Kiedy pomagam kobietom z Ukrainy, wiem, co czują i rozumiem ich strach. Jestem żoną żołnierza
- Mój mąż jest zawodowym żołnierzem. Kiedy był na misjach w Afganistanie, zostawałam sama z małym synkiem. Wiem, co to strach i czekanie. Rozumiem, przez co przechodzą kobiety, które musiały zostawić wszystko i opuścić swoich mężów. Dziś mogę im pomóc jak nikt inny - mówi Basia, żona Karola, który jest obecnie liderem wspólnoty Sursum Corda w Krakowie. Razem z mężem i innymi członkami wspólnoty pomagają kilkunastu kobietom z Ukrainy, które musiały uciekać przed wojną.
Na początku marca wspólnota Sursum Corda z Krakowa przyjęła pod swoją opiekę kilkanaście osób z Ukrainy, które z powodu wojny były zmuszone opuścić swoje domy i dotychczasowe życie. To kobiety z dziećmi z różnych części tego kraju.
Dachu nad głową potrzebowało dziewiętnaście osób. Jedenaście z nich mieszka obecnie w Wadowicach, osiem w krakowskim Podgórzu.
- O potrzebie pomocy tym konkretnym kobietom i ich dzieciom dowiedzieliśmy się od zaprzyjaźnionych księży. Jeden z nich przyjął niektóre osoby pod swój dach, ponieważ nie miały one w Polsce rodziny ani znajomych - mówi Karol, były żołnierz, a obecnie lider wspólnoty.
Domu w Wadowicach i w Podgórzu użyczyli członkowie wspólnoty. Wśród osób, które otrzymały pomoc, jest m.in. kobieta w szóstym miesiącu ciąży i 10-miesięczne dziecko.
- Jeden z członków naszej wspólnoty ma dom koło Wadowic, który był niezamieszkany od jakiegoś czasu. Inny znajomy, który mieszka sam, również chciał i mógł użyczyć dachu nad głową. To była inspiracja, jak można pomóc. I tak się stało - dodaje Karol.
Zalazł się dach nad głową, a odzew innych członków wspólnoty był również bardzo pozytywny. Wiele z nich zdecydowało się na systematyczną pomoc. I w ten sposób od początku marca konkretna pomoc trafia do konkretnych ludzi.
Jedni się modlą, inni wpierają uchodźców dobrym słowem. Niektórzy mocno zaangażowali się w pomoc finansową, dzięki której wspólnota kupuje potrzebującym żywność, ubrania, rzeczy dla dzieci i niemowlaków, pokrywa opłaty związane z użytkowaniem domów w Krakowie i Wadowicach.
- Jedna czy dwie osoby nie są wstanie unieść takiego zobowiązania. Jako wspólnocie jest nam po prostu łatwiej. Ufamy, że jest to dziś również nasze zadanie, aby zadbać o tych, którzy z powody wojny stracili wszystko - podkreśla Karol.
Pomoc finansowa i opieka na kobietami i ich rodzinami to jeden ze sposobów, w jaki angażuje się Sursum Corda. Drugi poziom to pomoc na poziomie parafii. - Od początku wojny zbieraliśmy również paczki dla uchodźców, ale kiedy proboszcz parafii ogłosił podobny apel, by nie dzielić rzeczywistości, połączyliśmy nasze siły i zbieramy rzeczy, które przynoszą parafianie i członkowie naszej wspólnoty - dodaje.
Punktem zbiórki jest furta w kościele Matki Bożej Nieustającej Pomocy przy zakonie redemptorystów w Krakowie, gdzie działa Sursum Corda. Tu można zostawić zapakowane paczki żywnościowe i dobrej jakości ubrania dla uchodźców. Na stronie wspólnoty określono listę tego, co jest aktualnie potrzebne. Rzeczy są cyklicznie zawożone przez wspólnotę do punktu Caritasu w Brzegach.
Inną pomocą jest obecność. - Raz na tydzień w kilka osób jeździmy z żoną i znajomymi ze wspólnoty do tych rodzin i zawozimy im potrzebne rzeczy. Na równi z pomocą materialną stawiamy po prostu towarzyszenie im - mówi lider wspólnoty Sursum Corda.
Dużym wsparciem są również konkretne rady, a także pokrewieństwo doświadczeń.
- Jestem żoną żołnierza. Mój mąż Karol jest zawodowo związany z wojskiem. Był trzykrotnie w Afganistanie i w innych misjach. Zostawałam wtedy sama z małym synkiem, nie miałam obok siebie rodziców. Wiem, co to strach i czekanie. Pamiętam, że często bałam się, kiedy wracałam do domu, czy nie spotkam pod domem samochodu wojskowego, który oznaczałby złe wieści - tłumaczy Basia, żona Karola.
- Dałam radę. Starałam się po prostu po ludzku nie poddawać - mówi i dodaje, że o tamtym czasie przypominają jej siwe włosy na głowie. - Są skutkiem tamtego czasu, ale wymyślono farby do włosów - śmieje się Barbara.
Jak zauważa, była w takiej samej sytuacji, w jakiej znajdują się teraz kobiety z Ukrainy, którym pomaga z mężem. Dodaje, że to opatrznościowe, że może dziś im towarzyszyć.
- Dzięki moim doświadczeniom rozumiem te kobiety i wiem, przez co przechodzą, ponieważ ja również konfrontowałam się z nieustannym strachem o życie mojego męża, z tym, że jestem sama z synem i trudności każdego dnia - mówi Barbara.
Dodaje, że kiedy rozmawia z kobietami z Ukrainy, mówi im, że była dokładnie w tym miejscu, w którym one właśnie są. Daje im konkretne wskazówki m.in. jak wspierać swoje dzieci, jak mówić im o tym, że ich ojcowie są na wojnie. Podpowiada, jak trzymać pion, by się nie rozpaść na kawałeczki i by być wsparciem dla swoich mężczyzn, którzy niewątpliwie takiego wsparcia na wojnie potrzebują.
- To, co mnie bardzo cieszy, to że nasza pomoc działa. Jedna z Ukrainek mówiła mi, że stała się silniejsza i kiedy rozmawia ze swoim mężem, również i on lepiej się czuje i lepiej sobie radzi - mówi Basia. Dopowiada, że stara się pokazać, jak można żyć mimo tego, że nie wiadomo, co przyniesie jutro.
- Można mieć plany pomimo braku wielu odpowiedzi i życia w stresie i wciąż oczekiwać najlepszego, nawet jeśli meta nadal się odsuwa - dodaje.
Życie uchodźców, którzy na Ukrainie pozostawili swoich bliskich, niesie rozterki i problemy trudne do rozwiązania. - Jedna z kobiet opowiadała mi, że jej 90-letnia mama została sama w Łucku na Wołyniu. Staruszka bardzo dzielnie znosi tę sytuację, ale czasami płacze i prosi córkę, by ta po nią przyjechała - mówi Karol.
Nie wiadomo, co przyniesie bliska i dalsza przyszłość dziewiętnastu podopiecznym, którymi opiekuje się wspólnota Sursum Corda. Wiadomo, że nie zostaną sami.
Osoby, które chcą pomóc, mogą to zrobić przez wsparcie finansowe w postaci bezpośrednich wpłat na konto Stowarzyszenia Sursum Corda:
Szkoła Ewangelizacji Sursum Corda
ul . Zamoyskiego 56, Kraków
89 1140 2004 0000 3202 7819 8349
Skomentuj artykuł