Spór o klapsy. Co ryzykujemy bijąc dzieci?
Dlaczego temat stosowania kar cielesnych jako formy wychowywania dzieci powoduje w naszym społeczeństwie tak skrajne reakcje? Czy w imię miłości mamy prawo używać przemocy wobec dzieci? Dlaczego tak zawzięcie bronimy klapsów, a szukając argumentów za, powołujemy się nawet na autorytety Biblii? Co ryzykujemy bijąc?
Agnieszka Masłowska: "Kocham! Nie biję" to motto jednej z kampanii społecznych. Dlaczego temat stosowania kar cielesnych jako formy wychowywania dzieci powoduje w naszym społeczeństwie tak skrajne reakcje? W argumentach za i przeciw pojawiają się ogromne emocje przeplatane traumatycznymi doświadczeniami z dzieciństwa, próby racjonalizowania, a także usprawiedliwiania stosowania przemocy. Wiele osób całkowicie odrzuca takie metody wychowania przez uwagę na godność i poszanowanie niezbywalnych praw dziecka jako człowieka.
Jacek Prusak SJ: Kampanie typu "Kocham! Nie biję" to pozytywny aspekt wzrastającej wrażliwości wychowawczej rodziców, którzy chcą wychowywać swoje dzieci inaczej niż sami byli wychowywani. Zwłaszcza gdy w dzieciństwie używano wobec nich w mniejszym lub większym stopniu przemocy. Nie chcą powielać modelu: "ja byłem bity i wyrosłem na porządnego człowieka, więc tobie też to nie zaszkodzi". To silna mentalność. Z jej powodu pozwalamy sobie na stosowanie przemocy w imię miłości rodzicielskiej. Kampanie są pozytywną oznaką świadomości społeczeństwa, które nie chce wychowywać swoich dzieci stosując przemoc.
"Biję, bo cię kocham" to prawdziwe stwierdzenie?
Takie stwierdzenie nie jest prawdziwe, co nie oznacza, że osoba, która je formułuje, kłamie. Trzeba to rozróżnić. Rodzic, który sięga po przemoc, często robi to, bo nie wie, że może inaczej, albo uważa, że inne środki się nie sprawdzą lub też jest przekonany, że jest to potrzebne dziecku, nawet jeśli rodzi to ból. W swoim mniemaniu rodzic bije nie po to, aby skrzywdzić swoje dziecko, lecz aby uchronić je przed jakimś złem. Bicie jest najczęściej wynikiem bezradności rodziców lub też ochroną autorytetu, gdy inne środki perswazji zawiodły sięgają oni po autorytet siły. Byłbym jednak ostrożny w doszukiwaniu się jakiejś perwersyjności motywów u rodziców, którzy takie metody stosują. Wykluczam jednak tutaj zjawiska skrajne, kiedy to rodzice nie potrafią nie uderzyć dziecka, bo to patologia i zachowania przestępcze.
Rodzice twierdzą że, dają klapsy dzieciom, nie po to, by je skrzywdzić, ale by czegoś nauczyć. Najczęściej odwołują się do przemocy wówczas, gdy inne metody zawiodły. Czy to złe?
Mówiąc: "biję cię, bo cię kocham" wielu rodziców usprawiedliwia bicie. Problem w tym, że to przesłanie jest niezrozumiałe dla dziecka i niczego nie daje. Jest ono sprzeczne samo w sobie. Dziecko odbiera tę miłość jako inwazję w jego przestrzeń psychiczną i fizyczną, w której zadane jest mu cierpienie. Wychowanie w imię miłości nie wyklucza ustanawiania dziecku granic i reguł. Należy stosować kary i nagrody. Mimo, że postawione dziecku granice, zastosowane kary mogą powodować u niego pewien dyskomfort, to z całą pewnością nie będą one tak inwazyjne jak uderzenia, pod warunkiem, że nie będą one nosić znamion przemocy psychicznej. Pamiętajmy. Bicie jest zawsze formą przemocy i zawsze ma jakieś skutki. Jest jeszcze inna sprawa, o której trzeba pamiętać. Tak zwany "lekki klaps" to sprawa subiektywna, wszystko przecież zależy i od "ciężkości ręki rodzica" jak i od wrażliwości dziecka, klaps wymierzony w emocjach może być dużo boleśniejszy fizycznie niż nam się zdaje. Tu widzę główny problem "klapsa". Do "klapsa" można się przyzwyczaić, można go z dużą łatwością wymierzać, bardzo łatwo można także stracić kontrolę. Wielu rodziców nie do końca zdaje sobie z tego sprawę.
Przy wymierzaniu kar niefizycznych mamy element dystansu, który spowalnia w czasie całą sytuację, pozwala ochłonąć, zastanowić się nad tym, jak daleko można się posunąć. Przy biciu nie ma takiej możliwości. Reakcja jest zazwyczaj natychmiastowa. Klapsy są wymierzane w emocjach. Uderzymy raz, ale za mocno. Albo raz lekko, ale uznamy, że możemy pozwolić sobie na więcej i częściej. Dlatego to tak niebezpieczna metoda wychowawcza, a mówiąc wprost - żadna metoda. Uczenie dziecka reguł, oswajanie go z zasadami nie jest proste, ale na pewno bardziej skuteczne niż bicie.
Dlaczego tak zawzięcie bronimy klapsów?
Bo sami byliśmy bici. Ponieważ bronimy swojego autorytetu i autorytetu naszych rodziców. Skoro uważamy siebie za porządnych ludzi i mówiono nam, że za pomocą takich metod wychowawczych"wyszliśmy na ludzi" to wydaje nam się, że te metody są sprawdzone. Byliśmy tak wychowywani, więc takie wzorce powielamy. Boimy się ataku na siebie. Nie chcemy być oceniani jako źli ludzie. Problem tkwi w tym, że boimy się, aby inni nie ocenili nas, nie tylko jako złych rodziców ale jako złych ludzi. Stąd taki opór, żeby nie oceniać tych praktyk w tak jednoznaczny sposób. Bronimy siebie jako rodziców i jako ludzi, w ten sam sposób bronimy też swoich rodziców jako rodziców i jako ludzi.
Wielu dorosłych, którzy byli bici w dzieciństwie, nie krytykuje dziś swoich rodziców. Czy to forma lojalności?
Pamiętajmy, że jedną z najsilniejszych potrzeb człowieka jest potrzeba dobrego wizerunku samego siebie. Robimy wiele rzeczy, by wypaść dobrze w swoich oczach i w oczach innych. Gdybyśmy krytykowali metody wychowawcze naszych rodziców, krytykowali klapsy, zakwestionowalibyśmy ich autorytet. A jeśli sami uciekamy się do klapsów, kwestionujemy tym sposobem własny autorytet. Zauważmy, że bijący rodzice broniąc swoich metod wychowawczych, nie mówią o przemocy, nie mówią, że jest dozwolona. Dla nich to tylko klaps, minimalizują problem. Nie potrafią się przyznać, że nie zapanowali nad sytuacją, że wybrali drogę na skróty.
Dziecko w konflikcie z rodzicem najczęściej usprawiedliwia nawet brutalne czyny rodzica. Dziecko w pierwszej kolejności będzie obwiniało siebie za zaistniałą sytuację, a nie rodziców. Nie chcąc stracić miłości i przywiązania rodzica, będzie szukać winy w sobie. Przemoc zawsze dokonuje się w pewnej relacji. Uderzenie wymierzone dziecku przez rodzica jest aktem przemocy, ale dokonuje się w jakiejś relacji, relacji której dziecko nie chce utracić. Dziecko, które jest bite, ale jednocześnie czuje zainteresowanie ze strony rodzica, będzie utrzymywało, że rodzic go kocha. Inaczej będzie natomiast uważało dziecko, które nie było bite, ale przez rodziców zostało zaniedbane i opuszczone. Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, ale obojętność.
Stosując kary cielesne często powołujemy się na wzorce wychowania zaczerpnięte z Biblii. Jak ojciec pojmuje Biblijną rózgę?
W Piśmie Świętym opisane są normy społeczne, które aprobują niewolnictwo albo traktowanie kobiet jak przedmioty. To, że taka norma kulturowa istnieje w Biblii, nie oznacza, że to norma Boża. Należy pamiętać, że Pismo Święte powstawało przez wieki i odzwierciedla praktyki społeczne, które należy odróżnić od teologii, która za nimi stoi. Cytat: "Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go - w porę go karci" odzwierciedla pewien styl myślenia o wychowaniu, który był powszechnie akceptowany w czasach, w których żyli autorzy tej Księgi. Religia wyznaczała, co jest kulturą, a co nią nie jest, co jest wychowaniem, a co nie, normy te były traktowane jako pochodzące z dopuszczenia boskiego. Ale fakt, że taki cytat istnieje w Biblii nie oznacza po pierwsze, że pochodzi od Pana Boga, a po drugie, że mamy prawo je dzisiaj stosować. Pamiętajmy, że rodzice są wezwani do tego, by swoje dzieci traktować jak osoby. Rodzice są odpowiedzialni za wychowanie swoich dzieci. Wychowanie jest oparte na nagrodzie i karze, zatem należy karać, ale karą nie może być bicie. Nie mamy prawa bić dzieci.
Jaka zatem powinna być chrześcijańska metoda wychowania?
Chrześcijanin musi czytać Biblię w kontekście Jezusa i przez Jezusa. A co nam mówił Jezus? Nigdzie, nigdy żadnego dziecka nie uderzył, nigdzie, nikomu nie dał prawa do uderzenia dziecka. Wręcz przeciwnie, kazał sobie przyprowadzać dzieci, brał je na ręce, mimo że inni twierdzili, że marnuje na to czas. To właśnie dzieci Jezus stawiał jako wzór ufności. Bijąc dzieci odbieramy im zaufanie. Biblijne rózgi nie są dla chrześcijanina. Trzeba czytać całe Pismo Święte, a nie jedną księgę i usprawiedliwiać nią nasze zachowanie. W ten sposób Pismem Świętym można byłoby uzasadnić niemal wszystko. Przykład Jezusa jest dla mnie rozstrzygającym. Powtarzam, nie ma nigdzie przykładu, pokazującego nam, by Jezus w stosunku do dziecka stosował jakąkolwiek formę przemocy, bądź uzasadniał jej stosowanie przez rodziców. Wręcz przeciwnie, Jezus mówi, że dzieci są przykładem zaufania Panu Bogu i jego rodzicielstwu, a takie zaufanie łatwo zabić stosując przemoc. Bicie nie jest więc metodą wychowawczą.
A co z argumentem "to jest moje dziecko, więc wychowuję je tak, jak chcę"?
Fakt, że dziecko jest moje, nie oznacza, że mam prawo je bić. Oznacza jedynie, że mam prawo wychowywać je według wartości, które uważam za słuszne. Ale te wartości nie mogą uznawać, ani uzasadniać prawa do bicia. Prawo do bicia powinno być zakazane. Nikt nie ma prawa zadawać komuś cierpienia. Bicie jest formą wyrażenia dominacji, a nie autorytetu. Jestem większy, silniejszy, mam prawo zadać ci ból. Jesteś za mały, by stawić mi opór. A jeśli postawisz, to dostaniesz bardziej.
Dziecko nie jest niczyją własnością. Każde dziecko jest osobą, ma godność - przysługują mu te same prawa, co dorosłemu. Dorosły nie może bić dziecka dlatego, że nie stać go na inne metody wychowawcze. Dorośli przyznają często, że bicie niszczyło ich relację z rodzicami w dzieciństwie. Mimo to trwają przy opinii, że bicie jest właściwą drogą, skoro wyrośli na porządnych ludzi. Powtarzają te same metody i te same błędy.
Czy dużo ryzykujemy używając argumentu siły? Co ryzykujemy bijąc?
Bardzo dużo ryzykujemy, czasem nawet wszystko. Nigdy nie wiemy, jaka jest wrażliwość dziecka. Ryzykujemy, że nie powie nam, co czuje, nie wiemy czy to, co czuje, nie zmieni jego nastawienia do nas. Nie wiemy tak naprawdę, co może zaowocować traumą. Nieśmiałość, nieumiejętność walki o siebie, stawianie siebie w pozycji ofiary albo agresora - to bagaż, jaki bite dziecko wnosi się w dorosłe życie. Osoba bita albo będzie bić, albo wybierze partnera bijącego. Pamiętajmy o tym, że w życiu dorosłym w całą sferę miłości wnosimy schematy z dzieciństwa, model rodziny z dzieciństwa, wyobrażenie partnera z dzieciństwa. Pamiętajmy także o tym, że dziecko nam bicia nie zapomni. Przebaczy owszem, ale nie zapomni.
Często mówimy: "ja nie będę taki, jak mój rodzic"...
Niestety, bywa to tylko nasze pobożne życzenie. Chciałbym być inny, ale inność wymaga ryzyka, inność to zawierzenie czemuś, czego nie znamy z własnych doświadczeń. Powracamy i budujemy na tym, co jest nam znane. Każda nowość tworzy lęk, jest zawsze jakąś niewiadomą. Dziecko bite samo zacznie bić, albo zgodzi się na bycie bitym. Bo bicie jest formą relacji, a naturalną potrzebą człowieka jest bycie w relacji, nawet złej. Osoby bite wchodzą z traumą z dzieciństwa w dorosłe życie, a sposobem radzenia sobie z tą traumą jest wejście w rolę kata lub ofiary zawsze w relacji opartej na jakimś rodzaju przemocy.
Nie wiemy, co dziecko zapamięta, jak zrozumie nasze zachowanie. Dziecko nam wszystkiego nie powie. Używając przemocy, ryzykujemy tym, że dziecko może do nas zmienić nastawienie. Musimy zdawać sobie sprawę, że każdy klaps wymierzony dziecku to porażka, brak z naszej strony rozsądnego potraktowania problemu. Wychowanie jest bardzo trudnym zadaniem. A im mniej ludzie mają czasu, tym chętniej sięgają po takie środki.
Musimy myśleć, co możemy dać naszym dzieciom zamiast klapsów. Bądźmy dla naszych dzieci wzorem, przykładem, oparciem. Pamiętajmy, że najważniejszy jest czas poświęcony naszemu dziecku, pochylenie się nad jego problemami, wytłumaczenie mu jego reakcji, tego, co się z nim dzieje, co się z nami dzieje. Jeśli zdarzy nam się jednak wymierzyć klapsa, umiejmy przeprosić. Wtedy dziecko nauczy się, że i ono, tak jak rodzice, ma prawo do popełnienia błędu, ale też nauczy się wzorem rodzica, jak przeprosić i żałować. Nie musimy być doskonałymi rodzicami, nie stwarzajmy sobie takiej presji, bo nie będziemy w stanie sobie potem z nią poradzić. Nie róbmy drugiemu, co nam nie było miłe. Szanujmy dzieci.
Jacek Prusak SJ - kliniczny pracownik socjalny, psychoterapeuta, publicysta i redaktor kwartalnika "Życie Duchowe" oraz "Tygodnika Powszechnego". Współpracownik miesięcznika "List".
Skomentuj artykuł