Nowonarodzony przynosi dobrą nowinę ubogim. Jezus na to został posłany, aby ubogim zajmującym najniższe szczeble drabiny społecznej ogłosić ewangelię. Nawet Jan Chrzciciel rodzi się pośród krewnych i sąsiadów, którzy cieszą się. Jezus przy narodzinach jest samotny. To jest czytelnym znakiem misji, jaka jest Jemu przeznaczona.
‘Nie bój się przyjąć!’ Reakcja niepewności i lęku towarzyszy ludzkości w kontakcie z Bogiem od zarania dziejów. Już w raju Adam boi się i ukrywa przed Stworzycielem. Tak samo Józef, mimo iż był ‘człowiekiem sprawiedliwym’ boi się i nie radzi sobie z presją chwili. Bóg przemawia do nas na różne sposoby i współpracuje z nami dla dobra naszego i świata.
Wszystko ma sens i swoje znaczenie w historii zbawienia. Bóg nie manipuluje człowiekiem. Daje mu wolność wyboru. Nie przymusza do niczego. On zawsze ‘nawiedza’ i ‘wyzwala’. Nie tylko w przeszłości. On działał kiedyś, ale wyzwala także dzisiaj. Także dzisiaj okazuje nam swoje miłosierdzie.
Dla pogan życie było podległe "fatum" - przypadkowi. Żydzi, a potem i chrześcijanie widzieli w tym misję i zadanie, jakie Opatrzność przewidziała dla każdego. Człowiek nie podlega przypadkowi, ale wyszedł od Boga, jest miłowany, chciany i prowadzony w życiu przez Niego. Imię jest zatem znakiem powołania, misji, jaką każdy otrzymuje.
Hymn Magnificat ewangelista Łukasz sytuuje jako pieśń pochwalną po Nawiedzeniu św. Elżbiety, która była już w ‘szóstym miesiącu’ ciąży, oczekując narodzin Jana Chrzciciela. Jesteśmy w Ain Karem, kilka kilometrów na zachód od Jerozolimy w domu rodziców Jana.
Historia to nie przeszłość, ale ‘nauczycielka życia’. Pewne fakty, wydarzenia i sytuacje mogą należeć do przeszłości, bo już się zdarzyły, ale ich przesłanie, nauka czy inspiracja trwa i wciąż ma znaczenie dla człowieka. Nasza historia nie znika w odmętach przeszłości, ale stanowi soki żywotne dla naszego dzisiaj i jutro.
Liturgia prowadzi nas do Nazaretu – miejsca zwyczajnego, cichego i pozornie nieznaczącego. To właśnie tam, w intymnej rozmowie Maryi z aniołem Gabrielem, rozstrzygnęły się losy świata. Ewangelia o Zwiastowaniu przypomina, że Bóg nie przychodzi w huku i spektaklu, lecz w ciszy serca gotowego zaufać i powiedzieć: "niech się stanie".
Przerażenie i strach Zachariasza. „Pierwszą reakcją człowieka na Bożą interwencję jest zawsze lęk”. Od pierwszych słów Adama w raju po historię każdego w doświadczeniu spotkania z Bogiem i Jego działaniu w życiu ludzi, człowiek odkrywa swoją małość i boi się. Doświadczenie spotkania z Bogiem jest zawsze dopełnione wezwaniem „nie bój się” i otwarciem nowej perspektywy.
Opowiadanie Mateusza jest przede wszystkim refleksją nad sensem pochodzenia Jezusa niż rekonstrukcją psychologicznego kryzysu i zmagania się między ‘przyrzeczonymi małżonkami’. Jest to katecheza o pochodzeniu człowieka od Boga i Jego zaangażowaniu w życie każdego człowieka.
Zanim usłyszymy o narodzeniu Jezusa, Ewangelia prowadzi nas przez długą listę imion. To nie jest suchy zapis, ale historia ludzi – z ich wiarą, słabościami i wyborami. Bóg nie omija ludzkiej przeszłości, lecz wchodzi w nią dokładnie taką, jaka jest. Rodowód Jezusa przypomina, że także nasze życie ma swoje miejsce w historii zbawienia.
Jesteśmy w Jerozolimie, w świątyni, w otoczeniu wielu słuchaczy Jezusa, a wśród nich arcykapłani i starsi ludu. Posłucham przypowieści o dwóch synach, którą Pan do nich kieruje. Tylko ewangelista Mateusz ją przytacza. Zwrócę uwagę na swoje skojarzenia i odczucia.
Starsi ludu i arcykapłani boją się osobistych decyzji, ale i porażki. Nie podejmują ryzyka. To ich zamyka na prawdę. Sprawia też, że nie mogą być autentycznymi przewodnikami ludu. Słowo i Boże działanie stają się rzeczywistością, "wydają owoc" tylko wtedy, gdy jestem gotów podjąć osobiste ryzyko wiary.
Fiolet, który towarzyszył nam w liturgii przez ostatnie dwa tygodnie – kolor powagi, pokuty, pewnego wyciszenia – ustępuje dziś, w niedzielę Gaudete, miejsca różowi. Widzimy go tylko dwa razy w roku. I powiem szczerze: uwielbiam ten moment, bardzo lubię ten kolor liturgicznych szat. Nie dlatego, że jest estetycznie intrygujący czy przełamuje rutynę. Lubię go, bo on w pewnym sensie krzyczy. Jest niemym, ale niezwykle wyrazistym komunikatem: „To, na co tak czekasz, jest już bardzo blisko”.
Jezus pyta: „coście wyszli zobaczyć?” Jan pyta zaś Pana przez swoich uczniów: Czy Ty jesteś tym zapowiedzianym, czy mamy oczekiwać kogoś innego? To, o co Jan pyta nie jest błahe. Musimy wyzbyć się naszych fałszywych wyobrażeń i odkrywać prawdę o Bogu i Jego królestwie. Niebezpieczeństwo zgorszenia, powątpiewania jest ciągle aktualne.
dm
Oczyma wyobraźni przyjrzę się temu obrazowi – dzieciom na rynku – który maluje przede mną Jezus. Posłucham ich narzekania, wymówek do rówieśników, skarg, jakie wydobywają się z ich ust. Jezus mówi te słowa także do mnie. Jakie struny i wspomnienia one wywołują.
‘Królestwo niebieskie zdobywają ludzie gwałtowni’. Jest to słowo, które trudno zinterpretować. Być może chodzi o ‘próby’, jakim będą poddani ‘sprawiedliwi,’ albo zapowiedź prześladowań: Jan już jest w więzieniu i zostanie stracony, Jezus wkrótce rozpocznie swoją mękę. To jakby moment tryumfu ludzi gwałtownych, ale ostatecznie to Jan i Jezus są tymi, którzy zwyciężają.
Słowa Jezusa „Przyjdźcie do Mnie wszyscy” brzmią jak czułe wołanie skierowane do każdego, kto nosi w sobie zmęczenie, niepokój i ciężar codzienności. Chrystus nie dokłada kolejnych obciążeń, lecz zaprasza do relacji opartej na łagodności, pokorze i miłości, która nie zniewala, lecz uzdrawia.
dm
Bóg nie chce zguby nikogo. Kościół to nie sekta wybranych, sprawiedliwych, którzy odizolowują się od grzeszników, ubogich i słabych. Jesteśmy wspólnotą usprawiedliwionych, którzy otrzymali tę łaskę. Zostaliśmy też wezwani do okazania łaskawości wobec grzeszników i okazania im łaski, bo i nam przebaczono i zostaliśmy usprawiedliwieni.
Zwiastowanie jest kluczem do zrozumienia Ewangelii. Te słowa mówią o Maryi – ‘łaski pełna’ i o tym, kim jest Bóg – ‘Pan z tobą’. Maryja w wolności wypowiada swoje ‘niech mi się stanie’, podobnie, jak Bóg oczekuje, że ja w wolności wypowiem swoje ‘tak’ – by mocą Ducha Słowo stało się we mnie ciałem.
Niedawno usłyszałem zdanie, które nie daje mi spokoju. To słowa pewnego małżeństwa, ludzi, którzy są ze sobą już sporo lat i z zewnątrz wyglądają na takich, co to „zjedli zęby” na byciu razem. Powiedzieli coś, co w pierwszym odruchu wydaje się nielogiczne, a jednak, gdy się nad tym głębiej zastanowić, trafia w samo sedno. Sens był taki: im bliżej jesteś z kimś w relacji, im głębiej kogoś poznajesz i im więcej o nim wiesz, tym paradoksalnie trudniej jest kochać. Nie chodzi o to, że miłość wygasa – wręcz przeciwnie, kocha się mocniej i pełniej, lecz o wiele trudniej jest tę miłość okazywać, trudniej sprostać temu, co o drugiej osobie już wiemy i vice versa.
{{ article.description }}