Jezus ma dziś twarz uchodźcy [WYWIAD]

Jezus ma dziś twarz uchodźcy [WYWIAD]
(fot. dinosmichail / Shutterstock.com)

"Wy, pracujący w Caritas, codziennie ocieracie się o biedę, nędzę, ale dopóki to jest odpowiedź tylko na poziomie humanitarnym, dopóki to nie są światło i sól, o których mówił Chrystus w piątym rozdziale Ewangelii św. Mateusza na Górze Błogosławieństw, to jest zawsze za mało".

Z biskupem Krzysztofem Zadarką, przewodniczącym Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek Konferencji Episkopatu Polski, rozmawiają Paweł Kęska i Marta Titaniec:

DEON.PL POLECA

Paweł Kęska: Wrócił właśnie ksiądz biskup z podróży do Libanu. Wraz z dyrektorem i kierowniczką działu projektów zagranicznych Caritas Polska odwiedzał ksiądz syryjskich uchodźców i placówki Caritas Liban. Jakie wrażenia z tej podróży są najważniejsze?

Bp Krzysztof Zadarko: Najważniejsze było spotkanie z uchodźcami z Syrii i z Iraku. W dokumencie Kościoła o przyjęciu Jezusa w uchodźcach i przymusowo przesiedlonych z 2013 roku jest zdanie, że dzisiaj Jezus ma twarz uchodźcy. Widząc ludzi, którzy uciekają i nie mają dokąd powrócić, wręcz fizyczne doświadczałem Ewangelii. Oni są w więzieniach, bo nawet jeśli ktoś ma cztery ściany i dach nad głową, to nie jest ich dom. Drugą rzeczą, która mną wstrząsnęła, był widok chłopaków na ulicy bawiących się karabinami. Znam te obrazki: z Internetu, z gazet, z mediów. To była dzielnica spokojnego miasta, uchodźcy mieszkali tam w warunkach prowizorycznych. Nikt nie strzelał, nikt nie wysadzał nikogo w powietrze, ale widok dzieci zabijających się "na niby" był wstrząsający.

Wtedy uświadomiłem sobie, że od początku konfliktu wojennego w Libanie urodziło się ponad 80 000 dzieci w syryjskich i irackich rodzinach. Te dzieci nigdzie nie są rejestrowane, mają już rok, trzy, pięć lat, mieszkają w fatalnych warunkach, nie mają żadnej przyszłości. Z przerażeniem pomyślałem, że to może być narybek przyszłych terrorystów. Ponieważ możemy zorganizować pomoc, ale niestety nie znajdziemy żadnego sposobu, żeby zwrócić im dzieciństwo.

Trzeba natychmiast stworzyć programy edukacyjne i szkoły po to, żeby zbudować im świat wartości, żeby to nie był czarno-biały świat nienawiści, wojny i raju, do którego idzie się dzięki strzelaniu. Nie umiem sobie poradzić z tą myślą, nie wierzę, że za dwadzieścia lat wszystko radykalnie się poprawi. Zanim ktoś im stworzy szkoły, odbuduje dom, w którym człowiek się otwiera i wzrasta - będzie już za późno.

Marta Titaniec: Mnie z kolei bardzo poruszyło świadectwo pracownika Caritas Liban, miał na imię Ramzi.

Tak, zaangażowanie Libańczyków w pomoc Syryjczykom jest czymś niesamowitym. Ten człowiek skończył studia we Francji - i to na Sorbonie. Ma za sobą całą historię konfliktu syryjsko-libańskiego w dzieciństwie i młodości, pamięta widok ginących najbliższych i teraz jest zaangażowany w pomoc Syryjczykom. Ma dwójkę dzieci. Mógłby sobie spokojnie ułożyć życie i myśleć o lepszej przyszłości, a on zdecydował, że będzie zaangażowany i że jego jedyną motywacją jest wiara w Jezusa Chrystusa. To było coś niesamowitego.

P.K.: Czy dla ludzi, którzy uciekają przed wojną, jest jakaś Dobra Nowina, Ewangelia? Postawa tego człowieka może być odpowiedzią?

Właśnie. I nad tym cały czas się zastanawiam. Wziąłem do ręki jeszcze raz dokument "Przyjęcie Chrystusa w uchodźcach" i przymusowo przesiedlonych opublikowany w 2013 roku. Odpowiedź jest zawarta już w samym tytule. Naszym zadaniem nie jest tylko pomoc, ale właśnie przyjęcie Chrystusa w bliźnich. Cały dokument mówi o ogromnym wysiłku zmiany mentalności tych, którzy przyjmują, wobec tych, którzy mają być przyjmowani. Jest on wyjątkowo starannie przygotowany pod względem merytorycznym. To daje mi poczucie spokoju, że wytyczne watykańskie są rzetelnie osadzone w problemie człowieka, uciekiniera przed śmiercią.

Papież Franciszek nie powiedział: "Słuchajcie, przyślę wam Caritas, oni są specjalistami od zbierania pieniędzy. Jest bardzo dużo chrześcijan, którzy odejmą sobie od ust i wam dadzą, a my wam tutaj zbudujemy klinikę, ale żebyście tylko nie musieli uciekać, bo tam w Europie was nie chcą".

Papież poleciał na Lesbos i pokazał, jak powinien reagować chrześcijanin. Ten humanitaryzm jest bardzo konkretny, ma twarz papieża Franciszka, czyli inaczej mówiąc, ma twarz chrześcijanina, ucznia Jezusa Chrystusa. Wy, pracujący w Caritas, codziennie ocieracie się o biedę, nędzę, ale dopóki to jest odpowiedź tylko na poziomie humanitarnym, dopóki to nie są światło i sól, o których mówił Chrystus w piątym rozdziale Ewangelii św. Mateusza na Górze Błogosławieństw, to jest zawsze za mało.

M.T.: Czym Caritas powininna się różnić od innych organizacji humanitarnych?

Nie chcę traktować Kościoła i Caritasu jako czegoś lepszego od innych, bo inni też robią gigantyczną robotę. Natomiast istotą Kościoła, istotą Caritasu z punktu widzenia Ewangelii jest to, że wnosimy w rzeczywistość świata, a szczególnie w rzeczywistość bolesną - nadzieję. Tutaj realizuje się nasze chrześcijaństwo. Jak słyszę, że to jest "test" na naszą wiarę, na naszą wiarygodność, to mi ciarki po plecach przechodzą. Nie ma wiary, która jest testowana. Jezus nikogo nie wystawia na próbę, bo nie jest diabłem, który kusi. Jezus mówi, jak dyktuje Mu Jego Serce, Serce Boże. To jest dla nas wyzwanie, które jest znakiem czasu, i papież mówi o tym jednoznacznie. Naszym zadaniem jest realna odpowiedź Chrystusowi odpowiednio do naszych możliwości. Jak dam Mu jeść, pić, jak Go przyjmę?

Przez cały Stary Testament powtarzana jest myśl pochodząca z realnego doświadczenia Izraelitów: "bo wy byliście obcy w Egipcie". W Ewangelii Mateusza Jezus odnosi się do doświadczenia wygnania: "Byłem obcy, a przyjęliście mnie". W tłumaczeniach w zachodnich językach jest słowo "obcy", tylko w polskim jest "przybysz". Wujek przetłumaczył nawet: "byłem gościem…" W związku z tym gościnność ma u nas charakter religijny, nie tylko humanitarny. To było dla mnie ważne odkrycie.

Obcy, czyli xenos - a ksenofobia to lęk przed obcymi. Mimo to Jezus mówi: "byłem obcy, a przyjęliście Mnie" bez zastrzeżeń. Lęku nie da się pokonać inaczej niż nadzieją. Kiedy jest Bóg, to jest z nami ktoś większy, mocniejszy. Na tym polega potęga nadziei, że ja nie jestem szaleńcem, nie mam jakichś urojeń w rodzaju "a, będzie dobrze". Chrześcijaństwo nie jest z natury optymistyczne, ono się bierze z nadziei, która ma źródło w Jezusie Chrystusie. Obecność Chrystusa jest realna. Nadzieja to nie marzenie, lecz obietnica Boga, że wszystko jest w Jego rękach. Jeśli On jest w potrzebujących, a nie przyjmiemy Go - to jest katastrofa.

P.K.: Kiedy ksiądz biskup zostawał Przewodniczącym Rady ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek Konferencji Episkopatu Polski, słowo "migrant" znaczyło coś innego niż dziś. Kiedy uświadomił sobie ksiądz biskup, jakie staje przed nim zadanie?

Kiedy zostałem przewodniczącym Rady w 2014 roku, to poczułem ulgę, bo w tej komisji nie ma za dużo roboty. W Polsce prawie nie ma uchodźców, migrantów jest niewielu, pielgrzymki się odbywają, turystyka kwitnie, więc dzieją się dobre rzeczy i bez tej rady. W pamięci miałem smak bycia emigrantem, gdy przed nominacją na biskupa pracowałem wśród Polaków w Szwajcarii. Podczas zeszłorocznego lata codziennie docierały do mnie obrazy pokazujące dramat uchodźców na południu Europy.

Prawie się uzależniłem od śledzenia informacji w agencjach prasowych, w internetowych wydaniach gazet. Śledziłem większość konferencji episkopatów Europy i było dla mnie zaskoczeniem, że one w większości jednoznacznie i zdecydowanie wyrażały stanowisko: mamy przyjąć uchodźców, musimy walczyć z ksenofobią i zamknięciem. Zastanawiano się tylko, jak to robić. To był ten moment, kiedy w naszej Radzie uświadomiliśmy sobie, że każde wypowiedziane przez nas zdanie to w jakimś sensie również odpowiedzialność Kościoła w Polsce za reakcję na wyzwanie w tzw. kryzysie uchodźczym.

Podejście papieża do tej sprawy jest fundamentalne, ono mnie ciągle uspokaja. Jego propozycja w rozwiązywaniu obecnego problemu uchodźczego nie jest rozwiązaniem doraźnym. Momentem przełomowym był obchodzony w czerwcu zeszłoroczny Światowy Dzień Uchodźcy. Oczekiwano wtedy głosu Kościoła. Nasze stanowisko sformułowaliśmy na bazie dokumentu Chrystus przyjęty w uchodźcach i przymusowo przesiedlonych oraz na doświadczeniach i wiedzy członków Rady i jej współpracowników. Dla nas było bardzo ważne, że głos Kościoła wypracowany przez naszą Radę był jak najbardziej właściwy dla Kościoła, niedyktowany przez polityków, przez niestety dominujący przekaz medialny, ale dostrzegający w tym myśl Ewangelii, która jest do podjęcia i zrealizowania.

M.T.: Co Kościół w Polsce robi dziś konkretnie dla ofiar konfliktów w Syrii i Iraku?

Ciągle trzeba się "chwalić" dotychczasowym wielkim zaangażowaniem, przede wszystkim Caritasu Polska i Papieskiego Stowarzyszenia Pomoc Kościołowi w Potrzebie w Syrii i sąsiednich krajach (Libanie, Jordanii, Turcji, Iraku) przyjmujących uchodźców. To są pomoc w finansowaniu szkół, służby zdrowia, wyżywienia, w sanitarnych i higienicznych warunkach koczowania setek tysięcy ludzi od początku konfliktu wojennego w Syrii. Niezwykłym umocnieniem dla mnie były słowa arcybiskupa Gądeckiego wypowiedziane w ubiegłym roku podczas liturgii w niedużej parafii, kiedy na dzień przed papieżem Franciszkiem powiedział, że Kościół w Polsce powinien otworzyć swoje wspólnoty.

W jakimś sensie byłem tym zaskoczony. I potem bardzo szybko w Śremie mieliśmy przypadek, kiedy to rodzina syryjska została wręcz modelowo przyjęta i otoczona troską. Znaleziono szkołę dla dzieci, pracę dla dorosłych, dobre warunki do życia na plebanii. Jednak okazało się, że zniknęli z soboty na niedzielę w tajemniczych okolicznościach i uciekli na Zachód. I to automatycznie zepsuło całą argumentację o otwieraniu się na azylantów. To był dla mnie cios. Natychmiast wykorzystano ten argument w rozmowach, od prywatnych do politycznych. Na poziomie kościelnym od czasu wydania stanowiska przez naszą Radę odbyły się trzy zebrania Konferencji Episkopatu Polski i za każdym razem ten temat znalazł się w końcowych komunikatach.

M.T.: To są ważne działania, wymagają jednak rozwinięcia w praktyce.

We wrześniu ubiegłego roku Caritas Polska został delegowany do zajęcia się sprawą uchodźców. Mówimy konkretnie o dwóch programach: Rodzina Rodzinie i korytarze humanitarne. Program Rodzina Rodzinie stworzony był dla Ukrainy, kiedy po Majdanie  udało się zorganizować pomoc dla rodzin ukraińskich przez około dziesięć tysięcy rodzin polskich, wykorzystując bezpośrednie relacje między nimi.

Przeniesienie doświadczeń z Ukrainy do Libanu będzie wyzwaniem, ale na szczęście Caritas Polska i Caritas Liban, Caritas Jordania i Caritas Syria są ze sobą bardzo sprawnie powiązane i mają  dobre doświadczenie, jeśli chodzi o współpracę. Drugim punktem, który zyskał aprobatę Episkopatu, jest zbadanie możliwości stworzenia korytarzy humanitarnych w realiach polskich. Ten model funkcjonuje we Włoszech z inicjatywy stowarzyszenia katolików Wspólnota Sant’Egidio.

Pomysł polega na dotarciu do ludzi, którzy znajdują się w potrzebie i absolutnie skrajnej nędzy, którym trzeba pomóc tu w Europie, bo tam nie da się im już pomóc. Korytarze humanitarne pomogłyby tym ludziom przedostać się na zasadzie wizy humanitarnej do Polski, a tutaj należałoby poszukać miejsc, środowisk, ludzi, którzy znajdą dla nich schronienie przynajmniej do zakończenia wojny w Syrii. Nie da się tego zrobić bez porozumienia ze strukturami i służbami państwa, zwłaszcza ds. bezpieczeństwa. Model korytarzy humanitarnych ma szansę nada temu potwornemu zjawisku, jakim jest fala uchodźców, przemytu i handlu ludźmi, ludzką, Chrystusową twarz. Mamy szansę, aby odpowiedzieć na wyzwanie Ewangelii. Brzmi to górnolotnie, ale to jest konieczne i możliwe.

P.K.: Nasze społeczeństwo statystycznie jest wierzące, ale i bardzo niechętne perspektywie przyjmowania uchodźców. To się może zmienić?

Społeczeństwo polskie jest z reguły bardzo gościnne i otwarte. Nie umiemy jednak poradzić sobie z gigantyczną skalą obecnego kryzysu i złączoną z nim skrajną wersją islamu. Czy możliwy jest dialog z islamem i muzułmanami? Jeden z kardynałów zajmujący się problematyką dialogu chrześcijańsko-muzułmańskiego odpowiedział ostatnio, że prawie wcale go nie ma. Ale alternatywą jest wojna.

Personalizm chrześcijański uzdalnia człowieka do dialogu. Mamy z tym dziś w Polsce problem. Chrześcijanie u nas nie prowadzą dialogu w sprawach najtrudniejszych, jakby zostawiali to politykom, i wówczas jakże często wchodzą jedynie w rujnujący wszystko konflikt, bo taka jest logika sporu politycznego, wręcz partyjnego, nawet w jednej rodzinie, przy jednym stole. Dialog zakłada zdolność do kompromisu, dobrą wolę, poszukiwanie wspólnych celów, chęć poznania drugiego człowieka.

Ciągle wspominam doświadczenia ze Szwajcarami, gdzie wszystko się omawia, jest spór, szuka się kompromisu i jak największego dobra dla możliwie największej grupy ludzi w społeczeństwie. To są problemy, których nie da się załatwić wyłącznie wezwaniem do modlitwy. Owszem, módlmy się - ale jeżeli za tym nie będzie szła konkretna praca nad dialogiem, to nie będzie efektu. W czasie Solidarności wydawało się, że to już umiemy. Mamy ogromny potencjał, powinniśmy poważniej potraktować Ewangelię i katolicką naukę społeczną.

Przyjąć przybysza - to cykl tekstów dotyczących problematyki migracji i uchodźców. Wraz z Caritas Polska przygotujemy dla czytelników DEON.pl wywiady, reportaże i opracowania związane z obecnym kryzysem migracyjnym. Chcemy, by dotarły do was opinie osób, które stykają się z migrantami od wielu lat i poświęcili im swoje życie. Chcemy, by dyskusję na temat uchodźców prowadzono spokojnie, bez uprzedzeń i w oparciu o fakty. Aby dowiedzieć się, jak możesz wesprzeć Caritas Polska w pomocy uchodźcom, kliknij tutaj.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus ma dziś twarz uchodźcy [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.