mapę Kościoła, która definiuje, że tu jesteśmy "my", a tam są jacyś "obcy" - świat świecki, areligijny i wrogo do nas nastawiony. Metaforyka papieża Franciszka jest mi bliska i pomocna, ponieważ daje język i obrazowanie, które poza czystą metaforycznością potrafią dokładnie opisać naszą sytuację - to, że Kościół ma być jak szpital polowy, ma przekraczać swoje granice i iść do tych, którzy są odwróceni od Kościoła albo nic o nim nie wiedzą.

Dobra Nowina jest dla wszystkich. Jeśli Kościół zamyka się w czterech ścianach, to siłą rzeczy skazuje się na to, żeby świat stawał się dla niego obcy. A to nie jest obcy świat. Apostołowie mieli trudniej niż my dzisiaj, a mimo to szli do świata i z nim próbowali rozmawiać. Otwartość ma polegać na tym, żeby starać się być na granicy dwóch światów i tłumaczyć je sobie nawzajem. Mam poczucie, że w polskim kontekście podzielonego Kościoła i społeczeństwa, takiej pełzającej wojny i niechęci do rozmowy, czymś bezcennym jest bycie tłumaczem dla tych stron, które czasem zachowują się jak plemiona.

Ten spór w naszym kraju w dużym stopniu bierze się z ignorancji - z obu stron. Polski antyklerykalizm, jakieś odruchy antykościelne, posądzanie katolików o najgorsze rzeczy, biorą się z niezrozumienia i niewiedzy. Z drugiej strony, część Kościoła ma jakiś kłopot ze współczesnym światem, który się szybko zmienia, stawia przed nami nowe pytania i wyzwania. "Tygodnik" ma za zadanie pośredniczyć między tymi dwoma światami i je sobie wzajemnie tłumaczyć. Tak sobie też wyobrażam otwartość.

Jedna z Czytelniczek napisała do nas w liście, że jest z "Tygodnikiem", ponieważ ma takie poczucie, że to jest jedyna (sam nie użyłbym tego słowa) brama wiodąca do Kościoła, nad którą jest napisane słowo: wolność. Wiara nie może być przymusem. Mówił o tym przecież Jan Paweł II - warunkiem przyjęcia wiary jest to, że to jest nasz wolny wybór.

Ta Czytelniczka użyła w liście określenia "jedyna". To znowu może budzić kontrowersje. Może z powodu występowania takich sformułowań pojawiają się zarzuty pod adresem "TP"? Nie rościcie sobie przypadkiem prawa do jedyności i wyjątkowości? Wy wiecie najlepiej, a cała reszta musi Was słuchać?

Dlatego właśnie zastrzegłem, że tak napisała nasza Czytelniczka. Oczywiście nie uważam, że jesteśmy jedyną taką bramą. Gdy czytam DEON.pl, to często dostrzegam podobną wrażliwość, podobnie jest np. z warszawskim "Kontaktem". Są duszpasterstwa dominikańskie i masa innych środowisk, które definiują swoją misję podobnie do nas. Ale nie uważamy, że mamy monopol na prawdę. Naszej Czytelniczce może chodziło o to, że jesteśmy jedyną gazetą, która spełnia ten warunek pozostawienia wolności czytelnikowi.

"Tygodnik Powszechny" kojarzy się z podejściem krytycznym do polskiego Kościoła, dlatego może spróbujmy teraz powiedzieć coś innego. Co dobrego widzi Pan w Kościele w Polsce?

Masę rzeczy. Mam poczucie, że, niestety, ten skrzywiony obraz Kościoła, który mają Polacy, bierze się z mediów. Media uwielbiają złe wiadomości, nie dzielą się dobrymi wiadomościami, więc nikt nie będzie pisał, co Kościół robi pożytecznego i fajnego, tylko głównie koncentrować się będzie na tym, co powiedział ks. Dariusz Oko albo jaką wpadkę obyczajową lub polityczną zaliczył jakiś biskup. Poza tym główne media nie mają języka, który by dotknął spraw duchowych. Kościół może więc pojawić się w nich jako temat, ale sprowadzony do trzech aspektów rzeczywistości, którymi media się zajmują: pieniędzy, seksualności i władzy.

Z drugiej strony czasem się udaje ten obraz przełamać. Kiedy ponad rok temu opublikowaliśmy wywiad z księdzem Janem Kaczkowskim - wielką deklarację miłości do Kościoła, pomimo wszelkich trudności, świadectwo wiary człowieka walczącego ze śmiertelną chorobą, nadziei mimo wszystko, opowieść o życiu w służbie innym i z innymi: niechętnymi początkowo katechecie uczniami zawodówki, pacjentami hospicjum - to ta rozmowa zgarnęła masę świeckich nagród i wyróżnień: jej autor, Przemek Wilczyński, dostał nagrodę im. Barbary Łopieńskiej za najlepszy wywiad prasowy roku i nominację do nagrody Grand Press. Takich opowieści o prawdziwych ludziach znajdzie Pan na łamach "Tygodnika" więcej.

Istnieje cała sfera dobra czynionego przez Kościół, o której człowiek z zewnątrz nigdy się nie dowie. Po prostu. Choćby Kościół jako droga zbawienia albo misterium eucharystyczne. Trudno o tym mówić nawet jak o dobru, bo to jest wpisane w jego naturę. Uważam, że dla stanu moralności w polskim społeczeństwie Kościół jest bezcenny jako wzorzec. To nie ulega żadnej wątpliwości i trudno mi sobie wyobrazić nasz kraj bez tego moralnego fundamentu, choć przecież przyznać trzeba, że żyjemy w morzu hipokryzji.

Są też gigantyczne obszary, które można nazwać dobroczynnością, o których też się nie dowiemy, bo jest służba czyniona po cichu. Niby tak powinno być, ale z drugiej strony chciałbym, by wszyscy o tym wiedzieli. Niestety, nie da się pogodzić jednego z drugim. A to są olbrzymie obszary działania. Nie ma takiej biedy w Polsce, którą jacyś ludzie Kościoła by się nie zajmowali. Bez specjalnego rozgłosu. Prostytucja, bezdomni czy jakakolwiek inna bieda. Działanie bezcenne, ale ciche - część z nich staramy się zresztą nagłaśniać, przyznając co roku Medale Świętego Jerzego.

To wszystko są jednak dodatki do naszej głównej misji ewangelizacyjnej. Tekstów o duchowości, np. autorstwa Piotra Sikory, reportaży Anny Goc, artykułów Artura Sporniaka o koniecznym spotkaniu nauki i wiary. I tu znowu jest problem, bo można pół żartem powiedzieć, że na temat jej efektywności nie będą dostępne żadne statystyki aniżeli te, które poznamy na Sądzie Ostatecznym.

Z jakimi wyzwaniami będziecie się mierzyć w najbliższym czasie? Co Wam spędza sen z powiek?

Zasadniczy problem, który niektórzy ludzie Kościoła (nie wszyscy, zważywszy na listę piszących do nas biskupów, księży i świeckich) mają z nami, może wynikać z faktu, że jesteśmy dziennikarzami. Naszym obowiązkiem jest ostrzeganie. Nieważne, czy piszemy o polityce, społeczeństwie, czy o Kościele. Zadaniem dziennikarza jest to, by każda władza, również duchowna - każde jej nadużycie było zauważane i opisywane. Także jako przestroga - i dla niej samej, i dla ludzi, którzy są na te nadużycia narażani.

Możemy pisać o dobrym biskupie albo dobrym proboszczu, ale to nigdy nie jest tak zauważone, jak to, gdy opublikujemy tekst o jakimś złu w Kościele. To jest krytycyzm, do którego Kościół i ta część Polaków, która uważa, że katolicy w Polsce są prześladowani, nie są przyzwyczajeni. Nie możemy z tego krytycznego spojrzenia zrezygnować. Myślę, że to by było sprzeniewierzenie się misji dziennikarskiej. Nie możemy chować głowy w piasek tylko dlatego, że ktoś mówi, że zachowujemy się jak świeckie media.

Bardzo często jesteście stawiani w jednej linii z TVN, "Gazetą Wyborczą", jesteście nazywani "wewnętrznym wrogiem". Zarzuca się wam, że plujecie na własne gniazdo. Niektórzy złośliwie nazywają was "Obłudnikiem Powszechnym". Skąd to się bierze?

Cóż można odpowiedzieć na takie zarzuty? Prosimy o pokazanie, gdzie konkretnie piszemy nieprawdę. I pamiętamy, że zawsze tak było - "Obłudnik Powszechny" funkcjonował jeszcze w latach 80. XX wieku, kiedy przychodziłem do "Tygodnika" jako korektor.

Dziennikarz musi być głosem przestrogi. Przykład: jako pierwsi podjęliśmy temat tego szaleństwa wokół egzorcyzmów. Wiemy, że to zrobiło wrażenie w Episkopacie i że biskupi zajęli się sprawą egzorcystów-celebrytów. W wywiadzie dla nas nowy przewodniczący Episkopatu powiedział otwarcie, że coś z tym trzeba zrobić. To jest jeden z przykładów, który pokazuje, że warto się zajmować wypaczeniami.

Skąd się biorą takie wypaczenia?

Na pewno nie ma jednej przyczyny. Zawsze w religii będzie funkcjonował zabobon, magiczne myślenie o świecie, coś, co jest czymś w rodzaju narośli. Nawet powiem mocno - to jest pogański relikt. Szatan jest rzeczą bardzo poważną, ale jego tryumfy, paradoksalnie, mogą się brać stąd, że widzimy go tam, gdzie go nie ma. I tak jest chyba w tym przypadku. To jest żerowanie na ludzkim lęku. W wywiadzie dla "Tygodnika" arcybiskup Gądecki zwrócił uwagę na to, że włoski Kościół też to przeżywał kilkadziesiąt lat temu, ale, na szczęście, jakoś sobie z tym poradził. My ośmieliliśmy się to zjawisko skrytykować. Zarzucono nam, że lekceważymy szatana. A sytuacja jest odwrotna: realny szatan pewnie się cieszy z tego, że niektórzy widzą go tam, gdzie go nie ma.

Spraw i zjawisk, wobec których jesteśmy krytyczni, jest oczywiście więcej. Ostatnio zdecydowaliśmy się wydrukować słynne wystąpienie na konsystorzu kardynała Kaspera, w którym rozważał on możliwość przyjmowania sakramentów przez rozwiedzionych. Nie zrobiliśmy tego dlatego, że uważamy, że jest to opcja realna, czy też dlatego, że się w stu procentach z kardynałem Kasperem zgadzamy. Chodziło o coś innego: chcieliśmy pokazać, jaka skala dyskusji jest w Kościele dopuszczalna. Franciszek, oceniając to wystąpienie, powiedział, że kardynał Kasper wykazał się wielką miłością do matki Kościoła, że jest mu po prostu wdzięczny.

To nam uświadomiło, jak bardzo w Polsce zamykamy sobie usta nawzajem. Podejrzewam, że jeśli tę samą tezę przedstawiłby na naszych łamach jakiś związany z "Tygodnikiem" teolog, to by się rozpętała burza i by nas posądzono o zerwanie z nauką Kościoła. Wystąpienie kardynała Kaspera i reakcja Franciszka, ale też krytyczne uwagi części kardynałów, pokazują, że skala sporu, jaki jest dopuszczalny, jest o wiele większa, niż nam się wydaje. Podobną debatę drukowaliśmy w latach 90. - między kardynałami Koenigiem i Ratzingerem. To, że w Kościele można się różnić, pokazywali, o ile pamiętam, apostołowie Piotr i Paweł.

Może jest w nas jakiś kompleks albo lęk, że katolicyzm w naszym kraju jest oblężony przez wrogie siły i każde dopuszczenie do różnicy zdań jest osłabieniem murów Kościoła? Ale to by znaczyło, że małej wiary jesteśmy.

Co się dzieje z "medialnym zakazem" dla ks. Adama Bonieckiego? Czy macie nadzieję, że w najbliższym czasie decyzja może zostać zmieniona?

Nadzieję możemy mieć, ale jest ona szalenie wątła, bo nie przypominam sobie, by Kościół wycofał się kiedykolwiek z takiej decyzji. To jest absurdalny zakaz z dwóch powodów: po pierwsze Adam nigdy, w żadnym ze swoich tekstów i wypowiedzi, nie sprzeniewierzył się nauce Kościoła. Po drugie, w świecie współczesnych mediów takie zakazy nie mają najmniejszego sensu: to, że ks. Adam Boniecki może publikować w "Tygodniku", sprawia przecież, że jest cytowany przez inne media.

To mnie tylko utwierdza w przekonaniu, że właściwie nie chodziło o to, by ks. Boniecki zniknął z pejzażu medialnego, ale o to, by go, po prostu, upokorzyć. Oczywiście on upokorzyć się nie dał: po prostu jest człowiekiem wiernym swoim ślubom, także ślubowi posłuszeństwa. A że my, jako dziennikarze, mówimy o tym głośno, nazywamy krzywdę krzywdą, niesprawiedliwość niesprawiedliwością... no właśnie: czy to nasza wina?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie bójmy się świata
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.