Eutanazja nie jest samobójstwem

Eutanazja nie jest samobójstwem
(fot. demandaj / flickr.com)

Jurek Owsiak swoim stwierdzeniem o poparciu dla legalizacji eutanazji osiągnął zamierzony cel - rozpętał debatę. W mediach zaczęto publikować wypowiedzi na ten temat i, słuchając niektórych z nich, doszłam do wniosku, że warto doprecyzować pojęcia.

Samo określenie pochodzi z greki i oznacza dosłownie dobrą (eu) śmierć (thanatos).

Osoby, które propagują jej legalizację uciekają, jak tylko to możliwe, od bezpośredniego stwierdzenia, że jest to zabójstwo. Pojawiają się frazy: "niektórzy uważają to za zabójstwo", "jest to czyn miłosierdzia wobec osoby cierpiącej", "forma samobójstwa". Z podobnym rozmywaniem pojęć mieliśmy do czynienia przy debacie o aborcji, podczas której zabicie dziecka zaczęto nazywać "usunięciem ciąży" czy też, mówiąc językiem prasowych ogłoszeń, "wywoływaniem miesiączki". Rozmycie to służy oswojeniu opinii publicznej ze zjawiskiem i powolnemu dążeniu do uzyskania dla niego społecznej akceptacji.

Tymczasem eutanazja jest zabójstwem. Tak definiuje ją polski Kodeks karny (art. 150), mówiąc o zabójstwie z litości i odróżniając od samobójstwa wspomaganego (art. 151), którego formą była działalność kliniki "Dignitas" w Szwajcarii.

Wyróżniamy eutanazję czynną (odłączenie chorego od aparatury, podanie trucizny, czy jak podczas średniowiecznych bitew dobicie za pomocą jakiegoś narzędzia) oraz bierną (zaniechanie karmienia, pojenia, podawania leków, etc.).

O samobójstwie możemy mówić jedynie wtedy, kiedy ktoś siebie sam zabija (jak zresztą słyszymy w nazwie). Samobójstwo wspomagane polega na dostarczeniu pomocy lub namawianiu danej osoby do zabicia samej siebie.

Dla jaśniejszego pokazania różnic proponuję pokazanie ich na przykładzie, powiedzmy, że będzie nim pan Tadeusz. Po rozległym udarze mózgu znalazł się na oddziale intensywnej terapii, jest przytomny, ale jego stan jest bardzo ciężki. Popada w depresję, która prawie zawsze towarzyszy takiej sytuacji zdrowotnej.

Jeśli w tej sytuacji poprosi o podanie trucizny, osoba podająca mu tę substancję dopuści się eutanazji czynnej. Jeśli jego funkcje życiowe są podtrzymywane dzięki dożylnemu karmieniu i przestanie się mu podawać pokarm i wodę, będzie to dokonanie eutanazji biernej.

Ale jeśli w tym szpitalu jest niedobór miejsc na oddziale intensywnej opieki, aparatura, do której jest podłączony pan Tadeusz, jest potrzebna komuś innemu, czy występuje jakakolwiek sytuacja tego rodzaju - niestety bardzo częsta w Polsce - pielęgniarki i lekarze mogą sugerować choremu, że jego stan jest tak ciężki, że warto pomyśleć o "godnym odejściu". I zasugerować formę tego odejścia oraz zaoferować pomoc w jego dokonaniu. Jak pisałam wcześniej - gwałtownemu pogorszeniu stanu zdrowia, a szczególnie utracie sprawności często towarzyszy depresja, która sprzyja podatności na takie sugestie. Jeśli pan Tadeusz im ulegnie i podłączy sobie "miłosierną" kroplówkę, popełni samobójstwo, zaś personel medyczny w obecnym stanie prawnym byłby sądzony za samobójstwo wspomagane.

Eutanazja zawsze zakłada aktywny udział osoby trzeciej. Mówiąc bardziej wprost: musisz prosić kogoś, żeby został twoim katem. Najczęściej jest to ktoś z personelu medycznego lub najbliższa ci osoba, która się tobą opiekuje. To ona dopuszcza się eutanazji, nie ty. Kiedy w Polsce dyskutowano kwestię kary śmierci, pojawił się także argument mówiący, iż trudno oczekiwać, że ktoś będzie pracował jako kat. Przy okazji debaty o eutanazji jakoś o tej kwestii się zapomina.

Do tego rozmywa się samo pojęcie eutanazji, bo stara się zaszpachlować okrągłymi słówkami prawdziwą naturę tego czynu. Jest to zabicie człowieka, świadome i dobrowolne. Piękne słowa tego nie zmienią.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Eutanazja nie jest samobójstwem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.